Wydawnictwo:
TELBIT
Warszawa
2012
Tytuł
oryginału: Die Kathedrale der Ketzerin
Przekład:
Jolanta Janicka
W
XII i XIII wieku największym wyzwaniem dla Kościoła Katolickiego był tak zwany kataryzm.
Wysocy rangą przedstawiciele Kościoła uważali go za największą herezję, jaką
można sobie było wyobrazić w tamtych czasach. Podejmowane przez katarów próby
rozwiązywania podstawowych problemów religijnych oraz filozoficznych, które
wynikały z istnienia zła, a także ogromna siła przekonywania innych do swojej
religii, poważnie zachwiały pozycją Kościoła na Zachodzie i jednocześnie
skłoniły go do znacznie ostrzejszych działań, aniżeli kiedykolwiek wcześniej.
Katarzy twierdzili bowiem, że świat materialny nie stanowi dzieła wiekuistego i
wszechmogącego Boga, lecz jest on tworem szatana, który albo został wygnany z
Nieba i uwiódł anielskie dusze, które potem uwięził w materii, albo też
stanowił wieczną moc, która była niezależna od dobrego Boga. Ich zdaniem jedyne
wyzwolenie dla dusz zamkniętych w sidłach cielesności stanowił katarski
obrządek zwany consolamentum, czyli innymi słowy pocieszenie.
Obrządek ten był drogą powrotu do duchów opiekuńczych znajdujących się w
Niebie.
Kościół
katarski był zorganizowany w diecezje, na których czele stali biskupi
posiadający pod sobą hierarchię składającą się ze starszych i młodszych synów,
diakonów, oraz perfectii i perfectae, czyli tak zwanych doskonałych
obydwu płci pełniących funkcję duszpasterzy. Świeccy członkowie tego
religijnego ruchu nazywani byli credentes, czyli wierzący, którzy
generalnie consolamentum przyjmowali dopiero na łożu śmierci, ponieważ
rygorystyczna asceza będąca obowiązkiem doskonałych przerastała
możliwości dorosłego człowieka. Katarzy nie wierzyli w Sąd Ostateczny, zaś
koniec świata ich zdaniem miał nastąpić wówczas, gdy ostatnia anielska dusza
zostanie uwolniona, a więc wtedy, kiedy dokona się ponowny rozdział świata
duchowego i materialnego. Ponieważ ludzie bywają grzeszni, nie spodziewano się,
że dojdzie do tego zbyt szybko. Według ich wierzeń niektóre dusze muszą odbywać
długą transmigrację, wcielając się na przykład w zwierzęta, zanim zamieszkają w
ciele człowieka, który będzie zdolny zrozumieć znaczenie consolamentum.
Egzekucja katarów przez spalenie na stosie Obraz powstał w 1495 roku. Autor: Pedro Berruguete (1450-1504) |
Katarzy
byli naprawdę twardym orzechem do zgryzienia dla ówczesnego Kościoła
Katolickiego, który postrzegał ich jako organizację głoszącą fałszywe poglądy.
Instytucja ta zdaniem Kocioła miała być zdeprawowana przez władzę i bogactwa
zdobyte w sposób nieuczciwy. Katarzy uważali, że sakramenty, które według katolików otwierały drogę
do osiągnięcia zbawienia, były bezwartościowe, ponieważ opierały się na
twierdzeniu, iż Chrystus żył na ziemi, został ukrzyżowany, a potem
zmartwychwstał. I właśnie ten pogląd dla katarów był niedorzecznością, gdyż
wierzyli, iż Bóg nie mógł przybrać formy materialnej. Z kolei dla katolików
żaden kompromis z katarami nie wchodził w grę, gdyż uważali oni, że za
podszeptem szatana heretycy usiłują podkopać prawdziwą wiarę. Dlatego też
obowiązkiem wszystkich świeckich i kościelnych przywódców było zwalczanie katarów
wszelkimi możliwymi sposobami. Tego typu postawa obecna w każdym okresie
dziejów Kościoła Katolickiego, przybrała szczególnie zaostrzoną formę w czasie zreformowanego
papiestwa, które od 50. lat XI wieku próbowało wzmocnić swoją pozycję w
Kościele i tym samym zaszczepić nowe wartości moralne w duchowieństwie oraz
pośród osób świeckich.
Prześladowania
katarów nie były kwestią wyboru, ale podstawową powinnością tych, którym Bóg
powierzył sprawy swojego Kościoła na ziemi. Zasadniczy ciężar odpowiedzialności
spoczywał oczywiście na barkach samego papieża. Geneza kataryzmu do czasów
współczesnych pozostaje kwestią sporną. Większość historyków skłania się jednak
ku tezie, iż w narodzinach tejże herezji poważną rolę odegrali bogomiłowie,
którzy swoje poglądy szerzyli głównie w Macedonii i Bułgarii najpóźniej w
latach 30. X wieku. W połowie XII wieku herezja zakorzeniła się na kilku
obszarach Europy Zachodniej, a zwłaszcza w Nadrenii, Szampanii, na równinach
Lombardii, jak również w górach i dolinach rzek zachodniej części Langwedocji.
Niemniej badacze nie są zgodni w kwestii zakresu i znaczenia wpływów
bogomilskich, a także jeśli chodzi o chronologię ich oddziaływania. Istnieją
jednak świadectwa, które dowodzą, iż już w latach 40. XII wieku katarzy
działali na terenach Nadrenii. Niektórzy historycy utrzymują też, że wczesnych
form kataryzmu można doszukiwać się już w pierwszej połowie XI wieku.
Walka
Kościoła Katolickiego z katarami to temat naprawdę obszerny i ciekawy z punktu
widzenia historii. Nie dziwi zatem fakt, że historycy i pisarze często sięgają
po niego, pisząc swoje książki. Niedawno czytałam powieść Wojciecha Dutki,
który w Bractwie Mandylionu poruszył właśnie problem katarów i ich
prześladowań ze strony Kościoła. Niemniej Autor skupił się głównie na losach
trzeciej krucjaty, a wspomniany problem kataryzmu stał się, jak gdyby dodatkiem
do fabuły powieści. Z kolei w książce Martiny Kempff rzeczony konflikt
religijny stanowi podstawowy element tła historycznego. Autorka przenosi
czytelnika do Francji, gdzie na tronie mają właśnie zasiąść Ludwik VIII Lew
(1187-1226) oraz jego żona Blanka Kastylijska (1188-1252), której babką była
sama Eleonora Akwitańska (ok. 1122-1204). Już na samym początku widzimy, że
parę królewską łączy naprawdę wielkie uczucie i ani Ludwik, ani Blanka nie
wyobrażają sobie, aby coś mogło zagrozić ich miłości.
Królewskie dwory w tamtym
czasie nie były wolne od obecności wszelkiego rodzaju trubadurów czy truwerów,
którzy swoim śpiewem umilali czas biesiadnikom w trakcie uczt. Czasami jednak
ich pieśni wydobywały na światło dzienne wady monarchów, bądź też ujawniały to,
co dzieje się za drzwiami ich alkowy, a to z kolei groziło poważnymi
konsekwencjami – nawet wydaleniem z dworu i odebraniem majątku. Tak więc na
dworze Blanki i Ludwika takim trubadurem jest niejaki Tybald IV (1201-1253),
który jest także hrabią Szampanii. Mężczyzna od bardzo dawna zakochany jest w
królowej, która zdaje się tego nie dostrzegać albo tylko udaje, że niczego nie
widzi ze względu na swojego męża, którego zdradzać nie zamierza. Można sobie
zatem wyobrazić, jak bardzo Tybald cierpi z tego powodu. Oczywiście swoją
miłość do królowej wyraża w pieśniach, które komponuje, jak gdyby na zawołanie.
Blanka Kastylijska |
Z
kolei w Tuluzie władzę sprawuje hrabia Rajmund VI (1156-1222), którego jeden z
wasali w 1208 roku prawdopodobnie zamordował papieskiego legata Piotra z
Castelnau (?-1208). Niektórzy twierdzą, że hrabia Tuluzy został niesłusznie
oskarżony o to morderstwo. Faktem jest jednak, że było ono następstwem decyzji
papieża Innocentego III (ok. 1161-1216) dotyczącej wezwania wiernych do tego,
aby wyruszyli do Langwedocji i wykorzenili herezję, zaś uczestnikom krucjaty
papież obiecał całkowite odpuszczenie grzechów.
Pomimo że Innocenty III nie
zdołał przekonać do udziału w wyprawie żyjącego jeszcze wtedy króla Francji
Filipa II Augusta (1165-1223), to jednak doprowadził do wystawienia dwóch
potężnych armii, które w 1209 roku natarły na północną część Langwedocji. Filip
II August – najbardziej pragmatyczny ze wszystkich przedstawicieli dynastii
Kapetyngów – był wtedy uwikłany w konflikt z królem Anglii Janem bez Ziemi
pochodzącym z dynastii Plantagenetów (1166-1216). Tak więc większa część wojsk
Innocentego III, posuwając się wzdłuż Rodanu, od wschodu zaatakowała Béziers, a
potem – po zdobyciu i wymordowaniu większości mieszkańców – ruszyła dalej, aby
zmusić do uległości miasto Carcassonne i jego władcę Rajmunda Rogera Trencavela
(?). Natomiast hrabia Tuluzy, który był najważniejszym feudałem w regionie,
przez pewien czas z powodzeniem unikał skutków sprzyjania herezji. Dopiero w
ostatniej chwili dołączył do krzyżowców, lecz na dłuższą metę i tak niewiele
zdołał osiągnąć.
Ludwik VIII Lew |
Według
fabuły powieści, hrabia Rajmund VI wśród licznego potomstwa (nie zawsze z
prawego łoża) miał córkę o imieniu Klara. Dziewczyna od najmłodszych lat
wychowywała się na królewskim dworze, co sprawiło, że bardzo szybko w jej życie
wkroczyła Blanka Kastylijska, która w 1200 roku wraz ze swoją babką Eleonorą
Akwitańską przybyła na dwór francuski, aby przygotowywać się do roli
królewskiej małżonki. Dziewczynki bardzo szybko przypadły sobie do gustu, a ich
przyjaźń miała trwać jeszcze przez długie lata, pomimo trudnych czasów. Ta
przyjaźń zaowocowała też tym, iż Klara została najbliższą i najbardziej zaufaną
dworką królowej Blanki Kastylijskiej.
W końcu przychodzi rok 1219 i masakra
dokonana na ludności Marmande. Jakimś cudem Klarze udaje się przeżyć rzeź.
Nieprzytomną dziewczynę ratuje hrabia Szampanii Tybald IV – ten sam, który
nieszczęśliwie kocha się w królowej. Przyznacie, że czyn to niezwykle
romantyczny, dlatego też na jego konsekwencje nie trzeba długo czekać. Otóż,
Klara bardzo szybko obdarza hrabiego miłością, którą ten wykorzystuje do swoich
celów.
Od
tamtego czasu mija kilka lat. Pewnego dnia Klara udaje się w pobliże budowy
gotyckiej katedry Notre-Dame de Paris, gdzie poznaje niejakiego Felicjana.
Mężczyzna jest katarem, zaś jego osobowość i opowieści robią na Klarze ogromne
wrażenie. To wszystko sprawia, że dziewczyna staje się wyznawczynią heretyckich
poglądów. Jak zatem będzie wyglądać jej dalsze życie na królewskim dworze,
skoro nowy król tak zaciekle walczy z sektą? Czy Klara będzie musiała
utrzymywać swoją wiarę w tajemnicy, aby uniknąć śmierci? Czy znajdą się tacy,
którzy rozumieją jej punkt widzenia, choć działają po przeciwnej stronie, i będą udawać, że tak naprawdę niczego nie
zauważają? Jak będą wyglądać dalsze relacje Klary z królową Blanką Kastylijską?
Ludwik IX Święty (1214-1270) W powieści syn Blanki Kastylijskiej i Ludwika VIII Lwa jest jeszcze dzieckiem, lecz nie zmienia to faktu, że bardzo szybko musi dorosnąć i zająć się spuścizną po ojcu. |
Katedra
heretyczki to powieść o dwóch kobietach, które stoją po przeciwnych
stronach, lecz mimo to wciąż żywią wobec siebie nawzajem przyjazne uczucia i
tak naprawdę nie wyobrażają sobie życia bez swojej przyjaźni. Choć Klara jest
bohaterką fikcyjną, to jednak dzięki Martinie Kempff doskonale dopasowuje się
do postaci historycznych i w pewnym momencie wydaje się, że bez niej ta książka
nie byłaby pełna. Ponieważ hrabia Tuluzy – Rajmund VI – miał sporo córek,
Autorka przyjęła założenie, że wśród nich mogła znaleźć się także ta o imieniu
Klara. Natomiast jeśli chodzi o postacie historyczne, to jest ich dużo, ale
mogłoby być jeszcze więcej, gdyby Martina Kempff nie zdecydowała się na
okrojenie obsady swojej książki. Wybrała bowiem tylko tych bohaterów, którzy
odegrali w krucjacie przeciwko katarom znaczącą rolę, bo jak sama twierdzi,
gdyby zdecydowała się na wszystkich, wówczas jej powieść byłaby zbyt obszerna.
Po śmierci hrabiego Rajmunda VI w Tuluzie władzę przejmuje jego syn – również
Rajmund (1197-1249) – z którym Klarę łączą silne więzi emocjonalne. Ten hrabia
w przyszłości również odegra ważną rolę zarówno polityczną, jak i obyczajową. Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku hrabiego Szampanii, który – jak się okazuje – nie jest jedynie zwykłym trubadurem o szlacheckim pochodzeniu.
Postać
Blanki Kastylijskiej jest bardzo interesująca i aż prosi się o znacznie szersze
poznanie jej biografii. Ta średniowieczna francuska królowa przeszła naprawdę
wiele w swoim życiu; sporo wycierpiała, ale na szczęście była w stanie podnieść
się po klęskach, które zgotował jej los. Analizując jej postępowanie wobec
katarów można odnieść wrażenie, że nie była do nich wrogo nastawiona. Lecz z
drugiej strony była przecież królową „z łaski Bożej”, a to zobowiązywało ją do tego, że
musiała być posłuszna papieżowi, który – jak wiadomo – bezlitośnie walczył z
heretykami. Królowej nie brak także inteligencji i wewnętrznej siły. Jest
również bardzo kochającą matką, która stara się zapewnić swoim dzieciom
wszystko, co najlepsze, pomimo że są one dla niej polityczną kartą przetargową.
Z kolei Ludwik VIII Lew przedstawiony jest przede wszystkim jako kochający mąż
i groźny dowódca armii. Skoro mamy do czynienia ze średniowiecznym dworem królewskim,
to oczywiście nie może zabraknąć spisków. Podłożem jednych intryg są sprawy
osobiste, zaś innych polityczne. Jak podają źródła historyczne niektóre z nich
do dziś nie zostały rozwikłane i tak naprawdę nie wiadomo, kto wtedy zawinił i
kto doprowadził do śmierci tej czy innej osoby.
Według
mnie powieść jest naprawdę dobra, choć sięgając po nią trzeba przygotować się
na to, że jest to literatura niemiecka, a Niemcy piszą nieco innym stylem niż robią
to Amerykanie, Brytyjczycy, czy choćby Polacy. Szkoda tylko, że do tej pory
wydano w naszym kraju tylko tę jedną książkę, ponieważ chętnie przeczytałabym
też inne powieści Martiny Kempff.
Historia jest chyba najlepszym źródłem na wszelkie pomysły na ksiażki ;)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym przeczytała, tej części historii nie znam. Faktycznie, niemiecka literatura jest inaczej pisana.
OdpowiedzUsuń