Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Poznań 2013
Śmierć ukochanej Barbary z Radziwiłłów w
1551 roku była dla młodego jeszcze wówczas Zygmunta II Augusta ogromnym ciosem.
Jak pokazuje historia, żadnej ze swoich trzech żon ostatni z Jagiellonów nie
kochał tak bardzo jak właśnie Barbary. Pomimo że krążyły o niej rozmaite
opinie, to jednak młody król nie przywiązywał do nich wagi. Dla niego liczyło
się jedynie to, co łączyło go z wojewodziną trocką. Był pewien, że nie tylko on
jest szaleńczo zakochany w damie swojego serca, ale jego wybranka również darzy
go głębokim uczuciem. Królowi nie przeszkadzał nawet fakt, że to praktycznie
bracia Barbary kierują losami Polski. Władca zaślepiony miłością godził się na
wszystko, czego od niego zażądali. Nie dbał również o zdanie swojej matki –
porywczej furiatki rodem z Włoch. Bona Sforza d’Aragona próbowała wyperswadować
synowi to zdradzieckie – jej zdaniem – uczucie, lecz na nic zdały się jej
wysiłki.
Barbara Radziwiłłówna była niezwykle piękną
kobietą, więc nie dziwi fakt, że nie mogła opędzić się od wielbicieli. Źródła
historyczne podają, że raczej nie odmawiała mężczyznom, bez względu na to z
jakiej warstwy społecznej pochodzili. Złośliwi twierdzili nawet, że choroba,
która ostatecznie ją dotknęła i w konsekwencji przyprawiła o śmierć, zesłana
była przez samego Boga jako kara za grzech rozpusty. Nie wiadomo, ile w tym
wszystkim prawdy, jednak faktem jest, że Zygmunt II August kochał ją nad życie,
a kiedy odeszła na zawsze, monarcha pogrążył się w nieprzebranej rozpaczy.
Trzeba jednak pamiętać, że żaden tron nie
może długo być pusty. Po stracie drugiej żony dla Zygmunta Augusta nadszedł
czas, aby ponownie się ożenić i spłodzić potomstwo. I tak oto za radą swoich
popleczników ostatni z Jagiellonów zawarł małżeństwo z Katarzyną Habsburżanką.
Ślub odbył się w 1553 roku, jednak małżeństwo dość szybko okazało się całkowitą
porażką. Chodziły słuchy, jakoby królowa wmawiała mężowi urojoną ciążę. Kiedy
cała sprawa wyszła na jaw, Zygmunt odsunął się od żony. Po kilku latach okazało
się również, że Katarzyna cierpi na dziedziczną epilepsję, co sprawiło, że król
zupełnie ją odtrącił. Cóż zatem innego pozostało upokorzonej kobiecie, jeśli
nie całkowite odejście z królewskiego dworu? Gdy w październiku 1566 roku
Katarzyna Habsburżanka wyjeżdżała z Polski, być może sądziła jeszcze, że kiedyś
powróci do kraju swojego królewskiego małżonka. Tak się jednak nie stało.
Osamotniony król bez kobiety u boku popadał
w coraz to głębsze przygnębienie. Owszem, jego łoże niemalże każdej nocy grzały
nałożnice sprowadzane na zamek, lecz to nie to samo, co prawowita żona
zasiadająca na tronie. Poszukiwanie kolejnej małżonki nie wchodziło w rachubę,
gdyż Katarzyna Habsburżanka pomimo swojej dolegliwości, miała się całkiem dobrze.
Rozwód także był kwestią nie do przeskoczenia wobec stanowczego sprzeciwu
papieża i innych duchownych. Zygmunt II August to przecież nie Henryk VIII
Tudor, który takimi błahostkami, jak pozbycie się żony – nawet przy sprzeciwie
Kościoła – zupełnie by się nie przejmował. Tutaj należało działać delikatniej i
przy jednoczesnej akceptacji duchowieństwa. Najgorsze w tym wszystkim było to,
iż Polska nadal nie posiadała męskiego królewskiego potomka, który po śmierci
Zygmunta II Augusta zasiadłby na tronie i tym samym przedłużył dynastię
Jagiellonów. Na Katarzynę Habsburżankę nie można było już w tej kwestii liczyć.
Chociaż monarcha miał w swoim życiu wiele kobiet, to jednak z żadną nie
spłodził dziecka. Fakt ten doradcom króla spędzał sen z powiek i mógł świadczyć
o jednym. Król był bezpłodny!
