sobota, 26 września 2015

Martina Kempff „Katedra heretyczki”














Wydawnictwo: TELBIT
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: Die Kathedrale der Ketzerin
Przekład: Jolanta Janicka





W XII i XIII wieku największym wyzwaniem dla Kościoła Katolickiego był tak zwany kataryzm. Wysocy rangą przedstawiciele Kościoła uważali go za największą herezję, jaką można sobie było wyobrazić w tamtych czasach. Podejmowane przez katarów próby rozwiązywania podstawowych problemów religijnych oraz filozoficznych, które wynikały z istnienia zła, a także ogromna siła przekonywania innych do swojej religii, poważnie zachwiały pozycją Kościoła na Zachodzie i jednocześnie skłoniły go do znacznie ostrzejszych działań, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Katarzy twierdzili bowiem, że świat materialny nie stanowi dzieła wiekuistego i wszechmogącego Boga, lecz jest on tworem szatana, który albo został wygnany z Nieba i uwiódł anielskie dusze, które potem uwięził w materii, albo też stanowił wieczną moc, która była niezależna od dobrego Boga. Ich zdaniem jedyne wyzwolenie dla dusz zamkniętych w sidłach cielesności stanowił katarski obrządek zwany consolamentum, czyli innymi słowy pocieszenie. Obrządek ten był drogą powrotu do duchów opiekuńczych znajdujących się w Niebie.

Kościół katarski był zorganizowany w diecezje, na których czele stali biskupi posiadający pod sobą hierarchię składającą się ze starszych i młodszych synów, diakonów, oraz perfectii i perfectae, czyli tak zwanych doskonałych obydwu płci pełniących funkcję duszpasterzy. Świeccy członkowie tego religijnego ruchu nazywani byli credentes, czyli wierzący, którzy generalnie consolamentum przyjmowali dopiero na łożu śmierci, ponieważ rygorystyczna asceza będąca obowiązkiem doskonałych przerastała możliwości dorosłego człowieka. Katarzy nie wierzyli w Sąd Ostateczny, zaś koniec świata ich zdaniem miał nastąpić wówczas, gdy ostatnia anielska dusza zostanie uwolniona, a więc wtedy, kiedy dokona się ponowny rozdział świata duchowego i materialnego. Ponieważ ludzie bywają grzeszni, nie spodziewano się, że dojdzie do tego zbyt szybko. Według ich wierzeń niektóre dusze muszą odbywać długą transmigrację, wcielając się na przykład w zwierzęta, zanim zamieszkają w ciele człowieka, który będzie zdolny zrozumieć znaczenie consolamentum.

Egzekucja katarów
przez spalenie na stosie
Obraz powstał w 1495 roku.
Autor: Pedro Berruguete
(1450-1504)
Katarzy byli naprawdę twardym orzechem do zgryzienia dla ówczesnego Kościoła Katolickiego, który postrzegał ich jako organizację głoszącą fałszywe poglądy. Instytucja ta zdaniem Kocioła miała być zdeprawowana przez władzę i bogactwa zdobyte w sposób nieuczciwy. Katarzy uważali, że sakramenty, które według katolików otwierały drogę do osiągnięcia zbawienia, były bezwartościowe, ponieważ opierały się na twierdzeniu, iż Chrystus żył na ziemi, został ukrzyżowany, a potem zmartwychwstał. I właśnie ten pogląd dla katarów był niedorzecznością, gdyż wierzyli, iż Bóg nie mógł przybrać formy materialnej. Z kolei dla katolików żaden kompromis z katarami nie wchodził w grę, gdyż uważali oni, że za podszeptem szatana heretycy usiłują podkopać prawdziwą wiarę. Dlatego też obowiązkiem wszystkich świeckich i kościelnych przywódców było zwalczanie katarów wszelkimi możliwymi sposobami. Tego typu postawa obecna w każdym okresie dziejów Kościoła Katolickiego, przybrała szczególnie zaostrzoną formę w czasie zreformowanego papiestwa, które od 50. lat XI wieku próbowało wzmocnić swoją pozycję w Kościele i tym samym zaszczepić nowe wartości moralne w duchowieństwie oraz pośród osób świeckich.  

Prześladowania katarów nie były kwestią wyboru, ale podstawową powinnością tych, którym Bóg powierzył sprawy swojego Kościoła na ziemi. Zasadniczy ciężar odpowiedzialności spoczywał oczywiście na barkach samego papieża. Geneza kataryzmu do czasów współczesnych pozostaje kwestią sporną. Większość historyków skłania się jednak ku tezie, iż w narodzinach tejże herezji poważną rolę odegrali bogomiłowie, którzy swoje poglądy szerzyli głównie w Macedonii i Bułgarii najpóźniej w latach 30. X wieku. W połowie XII wieku herezja zakorzeniła się na kilku obszarach Europy Zachodniej, a zwłaszcza w Nadrenii, Szampanii, na równinach Lombardii, jak również w górach i dolinach rzek zachodniej części Langwedocji. Niemniej badacze nie są zgodni w kwestii zakresu i znaczenia wpływów bogomilskich, a także jeśli chodzi o chronologię ich oddziaływania. Istnieją jednak świadectwa, które dowodzą, iż już w latach 40. XII wieku katarzy działali na terenach Nadrenii. Niektórzy historycy utrzymują też, że wczesnych form kataryzmu można doszukiwać się już w pierwszej połowie XI wieku.


Legendarny i jednocześnie najważniejszy zamek katarów w Langwedocji (Monsègur)
To w tym zamku 16 marca 1244 roku spłonęło na stosie ponad dwustu wyznawców kataryzmu. 
Po upadku twierdzy mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci nie chcieli wyrzec się swoich przekonań.
fot. Jean-Yves Didier


Walka Kościoła Katolickiego z katarami to temat naprawdę obszerny i ciekawy z punktu widzenia historii. Nie dziwi zatem fakt, że historycy i pisarze często sięgają po niego, pisząc swoje książki. Niedawno czytałam powieść Wojciecha Dutki, który w Bractwie Mandylionu poruszył właśnie problem katarów i ich prześladowań ze strony Kościoła. Niemniej Autor skupił się głównie na losach trzeciej krucjaty, a wspomniany problem kataryzmu stał się, jak gdyby dodatkiem do fabuły powieści. Z kolei w książce Martiny Kempff rzeczony konflikt religijny stanowi podstawowy element tła historycznego. Autorka przenosi czytelnika do Francji, gdzie na tronie mają właśnie zasiąść Ludwik VIII Lew (1187-1226) oraz jego żona Blanka Kastylijska (1188-1252), której babką była sama Eleonora Akwitańska (ok. 1122-1204). Już na samym początku widzimy, że parę królewską łączy naprawdę wielkie uczucie i ani Ludwik, ani Blanka nie wyobrażają sobie, aby coś mogło zagrozić ich miłości. 

Królewskie dwory w tamtym czasie nie były wolne od obecności wszelkiego rodzaju trubadurów czy truwerów, którzy swoim śpiewem umilali czas biesiadnikom w trakcie uczt. Czasami jednak ich pieśni wydobywały na światło dzienne wady monarchów, bądź też ujawniały to, co dzieje się za drzwiami ich alkowy, a to z kolei groziło poważnymi konsekwencjami – nawet wydaleniem z dworu i odebraniem majątku. Tak więc na dworze Blanki i Ludwika takim trubadurem jest niejaki Tybald IV (1201-1253), który jest także hrabią Szampanii. Mężczyzna od bardzo dawna zakochany jest w królowej, która zdaje się tego nie dostrzegać albo tylko udaje, że niczego nie widzi ze względu na swojego męża, którego zdradzać nie zamierza. Można sobie zatem wyobrazić, jak bardzo Tybald cierpi z tego powodu. Oczywiście swoją miłość do królowej wyraża w pieśniach, które komponuje, jak gdyby na zawołanie.

Blanka Kastylijska 
Z kolei w Tuluzie władzę sprawuje hrabia Rajmund VI (1156-1222), którego jeden z wasali w 1208 roku prawdopodobnie zamordował papieskiego legata Piotra z Castelnau (?-1208). Niektórzy twierdzą, że hrabia Tuluzy został niesłusznie oskarżony o to morderstwo. Faktem jest jednak, że było ono następstwem decyzji papieża Innocentego III (ok. 1161-1216) dotyczącej wezwania wiernych do tego, aby wyruszyli do Langwedocji i wykorzenili herezję, zaś uczestnikom krucjaty papież obiecał całkowite odpuszczenie grzechów. 

Pomimo że Innocenty III nie zdołał przekonać do udziału w wyprawie żyjącego jeszcze wtedy króla Francji Filipa II Augusta (1165-1223), to jednak doprowadził do wystawienia dwóch potężnych armii, które w 1209 roku natarły na północną część Langwedocji. Filip II August – najbardziej pragmatyczny ze wszystkich przedstawicieli dynastii Kapetyngów – był wtedy uwikłany w konflikt z królem Anglii Janem bez Ziemi pochodzącym z dynastii Plantagenetów (1166-1216). Tak więc większa część wojsk Innocentego III, posuwając się wzdłuż Rodanu, od wschodu zaatakowała Béziers, a potem – po zdobyciu i wymordowaniu większości mieszkańców – ruszyła dalej, aby zmusić do uległości miasto Carcassonne i jego władcę Rajmunda Rogera Trencavela (?). Natomiast hrabia Tuluzy, który był najważniejszym feudałem w regionie, przez pewien czas z powodzeniem unikał skutków sprzyjania herezji. Dopiero w ostatniej chwili dołączył do krzyżowców, lecz na dłuższą metę i tak niewiele zdołał osiągnąć.

Ludwik VIII Lew
Według fabuły powieści, hrabia Rajmund VI wśród licznego potomstwa (nie zawsze z prawego łoża) miał córkę o imieniu Klara. Dziewczyna od najmłodszych lat wychowywała się na królewskim dworze, co sprawiło, że bardzo szybko w jej życie wkroczyła Blanka Kastylijska, która w 1200 roku wraz ze swoją babką Eleonorą Akwitańską przybyła na dwór francuski, aby przygotowywać się do roli królewskiej małżonki. Dziewczynki bardzo szybko przypadły sobie do gustu, a ich przyjaźń miała trwać jeszcze przez długie lata, pomimo trudnych czasów. Ta przyjaźń zaowocowała też tym, iż Klara została najbliższą i najbardziej zaufaną dworką królowej Blanki Kastylijskiej. 

W końcu przychodzi rok 1219 i masakra dokonana na ludności Marmande. Jakimś cudem Klarze udaje się przeżyć rzeź. Nieprzytomną dziewczynę ratuje hrabia Szampanii Tybald IV – ten sam, który nieszczęśliwie kocha się w królowej. Przyznacie, że czyn to niezwykle romantyczny, dlatego też na jego konsekwencje nie trzeba długo czekać. Otóż, Klara bardzo szybko obdarza hrabiego miłością, którą ten wykorzystuje do swoich celów.

Od tamtego czasu mija kilka lat. Pewnego dnia Klara udaje się w pobliże budowy gotyckiej katedry Notre-Dame de Paris, gdzie poznaje niejakiego Felicjana. Mężczyzna jest katarem, zaś jego osobowość i opowieści robią na Klarze ogromne wrażenie. To wszystko sprawia, że dziewczyna staje się wyznawczynią heretyckich poglądów. Jak zatem będzie wyglądać jej dalsze życie na królewskim dworze, skoro nowy król tak zaciekle walczy z sektą? Czy Klara będzie musiała utrzymywać swoją wiarę w tajemnicy, aby uniknąć śmierci? Czy znajdą się tacy, którzy rozumieją jej punkt widzenia, choć działają po przeciwnej stronie, i będą udawać, że tak naprawdę niczego nie zauważają? Jak będą wyglądać dalsze relacje Klary z królową Blanką Kastylijską?

Ludwik IX Święty (1214-1270)
W powieści syn Blanki Kastylijskiej
i Ludwika VIII Lwa jest jeszcze dzieckiem, lecz
nie zmienia to faktu, że bardzo szybko musi
dorosnąć i zająć się spuścizną po ojcu. 
Katedra heretyczki to powieść o dwóch kobietach, które stoją po przeciwnych stronach, lecz mimo to wciąż żywią wobec siebie nawzajem przyjazne uczucia i tak naprawdę nie wyobrażają sobie życia bez swojej przyjaźni. Choć Klara jest bohaterką fikcyjną, to jednak dzięki Martinie Kempff doskonale dopasowuje się do postaci historycznych i w pewnym momencie wydaje się, że bez niej ta książka nie byłaby pełna. Ponieważ hrabia Tuluzy – Rajmund VI – miał sporo córek, Autorka przyjęła założenie, że wśród nich mogła znaleźć się także ta o imieniu Klara. Natomiast jeśli chodzi o postacie historyczne, to jest ich dużo, ale mogłoby być jeszcze więcej, gdyby Martina Kempff nie zdecydowała się na okrojenie obsady swojej książki. Wybrała bowiem tylko tych bohaterów, którzy odegrali w krucjacie przeciwko katarom znaczącą rolę, bo jak sama twierdzi, gdyby zdecydowała się na wszystkich, wówczas jej powieść byłaby zbyt obszerna. 

Po śmierci hrabiego Rajmunda VI w Tuluzie władzę przejmuje jego syn – również Rajmund (1197-1249) – z którym Klarę łączą silne więzi emocjonalne. Ten hrabia w przyszłości również odegra ważną rolę zarówno polityczną, jak i obyczajową. Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku hrabiego Szampanii, który – jak się okazuje – nie jest jedynie zwykłym trubadurem o szlacheckim pochodzeniu. 

Postać Blanki Kastylijskiej jest bardzo interesująca i aż prosi się o znacznie szersze poznanie jej biografii. Ta średniowieczna francuska królowa przeszła naprawdę wiele w swoim życiu; sporo wycierpiała, ale na szczęście była w stanie podnieść się po klęskach, które zgotował jej los. Analizując jej postępowanie wobec katarów można odnieść wrażenie, że nie była do nich wrogo nastawiona. Lecz z drugiej strony była przecież królową „z łaski Bożej”, a to zobowiązywało ją do tego, że musiała być posłuszna papieżowi, który – jak wiadomo – bezlitośnie walczył z heretykami. Królowej nie brak także inteligencji i wewnętrznej siły. Jest również bardzo kochającą matką, która stara się zapewnić swoim dzieciom wszystko, co najlepsze, pomimo że są one dla niej polityczną kartą przetargową. Z kolei Ludwik VIII Lew przedstawiony jest przede wszystkim jako kochający mąż i groźny dowódca armii. Skoro mamy do czynienia ze średniowiecznym dworem królewskim, to oczywiście nie może zabraknąć spisków. Podłożem jednych intryg są sprawy osobiste, zaś innych polityczne. Jak podają źródła historyczne niektóre z nich do dziś nie zostały rozwikłane i tak naprawdę nie wiadomo, kto wtedy zawinił i kto doprowadził do śmierci tej czy innej osoby.

Według mnie powieść jest naprawdę dobra, choć sięgając po nią trzeba przygotować się na to, że jest to literatura niemiecka, a Niemcy piszą nieco innym stylem niż robią to Amerykanie, Brytyjczycy, czy choćby Polacy. Szkoda tylko, że do tej pory wydano w naszym kraju tylko tę jedną książkę, ponieważ chętnie przeczytałabym też inne powieści Martiny Kempff.








2 komentarze:

  1. Historia jest chyba najlepszym źródłem na wszelkie pomysły na ksiażki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią bym przeczytała, tej części historii nie znam. Faktycznie, niemiecka literatura jest inaczej pisana.

    OdpowiedzUsuń