sobota, 16 sierpnia 2014

Karen Robards – „Spacer po północy”













Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 1996
Tytuł oryginału: Walking After Midnight
Przekład: Tomasz Misiak





Praca w zakładzie pogrzebowym raczej nie należy do najprzyjemniejszych, nawet jeśli ze zmarłymi człowiek ma jak najmniej do czynienia. Sam fakt przebywania w takim miejscu może sprawić, że włos na głowie nam się zjeży ze strachu. Oczywiście, do wszystkiego można się przyzwyczaić, więc i pracownicy zakładów pogrzebowych traktują w końcu swoją pracę jak coś normalnego. Mówi się wszak, że żadna praca nie hańbi, natomiast ktoś przecież musi wyprawić zmarłego na ten drugi świat. Nie wiem tylko, czy ktokolwiek z pracowników tegoż przybytku zmarłych jest przygotowany psychicznie na sytuację, w której jego podopieczny nagle… ożywa, i wcale nie wygląda na takiego, który wybierałby się na tamten świat. W gruncie rzeczy „trup” ma się całkiem dobrze i nawet obrażenia ciała, których nabawił się tuż przed „śmiercią” w ogóle nie przeszkadzają mu w osiągnięciu zamierzonego celu.

Trzydziestosześcioletnia Summer McAfee to kobieta z przeszłością. Nieudane małżeństwo, a do tego jeszcze chybiona kariera w zawodzie modelki sprawiły, że nie pozostało jej nic innego, jak tylko założyć własną firmę sprzątającą i świadczyć usługi w tej dziedzinie rozmaitym zakładom czy też osobom indywidualnym. Generalnie Summer nie narzeka na swoje życie, co wcale nie oznacza, że nie myśli o tym, aby coś w nim zmienić. Wciąż jednak ma w pamięci osobę byłego męża, który prawdę mówiąc nie popisał się w swojej roli. A zatem jak tu zaufać kolejnemu facetowi? Będzie ciężko, prawda?

Pewnej nocy Summer dostaje zlecenie posprzątania domu pogrzebowego, którego właścicielami są bracia Harmon. Kobieta jest wściekła, ponieważ to nie ona powinna zakasać rękawy i sprzątać, ale jej pracownice. W końcu przecież za to im płaci! Niemniej, jak na złość, podwładne z jakiegoś powodu nie zjawiają się w pracy i to Summer – choć jest szefową – musi je zastąpić. Pomimo że była modelka do strachliwych nie należy, to jednak sam fakt przebywania w środku nocy w miejscu, które nie kojarzy się najlepiej, budzi w niej lęk. Na każdy – choćby nawet – najmniejszy dźwięk, Summer reaguje niemalże histerycznie. Wciąż wydaje jej się, że nie jest w domu pogrzebowym sama. Odnosi wrażenie, iż zmarli, którzy już następnego dnia mają zostać włożeni do grobów, w jakiś niezrozumiały sposób, błądzą po budynku i napędzają jej strachu. Oczywiście kobieta próbuje całą winą obarczyć swoją wybujałą wyobraźnię, która zapewne płata jej figle. Niemniej jednak, rozum jedno, a wyobraźnia zupełnie co innego.

W pewnym momencie Summer jest nieomal pewna, iż nie jest w zakładzie sama. Że oprócz tych wszystkich zmarłych, którzy już naprawdę niewiele mogą, przebywa z nią jeszcze ktoś, kto absolutnie nie jest przeznaczony do wyprawy na drugi świat. Kiedy z przysłowiową duszą na ramieniu, staje przy nagim i niesamowicie pokiereszowanym ciele mężczyzny, okazuje się, że ten jednak żyje. Wystarczy jeden ruch nogą, aby Summer z krzykiem wybiegła w ciemną noc, nie mając najmniejszego pojęcia, co robić dalej. Możliwe, że to wszystko jej się tylko wydawało! Być może ten facet wcale nie ruszył nogą! Tak, na pewno to wyobraźnia znów płata jej figle! Niemniej, serce Summer nadal bije jak oszalałe, a ona zastanawia się, czy przypadkiem nie wrócić z powrotem do domu pogrzebowego, i nie przekonać się na własne oczy, jak jest naprawdę. I w tym momencie kobieta popełnia błąd, który może ją kosztować nawet życie. Facet faktycznie żyje! Jak to się mogło stać? Czy naprawdę nikt nie zauważył, że przywozi do zakładu żywego człowieka? A może to jakiś podstęp? Może ten pokiereszowany mężczyzna sam się tutaj ukrył, aby uciec przed tymi, którym czymś się naraził?

jedno z amerykańskich
wydań książki
Wyd. Dell Publishing Company
Nowy Jork 1995
Zapewne Summer McAfee nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że kiedyś spotka ją coś takiego. Przypuszczalnie nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej stać się zakładniczką psychopaty, który prawdopodobnie ma na swoim koncie morderstwa innych ludzi. Czy tym razem przyszła kolej na nią? Czy to ona – Summer McAfee – ma stać się kolejną ofiarą tego „żywego trupa”? Na chwilę obecną nie ma jednak wyjścia i musi wykonywać wszystkie jego polecenia, aby móc zachować życie. Czy uda jej się wyjść cało z opresji? Kim tak naprawdę jest mężczyzna, którego Summer odnalazła żywego w domu pogrzebowym?