![]() |
Zygmunt II August (1520-1572) Portret został namalowany około 1554 roku |
I w tym oto momencie na scenę wchodzi dwóch
braci – Mikołaj i Andrzej Mniszchowie. Byli oni najbliższymi doradcami Zygmunta
II Augusta, i to właśnie ich podszeptom władca był posłuszny. Czy czegoś Wam to
nie przypomina? Czy taka sytuacja nie miała już miejsca w życiu ostatniego z
Jagiellonów? Ależ oczywiście, że miała! Przecież ponad dwadzieścia lat
wcześniej to kuzyni Radziwiłłowie kierowali poczynaniami króla niemalże w taki
sam sposób, jak teraz będą czynić to Mniszchowie. Aby poprawić nastrój
monarchy, a tym samym zaskarbić sobie jego łaski Mniszchowie sprowadzają na
zamek w Warszawie młodą kobietę, która praktycznie może uchodzić za sobowtóra
królowej Barbary, zmarłej przed dwiema dekadami. Los chce, że potencjalna kochanka
Zygmunta II Augusta również nosi imię Barbara. Czego zatem można chcieć więcej?
Mniszchowie są wręcz przekonani, że król na pewno zakocha się w kobiecie z
niższej warstwy społecznej, chociażby jedynie przez wzgląd na łudzące
podobieństwo do ubóstwianej żony. Czy tak się w istocie stanie? Czy
schorowanemu monarsze naprawdę można wmówić wszystko, aby tylko osiągnąć dla
siebie profity? A jak w całym tym spisku będzie czuć się Barbara Giżanka,
zważywszy że na królewskim dworze aż roi się od wrogów?
Pomijając prolog, to właśnie od tego
momentu Renata Czarnecka zaczyna swoją opowieść o ostatniej miłości Zygmunta II
Augusta. Robi to tak perfekcyjnie, że od książki nie sposób się oderwać. Mam
nadzieję, że już niedługo mój zachwyt nad tą powieścią podzielą też inni
czytelnicy. Książka trafiła na rynek całkiem niedawno, więc istnieje
prawdopodobieństwo, iż informacja o jej wydaniu nie dotarła jeszcze do
wszystkich zainteresowanych.
Po przeczytaniu Królowej w kolorze karminu, która jest powieściowym debiutem Autorki, do każdej kolejnej
książki Renaty Czarneckiej siadam z mocno bijącym sercem, ponieważ wiem, że już
od pierwszej strony zostanę wręcz porwana w świat intryg, romansów, ale też
zwykłych ludzkich uczuć, jak radość czy cierpienie. Postacie, które ożywają pod
ręką Autorki są niezwykle realne. Za każdym razem odnoszę wrażenie, że ci
bohaterowie naprawdę żyją. Że oni wcale nie znikną, kiedy zamknę książkę i
wrócę do otaczającej mnie rzeczywistości. Tak też dzieje się w przypadku Barbary
i króla. Już od pierwszych stron czytelnik zostaje przeniesiony do
królewskich komnat na zamku w Warszawie. Jest rok 1570, a więc wiadomo, iż będziemy towarzyszyć Zygmuntowi II Augustowi w
ostatnich latach jego życia. Patrząc na wiek króla nie można powiedzieć, że
jest on staruszkiem. W porównaniu ze swoim ojcem, który dożył naprawdę
sędziwego wieku, Zygmunt to młodzieniaszek. Jednak ciężka choroba i życiowe
trudy odebrały mu chęć do życia. Być może to właśnie ta rozpacz sprawiła, że
monarcha w wieku pięćdziesięciu lat egzystuje niczym starzec.
Dla mnie Barbara i król to powieść
wyjątkowa i bardzo wyczekiwana. Już przy okazji czytania Królowej w kolorze
karminu zapałałam ogromną sympatią do Zygmunta II Augusta wykreowanego
przez Autorkę. Tutaj moja sympatia jeszcze bardziej się pogłębiła. Widać, że
Pisarka nie zmieniła królowi charakteru i nie odnosimy wrażenia, że mamy do
czynienia z dwoma różnymi mężczyznami. Owszem, monarcha zmienił się, lecz jest
to zmiana adekwatna do jego wieku. W poprzedniej powieści był przecież dwadzieścia
lat młodszy, a tutaj spotykamy króla schorowanego i starzejącego się. Teraz,
kiedy przeczytałam te dwie powieści bardzo brakuje mi tych dwudziestu lat z
życia Zygmunta II Augusta. Jako czytelnik chciałabym poznać życie monarchy tuż
po śmierci Barbary Radziwiłłówny obejmujące lata, w czasie których był mężem
Katarzyny Habsburżanki. To taki mój osobisty apel do Autorki z prośbą o kolejną
powieść, która zapełniałaby tę lukę. Mam nadzieję, że tak się kiedyś stanie i
powstanie kolejna książka traktująca o ostatnim królu z dynastii Jagiellonów.
