Premiera książki 25 września 2013 roku!
Wydawnictwo: FILIA
Poznań 2013
Seria z tulipanem
Na każdą nową powieść Agnieszki
Lingas-Łoniewskiej zawsze wyczekuję z ogromną niecierpliwością, a potem po jej
przeczytaniu niemal za każdym razem musi upłynąć trochę czasu zanim uda mi się
zebrać myśli i napisać recenzję. Autorka generalnie tworzy powieści z tak
potężnym ładunkiem emocjonalnym, że czytelnik czuje się rozbity jeszcze przez
długi czas. Sięgając po jakąkolwiek książkę Agnieszki Lingas-Łoniewskiej nie
należy bynajmniej spodziewać się, że spotkamy tam grzecznych i ułożonych
bohaterów, którzy w swoim życiu nie zrobili niczego złego i idą przed siebie
drogą powszechnie obowiązujących zasad moralnych. O, nie! Jest wręcz odwrotnie,
szczególnie jeśli przyjrzymy się bliżej męskim postaciom. No właśnie. Jacy
zatem są „mężczyźni” Agnieszki Lingas-Łoniewskiej? Na pewno zbuntowani i
dźwigający na swoich barkach ciężar przeszłości, z którym nie potrafią sobie
poradzić. I kiedy są przekonani, że w życiu nie spotka ich już nic dobrego, bo
zwyczajnie na żadne DOBRO nie zasługują, wówczas pojawia się ONA, która wywraca
ich świat do góry nogami. Wtedy przychodzi kolejny bunt, walka z demonami
przeszłości, a nade wszystko walka z samym sobą i uczuciami, które rozsadzają
danego bohatera od środka.
Nie inaczej jest w przypadku Łatwopalnych.
Jestem skłonna przyznać, że w najnowszej powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej tych
emocji jest znacznie więcej niż mogliśmy ich doświadczyć w poprzednich
książkach Autorki. Mało tego. Podczas lektury czytelnik przeżywa chwile, kiedy
jest już niemal pewien którego z bohaterów darzy sympatią, a którym najchętniej
potrząsnąłby, aby sprawić, że ten wreszcie przejrzy na oczy i przestanie zachowywać
się tak, a nie inaczej. I co się wtedy dzieje? Otóż pojawia się tak
nieoczekiwany zwrot akcji, iż wracamy do punktu wyjścia i diametralnie zmieniamy
swoją poprzednią decyzję oraz ocenę danej postaci. Kim zatem są główni bohaterowie Łatwopalnych?
Jest ich troje: Jarek, Grzesiek, a pomiędzy nimi Monika.
Jarosław Minc to wieczny uciekinier
dobiegający czterdziestki, który wciąż katuje się tym, co wydarzyło się w jego
życiu w przeszłości. Nie potrafi normalnie egzystować, a w dodatku uważa, że w
żadnej mierze nie zasługuje na to, aby być szczęśliwym. Mężczyzna ma też pewien
talent, który z powodzeniem rozwija. Jego znakiem rozpoznawczym jest
zapierający dech w piersi motocykl.
Grzegorz Czarniewski zwany swego
czasu „złotym chłopcem”, któremu wszystko w życiu przychodziło niezwykle łatwo
z uwagi na wpływowego ojca. Ale przecież za wszystko w życiu trzeba płacić, tak
więc i Grześ swoje musiał poświęcić za cenę własnego szczęścia. Czarniewscy to
jedna z tych rodzin, która „trzęsie” małym prowincjonalnym miasteczkiem,
położonym gdzieś pod Wałbrzychem. Nazwy miejscowości nie znamy. Wiemy jedynie,
na jakim terenie Polski jest umiejscowiona.
Monika Rudzka to lokalna
nauczycielka języka polskiego. Jej życie praktycznie nigdy nie było usłane
różami. Choć skończyła już trzydzieści lat, to jednak nadal nie potrafi znaleźć
odpowiedniego życiowego partnera. Ona także bardzo często wraca do tego, co
było i do tych, którzy ją skrzywdzili. Mieszka z matką, z którą również nie
potrafi znaleźć wspólnego języka. Można uznać, że kobieta żyje z dnia na dzień
i raczej nie myśli o tym, że kiedyś pozbędzie się tej codziennej rutyny.
Losy tych trojga krzyżują się w momencie,
gdy do miasteczka przyjeżdża Jarek Minc. Ta prowincjonalna miejscowość ma być
dla niego jedynie kolejną przystanią, z której i tak pewnego dnia ucieknie. Bo
przecież ucieczki to jego specjalność. Od kilku lat nigdzie nie zagrzał miejsca
na dłużej. Mężczyzna musi gdzieś zamieszkać, choćby miało to być jedynie kilka
dni czy, w najlepszym wypadku, tygodni. Szczęśliwym trafem okazuje się, że
Monika i jej matka dysponują pokojem do wynajęcia. Oczywiście nic nie dzieje
się przypadkiem. Jarek już wcześniej dostrzega piękną kobietę, która przyprawia
go o szybsze bicie serca. Tak więc ten wynajem pokoju nie jest tak do końca
tylko sprzyjającym zbiegiem okoliczności. Jak można się spodziewać kwestią
czasu jest wybuch gorącego uczucia pomiędzy tymi dwojga. Jednak los pisze własne scenariusze i bardzo często drwi z tych, którzy uważają, że panują nad swoim
życiem i tak naprawdę wszystko od nich zależy.
Monika i Jarek zbliżają się do siebie coraz
bardziej. Czują, że szukali się wzajemnie przez całe życie. I kiedy wydaje się
już, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, wówczas dzieje się coś, co
sprawia, że obydwoje zmuszeni są cofnąć się do punktu wyjścia. Czy uda im się
na nowo poukładać to, co ktoś brutalnie zniszczył? Jak Jarek poradzi sobie z
walką z własnymi demonami przeszłości? Czy Monika będzie na tyle silna, aby mu
w tym pomóc? A może to wszystko będzie ponad ich siły i zwyczajnie odpuszczą,
aby znów pogrążyć swoje dusze w ciemności i zacząć żyć z dala od siebie?
W tym momencie nie napiszę chyba niczego
niezwykłego, czego wielbiciele twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej nie
znaliby z poprzednich książek Pisarki. Jak już wspomniałam na początku
recenzji, Łatwopalni to powieść z potężnym ładunkiem emocjonalnym.
Bohaterowie z jednej strony mogą czytelnika denerwować, lecz z drugiej można im
też współczuć. Gdyby nie wypadki losowe, przez które musieli przebrnąć na miarę
swoich możliwości, zapewne dziś ich życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Z
pewnością uniknęliby wielu błędów, które w konsekwencji doprowadziły do takiej,
a nie innej sytuacji.
Agnieszka Lingas-Łoniewska w swojej
najnowszej powieści porusza szereg istotnych życiowych problemów. Oprócz
relacji damsko-męskich mamy tutaj również do czynienia z sytuacją na linii
matka-córka. Monika od wielu lat mieszka jedynie z matką i wydaje się, że
starsza kobieta wciąż ma do córki pretensje o to, że ta kiedyś nie potrafiła
wykorzystać swojej szansy i wszystko zepsuła. Jednak ten swoisty stosunek
rodzicielki do córki ma zupełnie inne podłoże, niż wygląda to na pierwszy rzut
oka. Potrzeba naprawdę wiele czasu, aby pojawiło się wzajemne porozumienie
pomiędzy tymi dwiema kobietami.