Karen Robards to autorka, która niektórym może kojarzyć się z tworzeniem romansów, zważywszy że powyższa polska okładka dokładnie pokazuje z jakiego typu książką będziemy mieć do czynienia, jeśli po nią sięgniemy. I tutaj wiele mogą stracić ci, którzy oceniają powieść właśnie po okładce. To, co widać wyżej zupełnie nie nadaje się dla tej książki. Kiedy zagłębimy się w fabułę, od razu rzuci nam się w oczy, iż mamy przed sobą thriller romantyczny. Owszem, jest romans (bo jak mogłoby być inaczej?), ale wątek kryminalny wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Pojawia się bezwzględna mafia, która likwiduje wszystkich, których spotka na swojej drodze. Oczywiście nasz „żywy trup” jest w całą tę sytuację poważnie zamieszany. Z drugiej jednak strony, odnoszę wrażenie, iż pomimo tak poważnych tematów, jakim są gangsterzy, przemyt narkotyków czy korupcja, thriller napisany jest trochę z przymrużeniem oka. To taka komedia zdarzeń i pomyłek, które w konsekwencji sprawiają, że czytelnik zamiast się bać, po prostu się uśmiecha. Humor poprawia nam dodatkowo styl przekładu, który moim zdaniem jest rewelacyjny!

Moją uwagę zwrócił oczywiście towarzysz Summer McAfee. Jak zapewne zdążyliście już przeczytać, facet jest niesamowicie pokiereszowany, a co za tym idzie powinien też być niemiłosiernie obolały i praktycznie niezdolny do wykonania choćby najmniejszego ruchu. No właśnie. Powinien, ale nie jest! Wiem, że sytuacja wymaga tego, aby naszego bohatera roznosiła niespożyta energia, ale bez przesady! Nie w tym stanie fizycznym, w jakim się znajduje! Niestety, amerykańscy pisarze mają to do siebie, że ich bohaterowie są po prostu niezniszczalni. I nie obchodzi ich fakt, czy taka postać w pewnym momencie wyda się czytelnikowi wręcz śmieszna i nierealna, pomimo że nie odnosi się do literatury fantastycznej. Oni po prostu muszą od początku do końca stworzyć bohatera, który już na starcie wygra walkę ze Złem. Tak właśnie jest i w tym przypadku. Choć logicznie rzecz ujmując człowiek, będący w sytuacji Steve’a Calhouna, nie miałby szans na przeżycie, to jednak w amerykańskiej rzeczywistości literackiej te szanse nie tylko ma, ale też doskonale sobie radzi w pokonywaniu swoich przeciwników, którzy nie mają przecież dla niego litości i okładają go gdzie popadnie i czym popadnie. Nie należy też zapominać o rezolutnej suczce o imieniu Muffy, bez pomocy której z naszymi bohaterami byłoby naprawdę krucho. Natomiast jeśli chodzi o akcję powieści, to rozgrywa się ona w mieście Murfreesboro w stanie Tennessee, w hrabstwie Rutherford.

W swojej powieści Karen Robards połączyła nie tylko romans z thrillerem, ale także dodała elementy literatury fantasy, a dokładnie wprowadziła motyw ducha osoby, która zmarła tragicznie kilka lat wcześniej, i teraz pragnie naprawić swoje błędy oraz uchronić przed niebezpieczeństwem tych, którzy za jej życia byli dla niej naprawdę ważni. Tak więc ten duch od czasu do czasu przybywa na Ziemię i robi swoje, czasami wręcz doprowadzając do szału osoby najbardziej zainteresowane. Oczywiście to wszystko ma swoje źródło w przeszłości tych, którzy wciąż żyją.

Jak widać powyżej, książka nowością nie jest, ponieważ została w Polsce wydana prawie dwadzieścia lat temu. Z pewnością powieść ta nie wpisuje się w kanon lektur, które czytane są obecnie. Niemniej, mnie żadne normy czytelnicze ani trendy nie obowiązują, więc książkę przeczytałam z zainteresowaniem, i niewykluczone, że jeszcze kiedyś sięgnę po twórczość Karen Robards. Natomiast Spacer po północy to bez wątpienia powieść, która potrafi poprawić czytelnikowi humor na bardzo długo.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz