niedziela, 22 września 2013

Renata Czarnecka – „Barbara i król”












Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Poznań 2013





Śmierć ukochanej Barbary z Radziwiłłów w 1551 roku była dla młodego jeszcze wówczas Zygmunta II Augusta ogromnym ciosem. Jak pokazuje historia, żadnej ze swoich trzech żon ostatni z Jagiellonów nie kochał tak bardzo jak właśnie Barbary. Pomimo że krążyły o niej rozmaite opinie, to jednak młody król nie przywiązywał do nich wagi. Dla niego liczyło się jedynie to, co łączyło go z wojewodziną trocką. Był pewien, że nie tylko on jest szaleńczo zakochany w damie swojego serca, ale jego wybranka również darzy go głębokim uczuciem. Królowi nie przeszkadzał nawet fakt, że to praktycznie bracia Barbary kierują losami Polski. Władca zaślepiony miłością godził się na wszystko, czego od niego zażądali. Nie dbał również o zdanie swojej matki – porywczej furiatki rodem z Włoch. Bona Sforza d’Aragona próbowała wyperswadować synowi to zdradzieckie – jej zdaniem – uczucie, lecz na nic zdały się jej wysiłki.

Barbara Radziwiłłówna była niezwykle piękną kobietą, więc nie dziwi fakt, że nie mogła opędzić się od wielbicieli. Źródła historyczne podają, że raczej nie odmawiała mężczyznom, bez względu na to z jakiej warstwy społecznej pochodzili. Złośliwi twierdzili nawet, że choroba, która ostatecznie ją dotknęła i w konsekwencji przyprawiła o śmierć, zesłana była przez samego Boga jako kara za grzech rozpusty. Nie wiadomo, ile w tym wszystkim prawdy, jednak faktem jest, że Zygmunt II August kochał ją nad życie, a kiedy odeszła na zawsze, monarcha pogrążył się w nieprzebranej rozpaczy.  

Trzeba jednak pamiętać, że żaden tron nie może długo być pusty. Po stracie drugiej żony dla Zygmunta Augusta nadszedł czas, aby ponownie się ożenić i spłodzić potomstwo. I tak oto za radą swoich popleczników ostatni z Jagiellonów zawarł małżeństwo z Katarzyną Habsburżanką. Ślub odbył się w 1553 roku, jednak małżeństwo dość szybko okazało się całkowitą porażką. Chodziły słuchy, jakoby królowa wmawiała mężowi urojoną ciążę. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, Zygmunt odsunął się od żony. Po kilku latach okazało się również, że Katarzyna cierpi na dziedziczną epilepsję, co sprawiło, że król zupełnie ją odtrącił. Cóż zatem innego pozostało upokorzonej kobiecie, jeśli nie całkowite odejście z królewskiego dworu? Gdy w październiku 1566 roku Katarzyna Habsburżanka wyjeżdżała z Polski, być może sądziła jeszcze, że kiedyś powróci do kraju swojego królewskiego małżonka. Tak się jednak nie stało.

Osamotniony król bez kobiety u boku popadał w coraz to głębsze przygnębienie. Owszem, jego łoże niemalże każdej nocy grzały nałożnice sprowadzane na zamek, lecz to nie to samo, co prawowita żona zasiadająca na tronie. Poszukiwanie kolejnej małżonki nie wchodziło w rachubę, gdyż Katarzyna Habsburżanka pomimo swojej dolegliwości, miała się całkiem dobrze. Rozwód także był kwestią nie do przeskoczenia wobec stanowczego sprzeciwu papieża i innych duchownych. Zygmunt II August to przecież nie Henryk VIII Tudor, który takimi błahostkami, jak pozbycie się żony – nawet przy sprzeciwie Kościoła – zupełnie by się nie przejmował. Tutaj należało działać delikatniej i przy jednoczesnej akceptacji duchowieństwa. Najgorsze w tym wszystkim było to, iż Polska nadal nie posiadała męskiego królewskiego potomka, który po śmierci Zygmunta II Augusta zasiadłby na tronie i tym samym przedłużył dynastię Jagiellonów. Na Katarzynę Habsburżankę nie można było już w tej kwestii liczyć. Chociaż monarcha miał w swoim życiu wiele kobiet, to jednak z żadną nie spłodził dziecka. Fakt ten doradcom króla spędzał sen z powiek i mógł świadczyć o jednym. Król był bezpłodny!

Zygmunt II August (1520-1572)
Portret został namalowany około 1554 roku 
I w tym oto momencie na scenę wchodzi dwóch braci – Mikołaj i Andrzej Mniszchowie. Byli oni najbliższymi doradcami Zygmunta II Augusta, i to właśnie ich podszeptom władca był posłuszny. Czy czegoś Wam to nie przypomina? Czy taka sytuacja nie miała już miejsca w życiu ostatniego z Jagiellonów? Ależ oczywiście, że miała! Przecież ponad dwadzieścia lat wcześniej to kuzyni Radziwiłłowie kierowali poczynaniami króla niemalże w taki sam sposób, jak teraz będą czynić to Mniszchowie. Aby poprawić nastrój monarchy, a tym samym zaskarbić sobie jego łaski Mniszchowie sprowadzają na zamek w Warszawie młodą kobietę, która praktycznie może uchodzić za sobowtóra królowej Barbary, zmarłej przed dwiema dekadami. Los chce, że potencjalna kochanka Zygmunta II Augusta również nosi imię Barbara. Czego zatem można chcieć więcej? Mniszchowie są wręcz przekonani, że król na pewno zakocha się w kobiecie z niższej warstwy społecznej, chociażby jedynie przez wzgląd na łudzące podobieństwo do ubóstwianej żony. Czy tak się w istocie stanie? Czy schorowanemu monarsze naprawdę można wmówić wszystko, aby tylko osiągnąć dla siebie profity? A jak w całym tym spisku będzie czuć się Barbara Giżanka, zważywszy że na królewskim dworze aż roi się od wrogów?

Pomijając prolog, to właśnie od tego momentu Renata Czarnecka zaczyna swoją opowieść o ostatniej miłości Zygmunta II Augusta. Robi to tak perfekcyjnie, że od książki nie sposób się oderwać. Mam nadzieję, że już niedługo mój zachwyt nad tą powieścią podzielą też inni czytelnicy. Książka trafiła na rynek całkiem niedawno, więc istnieje prawdopodobieństwo, iż informacja o jej wydaniu nie dotarła jeszcze do wszystkich zainteresowanych.

Po przeczytaniu Królowej w kolorze karminu, która jest powieściowym debiutem Autorki, do każdej kolejnej książki Renaty Czarneckiej siadam z mocno bijącym sercem, ponieważ wiem, że już od pierwszej strony zostanę wręcz porwana w świat intryg, romansów, ale też zwykłych ludzkich uczuć, jak radość czy cierpienie. Postacie, które ożywają pod ręką Autorki są niezwykle realne. Za każdym razem odnoszę wrażenie, że ci bohaterowie naprawdę żyją. Że oni wcale nie znikną, kiedy zamknę książkę i wrócę do otaczającej mnie rzeczywistości. Tak też dzieje się w przypadku Barbary i króla. Już od pierwszych stron czytelnik zostaje przeniesiony do królewskich komnat na zamku w Warszawie. Jest rok 1570, a więc wiadomo, iż będziemy towarzyszyć Zygmuntowi II Augustowi w ostatnich latach jego życia. Patrząc na wiek króla nie można powiedzieć, że jest on staruszkiem. W porównaniu ze swoim ojcem, który dożył naprawdę sędziwego wieku, Zygmunt to młodzieniaszek. Jednak ciężka choroba i życiowe trudy odebrały mu chęć do życia. Być może to właśnie ta rozpacz sprawiła, że monarcha w wieku pięćdziesięciu lat egzystuje niczym starzec.

Dla mnie Barbara i król to powieść wyjątkowa i bardzo wyczekiwana. Już przy okazji czytania Królowej w kolorze karminu zapałałam ogromną sympatią do Zygmunta II Augusta wykreowanego przez Autorkę. Tutaj moja sympatia jeszcze bardziej się pogłębiła. Widać, że Pisarka nie zmieniła królowi charakteru i nie odnosimy wrażenia, że mamy do czynienia z dwoma różnymi mężczyznami. Owszem, monarcha zmienił się, lecz jest to zmiana adekwatna do jego wieku. W poprzedniej powieści był przecież dwadzieścia lat młodszy, a tutaj spotykamy króla schorowanego i starzejącego się. Teraz, kiedy przeczytałam te dwie powieści bardzo brakuje mi tych dwudziestu lat z życia Zygmunta II Augusta. Jako czytelnik chciałabym poznać życie monarchy tuż po śmierci Barbary Radziwiłłówny obejmujące lata, w czasie których był mężem Katarzyny Habsburżanki. To taki mój osobisty apel do Autorki z prośbą o kolejną powieść, która zapełniałaby tę lukę. Mam nadzieję, że tak się kiedyś stanie i powstanie kolejna książka traktująca o ostatnim królu z dynastii Jagiellonów.

W niniejszej powieści oprócz postaci pierwszoplanowych, mamy również do czynienia z bohaterami ukazującymi się gdzieś w tle. Wszystkie te postacie są ze sobą po mistrzowsku połączone i uzupełniają się wzajemnie. Doskonale przedstawiona jest rodzina Barbary Giżanki. Czytelnik poznaje jej owdowiałą matkę oraz rodzeństwo. Bardzo dokładnie nakreślone jest też jej pochodzenie, co czyni tę powieść autentyczną.

Jak Autorka sama przyznaje, w tekstach źródłowych nie można odnaleźć zbyt wiele informacji na temat Barbary Giżanki. Z tego też powodu niektóre z powieściowych wydarzeń stanowią fikcję literacką i powstały w wyobraźni Pisarki oraz na podstawie jej domysłów. Aczkolwiek fikcja z prawdą miesza się tutaj tak doskonale, że czytelnik zupełnie nie ma o tym pojęcia. Pisarze tworzący powieści historyczne bardzo często stosują taki zabieg, ponieważ nie wszystko zostało zapisane w kronikach, czy też innych materiałach historycznych. Należy też pamiętać, że podejmując się pracy nad powieścią historyczną, autor korzysta z publikacji historyków, którzy na ten sam temat mogą mieć zgoła odmienne zdanie. W takiej sytuacji należy wybrać to, co wydaje się być najbliższe prawdy.

Akcja niniejszej powieści jest niezwykle dynamiczna. Podczas czytania odnosiłam wrażenie, że postacie na kartach książki poruszają się niebywale szybko, a więc – jak już wspomniałam – żyją! Szczególną uwagę zwróciłam również na styl pisania, głównie na sformułowanie dialogów. Autorka nie używa bynajmniej słownictwa staropolskiego, lecz współczesne. Jednak robi to tak perfekcyjnie, że wypowiadane przez bohaterów kwestie nie są sztuczne, co sprawia że książkę czyta się płynnie i szybko. Jak dla mnie za szybko, ponieważ chciałabym jeszcze długo pozostać na dworze Zygmunta II Augusta. Wielu z bohaterów historycznych nie znałam do tej pory. Dzięki tej książce dowiedziałam się, że był ktoś taki, jak bracia Mniszchowie czy Samuel Żaliński, który był wychowankiem i faworytem Anny Jagiellonki – siostry Zygmunta II Augusta. A skoro już mowa o Annie Jagiellonce, to należałoby wspomnieć o konflikcie, jaki panował pomiędzy nią a Zygmuntem. Kością niezgody był oczywiście ślub z nieakceptowaną Barbarą Radziwiłłówną. Na kartach powieści czytelnik widzi, iż ów konflikt wcale nie stracił na sile. A wręcz przeciwnie. Osoba Barbary Giżanki stała się kolejnym powodem do jego podsycenia.

Kończąc chcę napisać, iż książka jest naprawdę niezwykła. Z każdą kolejną stroną wciąga coraz bardziej. Przyznam, że do tej pory nie znałam postaci Barbary Giżanki. Dzięki tej lekturze mogłam ją poznać i z jednej strony jej współczuć, bo przecież padła ofiarą intryg, natomiast z drugiej wręcz ją znienawidzić, bo tak naprawdę nie była uczciwa wobec zniedołężniałego króla, który jednak obdarzył ją uczuciem i wydawać by się mogło, że to właśnie dzięki młodziutkiej kupcównie zapomniał choć przez chwilę o swojej rozpaczy po Radziwiłłównie. 


Za książkę z przepiękną dedykacją dziękuję Autorce

Recenzja została napisana również dla Wydawnictwa 






38 komentarzy:

  1. Książka zapowiada się naprawdę interesująco - wprawdzie z naszym rodzimym dworem nigdy nie miałam do czynienia, chyba że na lekcjach historii a to tyle co i nic, więc z chęcią nadrobię te zaległości;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tutaj nasuwa mi się na myśl powiedzenie: "cudze chwalicie, a swego nie znacie". To tak odnośnie do Philippy Gregory. W Polsce się ją zachwala, oczywiście słusznie, ale Renata Czarnecka w moim odczuciu w niczym tamtej nie ustępuje, a powiedziałabym nawet, że dla nas-Polaków książki Autorki powinny być dużo cenniejsze niż powieści Gregory, bo to przecież nasza historia jest. :-) Ciebie, jako miłośnika historii, szczególnie zachęcam do sięgnięcia po książki Renaty Czarneckiej. Ja mam do przeczytania jeszcze jedną i wtedy już będę mieć komplet przeczytanych książek Autorki. A potem pozostanie mi już tylko cierpliwie czekać na kolejne. :-)

      Usuń
  2. Do mnie jakoś Zygmunt August do tej pory nie trafił ale jest nadzieja:)
    Porównanie z Henrykiem VIII też mi się nasunęło, ale nie wiem czy na korzyść dla Zygmunta. Czytałam kiedyś, że były plany wyswatania Zygmunta Augusta z Elżbietą I tylko nie pamiętam w którym momencie jego życia.
    Książkę muszę koniecznie przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, Ty wolałaś Zygmunta Starego, bo o tego pazia tam chodziło, prawda? :D A tak poważnie, to mnie Zygmunt August w wydaniu Renaty Czarneckiej bardzo ujął i podobnie jak Ty nie umiałam powstrzymać się przed porównaniem go z Henrykiem VIII. Bardzo dużo wspólnych cech znalazłam, szczególnie jeśli chodzi o ich życie, bo charakter mieli zupełnie inny. A w "Barbarze i królu", gdzie mamy już ostatnie lata życia Augusta, to podobieństwo jest bardzo wyraźne. Jeśli chodzi o Elżbietę I, to masz rację. Autorka o tym wspomina w "Barbarze i królu". Zresztą sama zobaczysz. ;-)))

      Usuń
  3. Bardzo dziękuję za tę recenzję Uwielbiam powieści historyczne,a tej autorki jakoś nie znałam.Teraz szybko nadrobię braki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musisz koniecznie poznać twórczość Autorki. Jako czytelnik, który lubi powieści historyczne, możesz tylko na tym zyskać. Autorka pisze rewelacyjnie! :-)

      Usuń
  4. Przepięknie to wszystko opisałaś. Jestem pod wrażeniem, jak zawsze zresztą. A powyższą książkę bardzo chętnie zakupię na prezent dla pewnej, bliskiej mi osoby, która lubi historyczne powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Ci kiedyś mówiłam, że ja o historii to mogę w nieskończoność pisać. ;-) Myślę, że bliska Ci osoba bardzo ucieszy się z takiego prezentu. Nie dość że książka jest rewelacyjna, to jeszcze pięknie wydana. :-)

      Usuń
  5. Zaczytujemy się w losach Henryka VIII, a sami mamy taką ciekawą historię. Warto sięgać po takie pozycje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie. Zgadzam się z Tobą. Zachwycamy się historią Anglii czy Francji, a na rodzimym podwórku mamy takie perełki. :-)

      Usuń
  6. Moja droga nie jest to moja tematyka, ale recenzja mnie po prostu zachwyciła! szczegółowa, pięknie napisana i jest to prawdziwa zachęta dla wielbicieli takie literatury, a do siebie zapraszam na Norę Robert i do udziału w Wyzwaniu: Czytamy Norę Roberts i Czytamy Polecane Książki jeśli mogę;)) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marto, bardzo mi miło, że moja recenzja wywarła na Tobie tak pozytywne wrażenie. :-) A co do Twoich wyzwań, to bardzo kusi mnie to z Norą Roberts. Przyznaję się, że w ostatnich miesiącach bardzo ją zaniedbałam, a takie wyzwanie to byłaby jakaś motywacja, żeby znów do Nory wrócić. Pomyślę o tym. :-) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. podoba mi się styl jakim jest napisana oraz przystępność;) pozdrawiam i zapraszam do zabawy jakby co;))

      Usuń
    3. Już się zaznajomiłam z Twoim wyzwaniem i jak tylko uda mi się przeczytać jakąś książkę Nory Roberts, to się zgłoszę. :-)))

      Usuń
  7. Świetna recenzja. Przyznam że bardzo na nią czekałam, gdyż już od jakiegoś czasu miałaś informację o książce na panelu bocznym i stąd przypuszczałam, że będzie to coś wyjątkowego. Warto było czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja ostatnio mam wielkie szczęście do dobrych książek. W dodatku moje ulubione autorki wydają swoje dzieła jakoś tak o jednym czasie, więc jak ich tu nie promować. :-)

      Usuń
  8. Jako że ostatnio coraz bardziej ciągnie mnie do powieści historycznych, ta również wzbudziła moje zainteresowanie. Tym bardziej że to polska autorka, a polskich twórców cenię sobie najbardziej. Po Twojej recenzji widzę, że warto byłoby ją zdobyć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco polecić Ci tę powieść, jak i pozostałe książki Renaty Czarneckiej, bo są po prostu rewelacyjne. Przede mną jeszcze jedna powieść Autorki, którą na pewno podzielę się również na blogu. :-)

      Usuń
  9. ~Ta książka jest wprost dla mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że jesteś historykiem, to dla Ciebie jest to lektura obowiązkowa! :-)))

      Usuń
  10. Bardzo lubię i cenię historie życia niezwykłych kobiet, które żyły w ciekawych czasach i strasznie się cieszę, że doczekaliśmy się powieści osadzonej w naszych polskich realiach! Mam nadzieję, że książka Renaty Czarneckiej nie będzie ustępowała tym autorstwa Philippy Gregory:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie chcę robić tutaj porównań, bo niektórzy autorzy nie lubią być porównywani z innymi, ale powiem Ci, że ja już od dawna wiem, że Renata Czarnecka to taka nasza polska Philippa Gregory. Kiedyś nawet napisałam o tym w recenzji którejś z książek Autorki. Ja przeczytałam już cztery powieści tej Pisarki i z każdą kolejną książką mój zachwyt rośnie. Przy żadnej książce Philippy Gregory nie puściłam łezki, natomiast przy "Królowej w kolorze karminu" jak najbardziej, więc to świadczy samo za siebie. :-) Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  11. Mianuję Cię blogową (i nie tylko zresztą) specjalistką od książek z historią w tle. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A odznaka gdzie??? Mianowanie bez odznaki się nie liczy. :D Żartuję oczywiście. Bardzo mi miło, że masz mnie za taką specjalistkę. Niekiedy jak recenzuję powieść historyczną, to ciągnie mnie, żeby napisać znacznie więcej, ale w końcu to ma być recenzja a nie artykuł. No cóż poradzić, skoro ja tak kocham historię. :-)))

      Usuń
  12. Kolejny rewelacyjny tekst, umiesz zarazić, chętnie się rozejrzę :)pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, a książkę jak najbardziej polecam. :-) Również pozdrawiam! :-)

      Usuń
  13. żona Mikołaja też Barbara miała na imię:) popularne. jak spojrzałam na okładkę, to pomyślałam, że kolejną Filipę swoją dorwałaś, jakieś podobne szaty graficzne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Barbara to jest popularne imię od wieków. ;-) A co do okładki, to owszem szata graficzna podobna, bo jest to to samo wydawnictwo, które wydaje Philippę Gregory. A że powieść też historyczna, więc nie dziwię się, że pozostali w tym samym klimacie. Natomiast jeśli chodzi o Gregory, to mam już jej najnowszą powieść. To kolejna część cyklu o Tudorach. :-) Mam też pierwszy tom serii dla młodzieży, Tak więc nie próżnuję. :-)))

      Usuń
  14. Bardzo lubię książki opowiadające w ciekawy sposób o historii, a ta książka jest o tyle ciekawa, że rzadko zdarzają się książki tego rodzaju opowiadające o historii Polski,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie do tej pory generalnie mogliśmy czytać polskich klasyków, którzy pisali powieści historyczne o Polsce, jak Bunsch, Kraszewski itp. A tutaj pojawia się współczesna Pisarka i radzi sobie w tej materii doskonale. :-)

      Usuń
  15. Lubię powieści historyczne oraz czasy ostatnich Jagiellonów więc to coś dla mnie! O Barbarze Giżance czytałam już w "Królewskich karierach Warszawianek" Szenica i szczerze powiedziawszy nie polubiłam jej, ciekawa jestem jak autorka przedstwawiła ją w "Barbarze i królu"...
    Pozdrawiam M.M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz. A ja nie miałam dotąd żadnej wiedzy o Barbarze Giżance i gdyby nie ta książka, to zapewne nadal tkwiłabym w tej nieświadomości. Tak jak napisałam w recenzji, z jednej strony Giżankę można lubić i nawet jest współczuć, ale z drugiej znienawidzić za to, co zrobiła królowi. Dziękuję za ten tytuł Szenica. Będę go mieć na uwadze i kiedyś pewnie przeczytam. :-) Pozdrawiam serdecznie! :-)

      Usuń
  16. za historią nie przepadam, ale czasami zdarza mi się sięgnąć po powieści historyczne i o dziwo zauważyłam, że czyta mi się je całkiem dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo powieści historyczne to zupełnie co innego niż taka zwykła historia, do jakiej nas w szkole przyzwyczaili. Tutaj coś się dzieje, a w podręcznikach tylko suche fakty i daty. :-)

      Usuń
  17. Z Twoimi tekstami mam pewien problem - otóż oceniasz bardzo dużo książek, które chcę przeczytać. A ja z reguły nie czytam opinii o tych pozycjach, po które dopiero sięgnę, tak więc często się zdarza, że nie jestem na bieżąco jeśli chodzi o Twoje teksty. Ot, choćby "Barbara i król"... :) Przeczytałaś ją błyskawicznie, jak tylko się pojawiła - ja także, ale był to akurat czas, gdy nie wiedziałam w co ręce włożyć i nie w głowie było mi pisanie o książkach. A kiedy do tego wróciłam, to zapragnęło mi się tę książkę przeczytać ponownie :) A przy zalewających mnie pozycjach, które muszę przeczytać JUŻ i NATYCHMIAST wzięcie do ręki czegoś po raz drugi jest naprawdę wielką rzadkością:) Świadczy to dobitnie o tym, jak bardzo mi się podobała. Twoje wrażenia są podobne do moich - ja również doceniam wspaniałą okazję do zanurzenia się w historii i do przeniesienia się w czasie niemal namacalnie - a taką właśnie oferuje czytelnikowi z wyobraźnią "Barbara i król" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się naprawdę nie gniewam, że nie jesteś na bieżąco z moimi tekstami. ;-) Jeśli o mnie chodzi, to ja nawet jak przeczytam czyjąś opinię, to i tak sięgam po tę daną książkę, bo chcę mieć własne zdanie, a ono często jest inne niż pozostałych czytelników. Kiedyś chyba mówiłam Ci, że mnie bardziej do czytania zachęcają złe recenzje niż te dobre. Taka moja przekora. :-) A "Barbarę i króla" dostałam bardzo szybko i to nawet w dwóch egzemplarzach. Jeden sprezentowałam bliskiej koleżance, a ten z piękną dedykacją Renatki sobie zostawiłam, bo jest dla mnie bardzo cenny. Do "Barbary..." zaglądam bardzo często. Uwielbiam tę powieść! Czekam niecierpliwie na "Księżną...". :-)

      Usuń
    2. Ja też miałam dwa egzemplarze i też jeden sprezentowałam przyjaciółce :) :) Ja staram się nie czytać opinii przed sięgnięciem po książkę, bo w przypadku, gdybym potem pisała recenzję, nie chcę mieć czegoś, czym mogłabym się, nawet podświadomie, sugerować... A Ty czytasz i opisujesz bardzo dużo książek, które mam na liście do koniecznego przeczytania :) :)

      Usuń
    3. Cieszę się, że mamy podobny gust. To się rzadko zdarza, bo niewiele jest osób, ktore lubią powieści historyczne. Powiem Ci szczerze, że czasami to nie mam na blogu z kim pogadać. Lubię bardzo Twoje komentarze, bo tak wiele wnoszą do mojego bloga. Dziękuję! :-) Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się pogadać też w realu. :-)

      Usuń