Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa
1996
Tytuł
oryginału: Walking After Midnight
Przekład:
Tomasz Misiak
Praca
w zakładzie pogrzebowym raczej nie należy do najprzyjemniejszych, nawet jeśli
ze zmarłymi człowiek ma jak najmniej do czynienia. Sam fakt przebywania w takim
miejscu może sprawić, że włos na głowie nam się zjeży ze strachu. Oczywiście,
do wszystkiego można się przyzwyczaić, więc i pracownicy zakładów pogrzebowych
traktują w końcu swoją pracę jak coś normalnego. Mówi się wszak, że żadna praca
nie hańbi, natomiast ktoś przecież musi wyprawić zmarłego na ten drugi świat. Nie
wiem tylko, czy ktokolwiek z pracowników tegoż przybytku zmarłych jest
przygotowany psychicznie na sytuację, w której jego podopieczny nagle… ożywa, i
wcale nie wygląda na takiego, który wybierałby się na tamten świat. W gruncie
rzeczy „trup” ma się całkiem dobrze i nawet obrażenia ciała, których nabawił
się tuż przed „śmiercią” w ogóle nie przeszkadzają mu w osiągnięciu
zamierzonego celu.
Trzydziestosześcioletnia
Summer McAfee to kobieta z przeszłością. Nieudane małżeństwo, a do tego jeszcze
chybiona kariera w zawodzie modelki sprawiły, że nie pozostało jej nic innego,
jak tylko założyć własną firmę sprzątającą i świadczyć usługi w tej dziedzinie
rozmaitym zakładom czy też osobom indywidualnym. Generalnie Summer nie narzeka
na swoje życie, co wcale nie oznacza, że nie myśli o tym, aby coś w nim
zmienić. Wciąż jednak ma w pamięci osobę byłego męża, który prawdę mówiąc nie
popisał się w swojej roli. A zatem jak tu zaufać kolejnemu facetowi? Będzie
ciężko, prawda?
Pewnej nocy Summer dostaje
zlecenie posprzątania domu pogrzebowego, którego właścicielami są bracia
Harmon. Kobieta jest wściekła, ponieważ to nie ona powinna zakasać rękawy i
sprzątać, ale jej pracownice. W końcu przecież za to im płaci! Niemniej, jak na
złość, podwładne z jakiegoś powodu nie zjawiają się w pracy i to Summer – choć
jest szefową – musi je zastąpić. Pomimo że była modelka do strachliwych nie należy,
to jednak sam fakt przebywania w środku nocy w miejscu, które nie kojarzy się
najlepiej, budzi w niej lęk. Na każdy – choćby nawet – najmniejszy dźwięk,
Summer reaguje niemalże histerycznie. Wciąż wydaje jej się, że nie jest w domu
pogrzebowym sama. Odnosi wrażenie, iż zmarli, którzy już następnego dnia mają
zostać włożeni do grobów, w jakiś niezrozumiały sposób, błądzą po budynku i
napędzają jej strachu. Oczywiście kobieta próbuje całą winą obarczyć swoją
wybujałą wyobraźnię, która zapewne płata jej figle. Niemniej jednak, rozum
jedno, a wyobraźnia zupełnie co innego.
W
pewnym momencie Summer jest nieomal pewna, iż nie jest w zakładzie sama. Że
oprócz tych wszystkich zmarłych, którzy już naprawdę niewiele mogą, przebywa z
nią jeszcze ktoś, kto absolutnie nie jest przeznaczony do wyprawy na drugi
świat. Kiedy z przysłowiową duszą na ramieniu, staje przy nagim i niesamowicie
pokiereszowanym ciele mężczyzny, okazuje się, że ten jednak żyje. Wystarczy
jeden ruch nogą, aby Summer z krzykiem wybiegła w ciemną noc, nie mając
najmniejszego pojęcia, co robić dalej. Możliwe, że to wszystko jej się tylko
wydawało! Być może ten facet wcale nie ruszył nogą! Tak, na pewno to wyobraźnia
znów płata jej figle! Niemniej, serce Summer nadal bije jak oszalałe, a ona
zastanawia się, czy przypadkiem nie wrócić z powrotem do domu pogrzebowego, i
nie przekonać się na własne oczy, jak jest naprawdę. I w tym momencie kobieta
popełnia błąd, który może ją kosztować nawet życie. Facet faktycznie żyje! Jak
to się mogło stać? Czy naprawdę nikt nie zauważył, że przywozi do zakładu
żywego człowieka? A może to jakiś podstęp? Może ten pokiereszowany mężczyzna
sam się tutaj ukrył, aby uciec przed tymi, którym czymś się naraził?
jedno z amerykańskich wydań książki Wyd. Dell Publishing Company Nowy Jork 1995 |
Zapewne
Summer McAfee nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że kiedyś spotka
ją coś takiego. Przypuszczalnie nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej stać się
zakładniczką psychopaty, który prawdopodobnie ma na swoim koncie morderstwa
innych ludzi. Czy tym razem przyszła kolej na nią? Czy to ona – Summer McAfee –
ma stać się kolejną ofiarą tego „żywego trupa”? Na chwilę obecną nie ma jednak
wyjścia i musi wykonywać wszystkie jego polecenia, aby móc zachować życie. Czy
uda jej się wyjść cało z opresji? Kim tak naprawdę jest mężczyzna, którego
Summer odnalazła żywego w domu pogrzebowym?
Karen
Robards to autorka, która niektórym może kojarzyć się z tworzeniem romansów,
zważywszy że powyższa polska okładka dokładnie pokazuje z jakiego typu książką
będziemy mieć do czynienia, jeśli po nią sięgniemy. I tutaj wiele mogą stracić
ci, którzy oceniają powieść właśnie po okładce. To, co widać wyżej zupełnie nie nadaje
się dla tej książki. Kiedy zagłębimy się w fabułę, od razu rzuci nam się w
oczy, iż mamy przed sobą thriller romantyczny. Owszem, jest romans (bo jak
mogłoby być inaczej?), ale wątek kryminalny wysuwa się tutaj na pierwszy plan.
Pojawia się bezwzględna mafia, która likwiduje wszystkich, których spotka na
swojej drodze. Oczywiście nasz „żywy trup” jest w całą tę sytuację poważnie
zamieszany. Z drugiej jednak strony, odnoszę wrażenie, iż pomimo tak poważnych
tematów, jakim są gangsterzy, przemyt narkotyków czy korupcja, thriller
napisany jest trochę z przymrużeniem oka. To taka komedia zdarzeń i pomyłek,
które w konsekwencji sprawiają, że czytelnik zamiast się bać, po prostu się
uśmiecha. Humor poprawia nam dodatkowo styl przekładu, który moim zdaniem jest
rewelacyjny!
Moją
uwagę zwrócił oczywiście towarzysz Summer McAfee. Jak zapewne zdążyliście już
przeczytać, facet jest niesamowicie pokiereszowany, a co za tym idzie powinien
też być niemiłosiernie obolały i praktycznie niezdolny do wykonania choćby
najmniejszego ruchu. No właśnie. Powinien, ale nie jest! Wiem, że sytuacja
wymaga tego, aby naszego bohatera roznosiła niespożyta energia, ale bez
przesady! Nie w tym stanie fizycznym, w jakim się znajduje! Niestety,
amerykańscy pisarze mają to do siebie, że ich bohaterowie są po prostu
niezniszczalni. I nie obchodzi ich fakt, czy taka postać w pewnym momencie wyda
się czytelnikowi wręcz śmieszna i nierealna, pomimo że nie odnosi się do
literatury fantastycznej. Oni po prostu muszą od początku do końca stworzyć
bohatera, który już na starcie wygra walkę ze Złem. Tak właśnie jest i w tym
przypadku. Choć logicznie rzecz ujmując człowiek, będący w sytuacji Steve’a
Calhouna, nie miałby szans na przeżycie, to jednak w amerykańskiej
rzeczywistości literackiej te szanse nie tylko ma, ale też doskonale sobie
radzi w pokonywaniu swoich przeciwników, którzy nie mają przecież dla niego
litości i okładają go gdzie popadnie i czym popadnie. Nie należy też zapominać o rezolutnej suczce o imieniu Muffy, bez pomocy której z naszymi bohaterami byłoby naprawdę krucho. Natomiast jeśli chodzi o
akcję powieści, to rozgrywa się ona w mieście Murfreesboro w stanie Tennessee,
w hrabstwie Rutherford.
W
swojej powieści Karen Robards połączyła nie tylko romans z thrillerem, ale
także dodała elementy literatury fantasy, a dokładnie wprowadziła motyw ducha
osoby, która zmarła tragicznie kilka lat wcześniej, i teraz pragnie naprawić
swoje błędy oraz uchronić przed niebezpieczeństwem tych, którzy za jej życia
byli dla niej naprawdę ważni. Tak więc ten duch od czasu do czasu przybywa na Ziemię
i robi swoje, czasami wręcz doprowadzając do szału osoby najbardziej
zainteresowane. Oczywiście to wszystko ma swoje źródło w przeszłości tych,
którzy wciąż żyją.
Jak
widać powyżej, książka nowością nie jest, ponieważ została w Polsce wydana
prawie dwadzieścia lat temu. Z pewnością powieść ta nie wpisuje się w kanon
lektur, które czytane są obecnie. Niemniej, mnie żadne normy czytelnicze ani
trendy nie obowiązują, więc książkę przeczytałam z zainteresowaniem, i
niewykluczone, że jeszcze kiedyś sięgnę po twórczość Karen Robards. Natomiast Spacer
po północy to bez wątpienia powieść, która potrafi poprawić czytelnikowi humor
na bardzo długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz