Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: Amandine
Przekład: Katarzyna Malita
Kiedy
w arystokratycznej rodzinie dochodziło do skandalu obyczajowego, wówczas najstarsi
przedstawiciele rodu łamali sobie głowy nad tym, jak ukręcić łeb konsekwencjom,
które zapewne wykluczyłyby familię z towarzystwa na bardzo długi czas. Nie
można było bowiem dopuścić do tego, aby to, co działo się za zamkniętymi
drzwiami dworu wydostało się na zewnątrz. Wszelkiego rodzaju skandale
obyczajowe uchodziły na sucho w rodzinach chłopskich i niezamożnych, co
oczywiście przyjmowano jako rzecz całkiem naturalną. Przecież jakaś biedna
dziewucha, która zadawała się z każdym napotkanym mężczyzną na nikim nie robiła
wrażenia. Zakłamanie wyższych sfer było naprawdę wielkie. Na sporo rzeczy
przymykano oko, dopóki nie trzeba było wziąć odpowiedzialności za swoje
postępowanie. Czasami jednak sprawy zachodziły tak daleko, że w żaden sposób
nie można było zatrzymać ich jedynie dla siebie. Niekiedy w towarzystwie przez
długi czas nie brakowało tematów do rozmów. Plotkowano o tych, którzy jeszcze
do niedawna byli uważani za przyjaciół. W momencie, gdy jakaś afera obyczajowa
wypłynęła na wierzch, odwracano się na ulicy tyłem do osób w nią zamieszanych.
Wielokrotnie sprawy niemoralne były tak poważne, że aż pisano o nich w
gazetach. Choć od czasów typowej arystokracji minęło już sporo lat, to jednak w
naszym społeczeństwie wciąż funkcjonują niektóre cechy tamtego środowiska.
Zakłamanie i troska o to, co ludzie powiedzą są dziś bardzo popularne w
niektórych kręgach towarzyskich, szczególnie w tych małomiasteczkowych. Wygląda zatem
na to, że pomimo upływu lat człowiek wciąż jest taki sam.
Przenieśmy
się więc do 1916 roku. Jest jesienny wieczór. W pewnej posiadłości niedaleko
Krakowa należącej do arystokratycznej rodziny Czartoryskich dochodzi do
morderstwa. Hrabia Antoni Czartoryski najpierw morduje swoją kochankę, a potem
jednym strzałem odbiera sobie życie. Antoni Czartoryski był mężem hrabiny
Walewskiej i oprócz żony pozostawił na tym świecie jeszcze dwuletnią córkę o
imieniu Andżelika. Przyznacie, że skandal to wielki, lecz na tym się rzecz nie
kończy. Otóż mija czternaście lat. Rodzina Czartoryskich zdążyła już otrząsnąć
się z tamtej tragedii, kiedy do ich dworu przybywa młody baron, niejaki Piotr
Drucki. Andżelika ma już szesnaście lat, więc jest młodą i atrakcyjną kobietą,
która potrafi zwracać na siebie uwagę mężczyzn. Zapewne pragnie też przeżyć
swoje pierwsze miłosne fascynacje. I tak oto wdaje się w potajemny romans z
baronem Druckim. W wyniku tego romansu zachodzi w ciążę. W dodatku okazuje się,
że Piotr Drucki jest młodszym bratem zamordowanej kochanki jej ojca. Hrabina
Walewska wpada we wściekłość i już myśli, w jaki sposób zatuszować całą sprawę,
aby kolejny obyczajowy skandal dotyczący jej rodziny nie ujrzał światła
dziennego. Na nieszczęście dla hrabiny, Andżelika nie chce poddać się aborcji.
Jak zatem zachować ciążę córki w sekrecie? Co powiedzą ludzie, kiedy na jaw
wyjdzie, że córka hrabiny właśnie urodziła nieślubne dziecko? I to dziecko
brata kochanki swojego ojca?! Przecież to zniszczy Czartoryskich w
towarzystwie! O, nie! Hrabina nie może na to pozwolić! A zatem jedyne, co jej
pozostaje, to wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu działać.
Tymczasem
do sierocińca we francuskim Montpellier przybywa kobieta, która po opłaceniu
kogo trzeba oddaje w ręce zakonnic kilkumiesięczne niemowlę. Kobieta pragnie,
aby dziecko pozostało w sierocińcu i nigdy nie dowiedziało się, kim tak
naprawdę jest. Ono ma zniknąć z jej życia na zawsze. Oczywiście zakonnice godzą
się na takie rozwiązanie, bo przecież od tego właśnie są. Przy klasztorze
mieści się także szkoła z internatem, więc kiedy dziewczynka osiągnie już
odpowiedni wiek, będzie mogła do niej uczęszczać. Niestety, matka przełożona
jakoś niechętnie odnosi się do niemowlęcia. Z jednej strony przyjmuje
dziewczynkę pod swój dach, lecz z drugiej najchętniej od razu zamordowałaby ją
gdzieś w kącie i zakopała po kryjomu w ogrodzie. Takie przynajmniej możemy
odnieść wrażenie, kiedy bliżej przyjrzymy się siostrze Paul. Jaka jest prawda?
Dlaczego zakonnica od samego początku jest nieprzychylna temu niewinnemu
dziecku? Czy wie o czymś, o czym należałoby raz na zawsze zapomnieć?
Jedna z uliczek w Montpellier (2006) fot. Clarissa Schumacher |
Praktycznie
od samego początku dzieckiem opiekuje się Solange. To młoda kobieta, która
jakiś czas temu wystąpiła z zakonu, lecz mimo to wciąż ciągnie ją do tego, aby
spędzić życie w jego murach. Solange stoi na swego rodzaju życiowym rozdrożu,
bo tak naprawdę nie wie, co powinna w życiu robić i jaką drogę wybrać, żeby być
szczęśliwą. Propozycja opieki nad dzieckiem i powrót do klasztoru w charakterze
tak zwanej „świeckiej siostry”, jak gdyby spada jej z nieba i rozwiązuje
niektóre problemy. Od pierwszej chwili Solange traktuje dziewczynkę jak swoje
własne dziecko. Nadaje jej imię „Amandine” i odtąd nie opuszcza jej już na
krok. Chroni dziewczynkę przed złymi ludźmi, nawet przed siostrą Paul, która
nie przestaje okazywać swojej niechęci wobec dziecka.
I
tak mijają lata. Amandine staje się coraz starsza, a co za tym idzie, również
coraz mądrzejsza. Można odnieść wrażenie, że jej psychika swoim rozwojem
znacznie przewyższa wiek. Niestety, dziecko nie jest szczęśliwe, choć nie daje
tego po sobie poznać. Najbardziej brak jej matki. Amandine wie, że to nie
Solange zawdzięcza swoje przyjście na ten świat, dlatego też stale tęskni za
swoją biologiczną mamą, pomimo że jej nie zna. Czy Amandine dane będzie kiedyś
poznać kobietę, która ją urodziła? Kim jest matka dziewczynki i dlaczego oddała
ją do sierocińca? Czy ktoś ją do tego zmusił? A może zrobiła to z własnej i
nieprzymuszonej woli?
Akcja
powieści toczy się w dwóch miejscach. Jednym z nich jest Polska, natomiast
drugie to Francja. Z kolei tło większej części fabuły stanowi druga wojna
światowa. Tak naprawdę książka jest dość oryginalna, jeśli chodzi o styl, w
jakim Autorka ją napisała. Czytelnik na przemian poznaje poszczególne
wydarzenia z perspektywy narratora trzecioosobowego i bohatera, który w danej
chwili znajduje się w centrum uwagi. Gdybym miała określić tę powieść jednym
słowem, to powiedziałabym, że jest to książka SMUTNA. Zawsze, kiedy tłem
historycznym jest druga wojna światowa trzeba liczyć się z tym, że łatwo nie będzie,
a i czasami łzy będą nam się cisnąć do oczu. Oczywiście kwestią indywidualną
każdego autora jest to, z jakim natężeniem będzie o tej wojnie pisał. Jedni zrobią
to pobieżnie, aby emocjonalnie oszczędzić czytelnika, zaś inni położą zbyt duży
nacisk na okrucieństwo hitlerowców zadawane narodom, które były pod ich
okupacją. W przypadku Amandine można powiedzieć, że ten problem jest
wypośrodkowany. Z jednej strony widzimy okrucieństwo faszystów i walkę z ich
polityką, zaś z drugiej Autorka pokazała, że nawet w obliczu tak wielkiego
dramatu można było liczyć na dobrych ludzi, którzy reprezentowali nie tylko
ruch oporu, ale także obóz wroga. To pozwala wierzyć, że wśród wyznawców Adolfa
Hitlera (1889-1945) byli też oficerowie, którym ta wojna wcale się nie podobała.
Oni chcieli normalnie żyć, zamiast wykonywać psychopatyczne rozkazy swojego
wodza.
Wydanie anglojęzyczne Wyd. Wheeler Publishing (2010) |
W
centrum uwagi znajduje się oczywiście tytułowa Amandine, wokół której budowana
jest fabuła. Dziewczynka wzbudza ogromną sympatię u czytelnika. Jest bardzo
mądrym dzieckiem, które naprawdę wiele rozumie, choć to wcale nie oznacza, że
na równie wiele się godzi. Amandine odbywa swoją podróż nie tylko ku wolności,
ale też ku poznaniu prawdy. Ona wciąż jest przekonana, że któregoś dnia spotka
swoją biologiczną matkę i będzie mogła ją kochać, jak nikogo na świecie. Ta
dziewczynka jest klasycznym przykładem porzuconych dzieci. Wydaje mi się, że
każde dziecko, które z różnych względów wychowuje się w domu dziecka, marzy o
tym, aby mieć prawdziwą rodzinę i kochających rodziców. Tak więc Amandine
porusza serce czytelnika swoim zachowaniem i mądrością, której niejednokrotnie
brakuje dorosłemu człowiekowi.
W
powieści stykają się ze sobą dwa światy: zakonny i świecki. Który jest lepszy?
Czytając książkę odnosi się wrażenie, że pomimo wojny i okrucieństwa ze strony
okupanta, to jednak osoby świeckie mają w sobie dużo więcej ludzkich uczuć.
Chociaż zakonnicom w większości też nie można zarzucić niczego złego, to jednak
postępowanie niektórych z nich wielokrotnie wynika ze ślepego posłuszeństwa
wobec siostry przełożonej, która tłumi w sobie jakieś negatywne zadawnione
uczucia, a te z kolei nie pozwalają jej na to, aby być naprawdę dobrym
człowiekiem. W dodatku reguła zakonna, którą się kieruje sprawia, że cierpią na
tym ci, z którymi żyje pod jednym dachem. Pojawia się tam także pewien
arcybiskup, o którym także nie można powiedzieć, że jest osobą o
nieposzlakowanej opinii.
Czy
coś zatem można zarzucić tej powieści? Może to, iż niektóre wątki powinny
zostać bardziej rozbudowane. Jestem z tych czytelników, którzy nie boją się
czytać o okrucieństwie drugiej wojny światowej, dlatego nieco brakowało mi
drastycznych obrazów z tamtych czasów. Myślę, że gdyby Marlena de Blasi więcej
miejsca poświęciła na opis tła historycznego – szczególnie tego dotyczącego
Polski – wówczas mielibyśmy pełny obraz całej opowieści. Jeśli chodzi o
okupację hitlerowską, to Autorka nakreśla jedynie sytuację panującą w Krakowie,
lecz robi to bardzo pobieżnie. Oczami jednej z bohaterek dostrzegamy bardzo
szybko przesuwające się obrazy wojennego Krakowa, ale tak naprawdę nie jesteśmy
w stanie wyobrazić sobie tego, co czują ludzie mieszkający w tym mieście. Odniosłam
wrażenie, że Marlena de Blasi bardzo szybko chciała przebrnąć przez okupowany
Kraków, aby tylko wrócić do Francji. Polska potraktowana jest trochę po
macoszemu. Możliwe, że moje odczucia są takie a nie inne, dlatego, iż fabuła
dotyczy mojego kraju. Amerykański czy brytyjski czytelnik zapewne na tę kwestię
spojrzy inaczej. Natomiast Francuz będzie zachwycony, że Autorka tak wiele
miejsce poświęciła właśnie jego krajowi.
Generalnie
książka jest naprawdę godna uwagi. Na okładce napisane jest, że powieść
zaskakuje zakończeniem. Jest w tym odrobina prawdy, ponieważ zakończenie jest
otwarte i to od nas samych zależy, w jaki sposób dalej potoczą się losy Amandine.
Na wiele pytań, które zadajemy sobie podczas lektury, odpowiedzi w zakończeniu
nie znajdziemy. Amandine to pierwsza powieść Marleny de Blasi, którą
przeczytałam. Myślę, że na tej jednej się nie skończy. Przyznam, że w jakiś
sposób Autorka zainteresowała mnie swoją twórczością i dlatego chcę poznać też
inne jej książki.
Ostatnio bardzo mnie ciągnie do książek historycznych. Mam ochotę na "Chłopów" lub coś od Sienkiewicza. Powyższą książkę mógłbym przeczytać, ale niespecjalnie tego pragnę. Temat wojen (jakichkolwiek) nie jest przeze mnie zbyt lubiany. Zazwyczaj są to historie, w których dzieje się dużo niedobrego, a za tym naprawdę nie przepadam. Tak więc... Póki co nie mówię jej nie, ale nie znaczy to, że po nią sięgnę. Czas pokaże :)
OdpowiedzUsuńObawiam się trochę tej historii w tej książce, bo zwyczajnie się ją nie pasjonuję. Ale sama fabuła mnie intryguje, przypomina trochę sagę rodzinną. A okładka jest cudna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Insane z przy-goracej-herbacie.blogspot.com