W niniejszej powieści oprócz postaci
pierwszoplanowych, mamy również do czynienia z bohaterami ukazującymi się
gdzieś w tle. Wszystkie te postacie są ze sobą po mistrzowsku połączone i
uzupełniają się wzajemnie. Doskonale przedstawiona jest rodzina Barbary
Giżanki. Czytelnik poznaje jej owdowiałą matkę oraz rodzeństwo. Bardzo
dokładnie nakreślone jest też jej pochodzenie, co czyni tę powieść autentyczną.
Jak Autorka sama przyznaje, w tekstach
źródłowych nie można odnaleźć zbyt wiele informacji na temat Barbary Giżanki. Z
tego też powodu niektóre z powieściowych wydarzeń stanowią fikcję literacką i
powstały w wyobraźni Pisarki oraz na podstawie jej domysłów. Aczkolwiek fikcja
z prawdą miesza się tutaj tak doskonale, że czytelnik zupełnie nie ma o tym
pojęcia. Pisarze tworzący powieści historyczne bardzo często stosują taki
zabieg, ponieważ nie wszystko zostało zapisane w kronikach, czy też innych
materiałach historycznych. Należy też pamiętać, że podejmując się pracy nad
powieścią historyczną, autor korzysta z publikacji historyków, którzy na ten
sam temat mogą mieć zgoła odmienne zdanie. W takiej sytuacji należy wybrać to,
co wydaje się być najbliższe prawdy.
Akcja niniejszej powieści jest niezwykle
dynamiczna. Podczas czytania odnosiłam wrażenie, że postacie na kartach książki
poruszają się niebywale szybko, a więc – jak już wspomniałam – żyją! Szczególną
uwagę zwróciłam również na styl pisania, głównie na sformułowanie dialogów.
Autorka nie używa bynajmniej słownictwa staropolskiego, lecz współczesne.
Jednak robi to tak perfekcyjnie, że wypowiadane przez bohaterów kwestie nie są
sztuczne, co sprawia że książkę czyta się płynnie i szybko. Jak dla mnie za
szybko, ponieważ chciałabym jeszcze długo pozostać na dworze Zygmunta II
Augusta. Wielu z bohaterów historycznych nie znałam do tej pory. Dzięki tej
książce dowiedziałam się, że był ktoś taki, jak bracia Mniszchowie czy Samuel
Żaliński, który był wychowankiem i faworytem Anny Jagiellonki – siostry
Zygmunta II Augusta. A skoro już mowa o Annie Jagiellonce, to należałoby
wspomnieć o konflikcie, jaki panował pomiędzy nią a Zygmuntem. Kością niezgody
był oczywiście ślub z nieakceptowaną Barbarą Radziwiłłówną. Na kartach powieści
czytelnik widzi, iż ów konflikt wcale nie stracił na sile. A wręcz przeciwnie.
Osoba Barbary Giżanki stała się kolejnym powodem do jego podsycenia.
Kończąc chcę napisać, iż książka jest
naprawdę niezwykła. Z każdą kolejną stroną wciąga coraz bardziej. Przyznam, że
do tej pory nie znałam postaci Barbary Giżanki. Dzięki tej lekturze mogłam ją
poznać i z jednej strony jej współczuć, bo przecież padła ofiarą intryg,
natomiast z drugiej wręcz ją znienawidzić, bo tak naprawdę nie była uczciwa
wobec zniedołężniałego króla, który jednak obdarzył ją uczuciem i wydawać by
się mogło, że to właśnie dzięki młodziutkiej kupcównie zapomniał choć przez
chwilę o swojej rozpaczy po Radziwiłłównie.
Za książkę z przepiękną dedykacją dziękuję Autorce
Recenzja została napisana również dla Wydawnictwa