Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: North & South
Przekład: Katarzyna Kwiatkowska
W dniu dzisiejszym mija dokładnie dwieście
trzy lata od narodzin Elizabeth Stevenson, znanej czytelnikom jako Elizabeth
Gaskell. Nie jest to bynajmniej pseudonim literacki, lecz nazwisko, które
przyjęła po mężu w 1832 roku. Tak więc niniejszy wpis – choć zupełnie
niezamierzony – stanowi doskonały prezent urodzinowy dla tej wybitnej Pisarki
tworzącej w epoce wiktoriańskiej. Północ i Południe to – jak do tej pory
– pierwsza i jedyna powieść Elizabeth Gaskell, którą przeczytałam. Zapytacie
zatem, skąd wiem, że Autorka była tak wybitna, skoro poznałam tylko jedną jej
powieść? Na pewno swojej opinii nie oparłam na zdaniu krytyków czy innych
czytelników. W moim przypadku o jej kunszcie pisarskim świadczy fakt, iż przez
prawie dwieście stron powieści tak naprawdę nic się nie dzieje, a jednak nie
mogłam oderwać się od książki. Akcja nabiera tempa dopiero znacznie później,
natomiast losy bohaterów zmieniają się dynamicznie z rozdziału na rozdział.
Właśnie to zaważyło na mojej pozytywnej ocenie tej książki i określeniu
Elizabeth Gaskell mianem „wybitnej”.
Główną bohaterką powieści jest Margaret
Hale, która wraz z rodzicami mieszka na południu Anglii w Helstone. Również na
Południu mieszka dalsza rodzina Hale’ów, zaś wszyscy jej członkowie właśnie
przygotowują się do ślubu Edith Shaw, która jest kuzynką Margaret. Ojciec panny
Hale to pastor, który nagle, z niewyjaśnionych przyczyn, traci wiarę i
postanawia porzucić stan duchowny. Zarówno dla Margaret, jak i jej matki jest
to ogromny wstrząs i obydwie kobiety nie potrafią zrozumieć decyzji głowy
rodziny. Niemniej pan Hale jest wielce zdeterminowany w swoim postanowieniu,
ponieważ czuje, że jest to dla niego jedyne wyjście z sytuacji, która go w
pewien sposób ogranicza. Oczywiste jest, że rodzina Hale’ów nie może pozostać
dłużej w Helstone. Należy bowiem zwolnić plebanię dla przyszłego pastora i jego
rodziny. Kupno innego domu w tym samym mieście również nie wchodzi w grę. Pan
Hale postanawia zatem, iż przeprowadzą się na północ kraju do robotniczego
Milton*. Tymczasem młodziutka Margaret otrzymuje propozycję małżeństwa,
której nie przyjmuje. Tak więc rodzina Hale’ów wraz z wierną służącą Dixon
wyjeżdża do rzeczonego Milton, gdzie rozpocznie nowe życie.
Jak już wspomniałam, Milton to miasto
robotnicze, w którym kwitnie przemysł. Właściciele fabryk zatrudniają w nich
nie tylko miejscowych, ale także Irlandczyków. Jednym z takich właśnie
przemysłowców jest niejaki John Thornton. Mężczyzna nie jest już pierwszej
młodości, zaś lata zarządzania przędzalnią pozwoliły mu osiągnąć niebagatelne
zyski. Dość szybko pan Thornton staje się bliskim przyjacielem byłego pastora.
Ponieważ pan Hale musi z czegoś utrzymać rodzinę i służbę, rozpoczyna pracę
jako nauczyciel, a właściwie korepetytor. Stara się jak najlepiej przybliżać
swoim uczniom tajniki literatury. Właśnie jednym z takich uczniów jest
wspomniany fabrykant. Ale to nie relacje pomiędzy mężczyznami staną się pierwszoplanowym
wątkiem tej powieści. Tutaj na czoło wysuną się uczucia, jakimi wzajemnie
obdarzą się pan Thornton i Margaret Hale. Jak potoczą się losy tych dwojga? Czy
jest jakakolwiek szansa, aby miłość zawładnęła ich życiem? A może nie są siebie
godni i jedyne, co mogą czuć do siebie nawzajem to pogarda?
Margaret Hale i John Thornton reprezentują
dwa różne światy. Ona to panienka z dobrego domu, pochodząca z tej bogatszej
części Anglii. Nigdy nie musiała martwić się o przetrwanie, ponieważ zawsze był
ktoś, kto o nią zadbał. Przeważnie był to jej ukochany ojciec. Z kolei on to
mężczyzna, którego życie nie oszczędzało. Do wszystkiego musiał dochodzić o
własnych siłach. Po śmierci ojca to na jego głowę spadło zapewnienie bytu matce
i młodszej siostrze – hipochondryczce. Nigdy też nie kochał żadnej kobiety.
Praktycznie pogodził się już z faktem, iż zostanie starym kawalerem. I oto na
jego drodze staje młoda i niedoświadczona, lecz niezwykle piękna Margaret Hale.
Jak tu w takim razie powstrzymać łomot serca na widok panienki Hale, skoro jej
uroda tak go olśniewa? No nie da się. Po prostu się nie da. W przypadku Johna
jest to niewykonalne. Natomiast w jaki sposób zachowuje się Margaret? Jako
kobieta, której niczego nigdy nie brakowało, ujawnia cechy, które każdego
normalnego człowieka skutecznie odrzuciłyby od jej osoby. Lecz nie zniechęcają one
zakochanego w niej Johna. Margaret jest zadufana w sobie. Wywyższa się,
uważając, że jest kimś lepszym niż jakiś tam fabrykant, który urobił sobie ręce
po łokcie, żeby osiągnąć sukces.
Elizabeth Gaskell (29 września 1810 - 12 listopada 1865) portret został namalowany w 1832 roku autor: William John Thomson |
Niemniej każde powodzenie w pewnym momencie
może przeobrazić się w ruinę. W przypadku Johna Thorntona nie trzeba naprawdę
wiele, aby to, nad czym pracował przez lata, stracić w jednej chwili. Przecież
nasz przemysłowiec uzależniony jest od ludzi. To robotnicy w przędzalni pracują
na jego sukces. Wystarczy, że się zbuntują i wszystko przepada. Sam tak
ogromnej fabryki nie utrzyma, a czasy, w jakich przyszło mu żyć naprawdę do
łatwych nie należą. I tak oto dochodzimy do wybuchu strajku. Od tej chwili już
nic nie będzie takie samo. Nie tylko kwestia prosperowania przędzalni zmieni
się diametralnie, lecz także relacje pomiędzy Margaret i Johnem.
Elizabeth Gaskell doskonale przedstawiła
ówczesne angielskie społeczeństwo. Perfekcyjnie ukazała różnię pomiędzy
Południem a Północą. Widzimy jak na dłoni poszczególne warstwy społeczne: od
nizin aż do samych wyżyn. Na tym najniższym szczeblu znajduje się rodzina
Nicholasa Higginsa, której towarzyszy bieda i śmierć. Z kolei społeczne wyżyny
to oczywiście pan Thornton i jego rodzina oraz Margaret Hale i jej bliscy.
Oczywiście nie można tak do końca potępiać postępowania panienki Hale. Ta jej
wyniosłość skierowana jest jedynie do Thorntona. Wobec innych osób – nawet tych
niżej urodzonych – zachowuje się zupełnie inaczej. Ma dla nich ciepłe słowo,
dobry uczynek i gołębie serce. Troszczy się o los uciśnionych. W ten sposób
myśli o robotnikach przędzalni, zaś tyranem jest dla niej zakochany w niej
John. Choć sama również ma na sumieniu swoje grzechy i jest ich świadoma, a
wręcz wstydzi się ich, kiedy wychodzą na jaw, to jednak przez długi czas nie
zmienia niczego w swoim postępowaniu.
W moim odczuciu Margaret to z jednej strony
taka zadufana w sobie panienka, której wydaje się, że nikt nie jest jej wart,
lecz z drugiej myśląca o sobie niezbyt dobrze i uważająca, że na pewne rzeczy
nie zasługuje. Ta sprzeczność w jej rozumowaniu może czytelnika naprawdę
denerwować. Musi stać się naprawdę wiele, aby wreszcie zrozumiała, czego tak
naprawdę pragnie i kto jest dla niej najważniejszy. Oczywiście Margaret
przeżywa też kilka osobistych tragedii. Widzimy jak bardzo cierpi i jak
rozpacza. Wówczas można jej współczuć. Czasami jest również niezwykle odważna.
Porywa się na czyny, które panienkom z jej sfery nie przystoją. Pamiętajmy, że
mamy dziewiętnasty wiek i szereg konwenansów, których należy przestrzegać, aby
nie być źle postrzeganym w towarzystwie.
Rodzinie Hale’ów towarzyszy także
tajemnica, której ujawnienie byłoby dla jednego z jej członków śmiertelnym
zagrożeniem. Margaret wplątuje się w nią, aby ratować tych, których kocha. Nie
patrzy na własne dobre imię, lecz uważa, że to jej bliscy są w tym momencie
najważniejsi. Choć cierpi męki z powodu wyrzutów sumienia, to jednak uparcie
trwa w swoim przekonaniu.
Należy również wspomnieć o relacjach
łączących dzieci z ich rodzicami. Zarówno Margaret, jak i John do pewnego
momentu żyją z nimi pod jednym dachem. W obydwu przypadkach czytelnik
obserwuje, jak wielkim szacunkiem i miłością dzieci darzą swoich rodziców.
Oczywiście Margaret swoje uczucia wyraża w sposób typowy dla kobiety. Jest
wylewana i nie ukrywa emocji pod maską opanowania. Natomiast John Thornton,
choć kocha matkę, potrafi też się jej sprzeciwić, co robi niezwykle stanowczo.
Przyznam, że w dziewiętnastowiecznych
powieściach zawsze rozczula mnie sposób przedstawiania wyrażania uczuć w relacjach
damsko-męskich. W tym przypadku wystarczy zarzucenie mężczyźnie rąk na szyję,
aby ten od razu pobiegł do swojej wybranki z oświadczynami. Przecież tak samo
było u Jane Austen czy u sióstr Brontë. Elizabeth Gaskell
wcale nie odbiega od tej reguły. Oczywiście inaczej tę kwestię przedstawiają
autorzy współcześni lub ci, którzy tworzyli w ubiegłym stuleciu, a już ich z
nami nie ma. Wspomnijmy chociażby Victorię Holt, która zasłynęła głównie z
pisania powieści wiktoriańskich. Dla niej pożądanie i namiętność nie zawsze
kończyły się przed drzwiami sypialni bohaterów.
Skoro
już napomknęłam o Jane Austen i siostrach Brontë, to chciałabym wspomnieć o
czymś, co mi się nie spodobało. Otóż wydawca już na okładce trąbi, iż Północ
i Południe to: „wymarzona lektura dla miłośników Jane Austen i sióstr
Brontë”. Pytam się, po co taka reklama? Nie zawaham się rzec, iż Jane
Austen do Elizabeth Gaskell naprawdę wiele brakuje. Przynajmniej w moim
odczuciu. Prawdę powiedziawszy jedyną powieścią panny Austen, jaką przeczytałam
jednym tchem, był Mansfield Park. Pozostałe jej książki jakoś ciężko mi
szły, pomimo iż wcale nie uznałam ich za złe. Już bardziej skłoniłabym się ku
porównaniu Elizabeth Gaskell z siostrami Brontë. Jak gdyby tego było mało,
kiedy odwracamy książkę, na tylnej części okładki widzimy takie oto słowa: „poruszająca
powieść społeczno-obyczajowa przypominająca klimatem naszą… Ziemię obiecaną.”
I kolejna zachęta, której trudno się oprzeć, prawda? Tylko cóż poradzić, jeśli
nie każdy czytelnik przepada za Ziemią obiecaną? Przyznam szczerze, że
nieszczególnie lubię to dzieło Władysława Reymonta. I gdybym kierowała się
takimi chwytami reklamowymi, zapewne nie sięgnęłabym po Północ i Południe.
Wydawcy naprawdę powinni pójść po rozum do głowy zanim wypuszczą daną książkę
na rynek, bo czasami te hasła wrzucane na okładki mogą odnieść odwrotny skutek
niż ten zamierzony. Czytelnik sam powinien wyrobić sobie zdanie. Po co od razu narzucać mu do kogo lub czego należy porównywać daną powieść?
Pomijając
wpadkę wydawcy, Północ i Południe to powieść, która naprawdę mnie zachwyciła.
Teraz, kiedy już poznałam namiastkę twórczości Elizabeth Gaskell chcę sięgnąć
po inne jej powieści, bez względu na to czy będą to polskie tłumaczenia, czy
wersje oryginalne. Chciałabym również obejrzeć serial, który powstał na
podstawie książki. W moim odczuciu powieść jest tak doskonała, że gdy
przeczytałam ostatnią stronę, poczułam złość, że to już koniec.
* Milton – miasto fikcyjne, którego pierwowzorem jest Manchester.
Bardzo się cieszę, że uznałaś Elizabeth Gaskell za wybitną pisarkę. Mi jej powieści bardzo przypadły do gustu. Teraz czekam aż ukaże się po polsku jej biografia Charlotte Bronte (albo nieprzetłumaczone jeszcze nigdy na polski powieści). Serialu nie widziałam, ale dobrze, że mi o nim przypomniałaś, poszukam :-).
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy to Ty mnie zachęciłaś do Elizabeth Gaskell. Dziękuję! :-) Pamiętam Twoje recenzje i to właśnie dzięki nim sięgnęłam po "Północ i Południe". Mam nadzieję, że uda mi się dostać też inne książki tej autorki, bo ta naprawdę mnie zachwyciła, choć na początku na zachwyt się nie zanosiło. A serial już mi wiele osób polecało, więc muszę zobaczyć i ja. :D
UsuńUwielbiam powieść i miniserial. John długo był na szczycie moich ukochanych literackich, wciąż jest wysoko w rankingu. Akurat wczoraj sobie na serial popatrywałam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
Na razie to ja tylko widziałam foty z tego serialu i John jest boski normalnie. Idzie się naprawdę zakochać. :D Jak już się trochę ogarnę z pewnymi sprawami, to muszę serial obejrzeć. No muszę i już!!! :-)))
UsuńLubię takie klimaty, więc chętnie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam. I nie zniechęcaj się tym niezbyt dynamicznym początkiem. ;-)
UsuńPamiętam, że ta książka wyjątkowo mnie kusiła swego czasu i widzę po Twojej recenzji, że słusznie. :) Mimo wpadki.
OdpowiedzUsuńWpadka leży po stronie wydawcy, a nie autorki, więc praktycznie się nie liczy. Ta przesadzona i nachalna reklama nie ma wpływu na jakość książki. Wspomniałam o tym, bo mnie takie rzeczy denerwują, jednak w praktyce nie zwracam na to uwagi, tylko kieruję się własnym rozsądkiem. :-)
UsuńSwego czasu oglądałam serial, który bardzo lubiłam. Książki jednak nie czytałam, ale koniecznie chcę to nadrobić:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńJa jeszcze jestem przed serialem i coraz bardziej ciągnie mnie do jego obejrzenia. Mam nadzieję, że już wkrótce mi się to uda. :-) Również pozdrawiam! :-)
UsuńMam jakieś bardzo stare wydanie tej książki, ale nawet nie wiem skąd dotarła do mnie owa spuścizna niemniej jednak nie potrafiłam się przemóc, aby ją przeczytać. Dziś jednak dzięki twojej recenzji coś zaiskrzyło. Jakiś malutki płomyczek ciekawości we mnie zapłonął i nagle zapragnęłam sięgnąć po tę lekturę. W każdym razie jak tylko uporam się z moimi obecnymi egzemplarzami recenzenckimi to nie omieszkam przeczytać także ,,Północ i południe''.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba, choć za klasyką nie przepadasz, a te książki mają "duszę", czego dzisiejszym lekturom bardzo brakuje. Dlatego ja rzadko zgadzam się na egzemplarze recenzenckie, bo chcę czytać dla przyjemności, a nie dlatego, że ktoś tego ode mnie oczekuje. Zresztą, ja mam tak wybredny gust, że dziś mało która książka jest w stanie mnie zachwycić. ;-)
UsuńCzytałam "Ruth" Gaskell i choć mi się podobało, to po lekturze tej książki chyba nie nazwałabym autorki wybitną. Ale cieszę się, że "Północ i Południe" odebrałaś tak dobrze - może i mnie zachwyci, bo książkę mam w planach ;-)
OdpowiedzUsuńOj, zazdroszczę tej "Ruth". :-) A to, czy autorka jest wybitna, czy nie zależy od indywidualnych spostrzeżeń czytelnika. W moich oczach na pewno jest lepsza niż Jane Austen, a przeczytałam wszystkie książki panny Austen, więc mam już rozeznanie na ten temat. Mam nadzieję, że "Północ i Południe" Ciebie również zachwyci. :-)
Usuń"Północ - Południe" kojarzę właśnie z serialem, ale fajnie dowiedzieć się o książce. Z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńTak czytam Twój komentarz i zastanawiam się czy myślimy o tym samym serialu. Bo "Północ - Południe" to książka napisana przez Johna Jakesa. Ta książka ma też swoją kontynuację: "Miłość i Wojna" oraz "Niebo i Piekło". Główną rolę w tym serialu zagrał mój ukochany Patrick Swayze. Te dwie pozycje bardzo często są ze sobą mylone. ;-)
UsuńZdążyłam już to sprawdzić przed wstawieniem komentarza i zarówno książka o której wspominasz w komentarzu, jak i tekście mają wersje serialowe. Ja w czasie czytania notki przypomniałam sobie serial bo skojarzyłam nazwiska.
UsuńAha, no to teraz już wszystko jasne. ;-)
Usuńja także kojarzę ten tytuł z serialem i szczerze to nie przepadam za tymi czasami w literaturze, ale tak przekonujesz, że może spróbuję, bo mam wrażenie że trafiłam na złe książki, które do tych czasów mnie zraziły...;) recenzja miodzio:)
OdpowiedzUsuńEpoka wiktoriańska przeważnie kojarzy się z klasykami, a klasycy uważani są za "ciężkostrawnych", jeśli chodzi o ich czytanie. Dlatego mogę zrozumieć niechęć wielu osób do tej epoki. Ja jako pasjonat historii nie mogę przejść obojętnie obok takich lektur. Dlatego tak je tutaj zachwalam. :-)
UsuńChetnie poznam twórczość autorki, jak zwykle zostałam przekonana :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja na blogu generalnie staram się polecać dobre książki, oczywiście dobre z mojego punku widzenia, bo gusta są rożne. Z tych współczesnych pozycji naprawdę niewiele jest mnie w stanie zachwycić. Mam bardzo małą grupkę współczesnych pisarzy, których czytam i z niecierpliwością wypatruję ich kolejnej książki. Ale uwierz mi, tych autorów jest naprawdę bardzo mało, tak polskich, jak i obcych. :-)
UsuńZgadzam się z Tobą, większość książek jest napisana, ale bez przekazu, emocji, refleksji, ot taka kolejna historia, ale całe szczęście zdarzają się perełki :)
UsuńI oby takich perełek było jak najwięcej, a polscy autorzy nie ściągali pomysłów z Zachodu, tylko tworzyli swoje własne opowieści. :-)
UsuńWłaśnie skończyłam czytać Północ i południe i muszę stwierdzić, że baaaardzo mi się podobało. Lubię powieści w takim klimacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Klasyka jest bezcenna i trzeba ją czytać i pisać o niej, żeby nie została wyparta przez nowości. Cieszę się, że książka Ci się podobała, bo faktycznie jest fantastyczna. Pozdrawiam! :-)
Usuń