Jest również ta nieszczęsna przeszłość,
która tak negatywnie rzutuje na teraźniejszość. Bohaterowie, szczególnie Jarek
Minc, stale biją się z myślami, czy warto odkrywać przed innymi to, co niegdyś
ich spotkało. Towarzyszy temu ogromny strach nie tylko przed brakiem
zrozumienia przez tę drugą stronę, ale też lęk przed zapomnieniem. Można
odnieść wrażenie, że Jarek bezustannie boi się, że w końcu zapomni o tym, co
się wydarzyło, a przecież do tego nie może dopuścić. Byłby to dla niego wielki
grzech, za który grozi już tylko wieczne potępienie.
Mamy też problem bezwarunkowego
podporządkowania się. Nie zawsze jest tak, że ci, którzy nas kochają chcą dla
nas dobrze. Czasami ich działania wobec nas podszyte są własnymi ambicjami i
aspiracjami. Niekiedy wykorzystują nas do swoich własnych celów, nie patrząc czy
nam się to podoba, czy też nie. Ważne jest jedynie to, co oni sami osiągną
dzięki wykorzystaniu do tego celu naszej osoby. Dobrze, jeśli w miarę upływu
czasu okaże się, że na pewne sprawy wcale nie jest jeszcze za późno i w każdej
chwili możemy naprawić to, co inni w naszym imieniu zepsuli. Lecz równie często
zdarza się, że nic już zrobić nie można i należy żyć albo w zgodzie z samym sobą, nie oglądając się za siebie, albo też z wyrzutami sumienia, że nie mieliśmy na tyle siły,
aby móc przeciwstawić się tym, którzy kiedyś za nas błędnie zdecydowali.
Natomiast próbując cokolwiek naprawić można także doprowadzić do krzywdy
innych.
Małomiasteczkowa podwałbrzyska społeczność
przedstawiona jest niezwykle realnie. Jak to bywa w małych miejscowościach, jej
mieszkańcy wiedzą o sobie nawzajem praktycznie wszystko, a jeśli zauważą u
siebie jakieś braki w wiadomościach dotyczących życia sąsiadów, to natychmiast
je uzupełniają. Nie przywiązują szczególnej wagi do tego, czy informacja jest
prawdziwa, czy może wyssana z palca. Liczy się jedynie to, że mogą kogoś
obgadać, pomimo że na swoim podwórku wcale nie mają lepiej, a w wielu
przypadkach nawet gorzej.
Dla czytelników pochodzących z Dolnego Śląska,
którzy doskonale znają tamte tereny, powieść będzie mieć dodatkowy walor,
ponieważ Autorka wspomina w niej o miejscach, które dla niejednej osoby również
mogą posiadać szczególny urok, a może nawet będą kojarzyć się z jakimiś
osobistymi wydarzeniami. Z kolei ci, którzy mieszkają daleko od miejsc
zawartych w książce, mogą nagle poczuć chęć ich odwiedzenia.
Nie mogę też nie wspomnieć o warsztacie
pisarskim Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Przeczytałam już wszystkie powieści
Pisarki, począwszy od jej debiutu, więc mogę śmiało stwierdzić, iż Autorka z
książki na książkę rozwija się i widać jak bardzo stara się, aby strona
techniczna powieści była bez zarzutu. I tak się w istocie dzieje. Łatwopalnym
od strony technicznej również nie można niczego zarzucić. Zawsze daleka jestem
od porównywania ze sobą poszczególnych powieści Autorki, ponieważ uważam, że
każda z nich jest wyjątkowa na swój własny sposób. Dla mnie Łatwopalni
to historia, która może przydarzyć się każdemu z nas. Jest niezwykle
autentyczna i życiowa. Sięgając po tę powieść nie spodziewajcie się bynajmniej cukierkowego
romansu, bo go tutaj nie znajdziecie. To opowieść o życiu, źle obranych
priorytetach, decyzjach, które nie zawsze okazały się być trafne, ale nade
wszystko jest to powieść, podczas czytania której czytelnik ma ochotę krzyknąć:
„No i dlaczego tak zrobiłeś(łaś)!!!”
Za książkę serdecznie dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu