Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2010
Tytuł oryginału: Amber Knight
Przekład: Ewa Mikina
Podczas drugiej wojny światowej jedną z najpilniej strzeżonych
tajemnic III Rzeszy był kompleks bunkrów znajdujących się w okolicach Kętrzyna.
To właśnie tam naziści podejmowali decyzje, które były brzemienne w skutkach
dla całej ówczesnej Europy. Adolf Hitler (1889-1945) miał do dyspozycji kilka
głównych kwater, które rozmieszczone były na terenie całej okupowanej Europy.
Jedną z nich był Wilczy Szaniec znajdujący się z dala od dużych miast i szlaków
komunikacyjnych. Na tego typu kwatery zazwyczaj wybierano obszary niedostępne i
rzadko uczęszczane, leżące wewnątrz sporych rozmiarów leśnych kompleksów, które
otoczone były jeziorami i bagnami. Tego rodzaju obiektów praktycznie nie można
było namierzyć, natomiast dostęp do nich drogą lądową był wręcz niemożliwy. Okolice
Kętrzyna hitlerowcy wybrali na główną kwaterę swojego przywódcy, dlatego że
tereny te znajdowały się w pobliżu granicy ze Związkiem Sowieckim, a przecież
Niemcy szykowali się do ataku na ZSRR, mając już nawet gotowy plan opatrzony
kryptonimem „Barbarossa”. Dodatkowo wybrany teren porośnięty był gęstymi lasami
i otoczony licznymi wodnymi akwenami. Nie bez znaczenia był też fakt, że
bliższe i dalsze otoczenie Wilczego Szańca było doskonale ufortyfikowane. Prusy
Wschodnie posiadały bowiem szereg twierdz, takich jak Toruń, Piława, Giżycko
czy Kłajpeda. Były tam także rejony umocnione przeciwpancernymi okopami,
zaporami przeciwczołgowymi oraz zasiekami z drutu kolczastego. Co więcej,
okolice Gierłoży były rejonem odludnym i położonym z dala od dróg
komunikacyjnych. Porośnięte były również starym lasem przypominającym trochę
puszczę, który doskonale spełniał funkcję kamuflującą. Dodatkowo Wielkie
Jeziora Mazurskie stanowiły od wschodu znakomitą naturalną zaporę dla lądowych
wojsk wroga.
Pod koniec wojny Wilczy Szaniec zasłynął przede wszystkim z
chybionego zamachu na Adolfa Hitlera. Był to czwartek 20 lipca 1944 roku. W tym
dniu do Wilczego Szańca prosto z Berlina przybył pułkownik Claus von
Stauffenberg (1907-1944). Celem jego przybycia był udział w tajnej naradzie
sztabowej, która miała dotyczyć sytuacji na froncie wschodnim. Pomimo
praktycznie idealnego systemu kontroli, udało mu się wnieść do pomieszczenia, w
którym miała odbyć się rzeczona narada, teczkę z ładunkiem wybuchowym
wyposażonym w zapalnik czasowy. I tak oto o godzinie 12:42 dokładnie w tym
miejscu rozległ się potężny wybuch. Była to bomba wniesiona przez pułkownika,
która miała pozbawić życia przywódcę III Rzeszy. Pomimo ogromnej siły
eksplozji, Hitler nie odniósł żadnych poważniejszych ran, o czym może świadczyć
fakt, że jeszcze w tym samym dniu spotkał się w Wilczym Szańcu z przywódcą
włoskich nazistów – Benito Mussolinim (1883-1945). Z kolei Claus von
Stauffenberg został nazajutrz aresztowany i rozstrzelany, natomiast jego
ciężarną żonę przewieziono do obozu koncentracyjnego, zaś dzieci trafiły do sierocińców.
Barak narad sytuacyjnych w Wilczym Szańcu zniszczony podczas zamachu na Adolfa Hitlera w 1944 roku. |
Wiadomo, że naziści ze swoim przywódcą na czele uwielbiali wszelkiego
rodzaju dzieła sztuki, na przykład te wykonane z bursztynu. Chyba nie ma na
świecie człowieka, który nie wiedziałby, że to właśnie z nazistami wiąże się
tajemnica Bursztynowej Komnaty, której nikt do tej pory nie odnalazł, choć
wciąż ponawiane są próby poszukiwawcze. Nie wiadomo tak naprawdę, gdzie Niemcy
ją ukryli, uciekając przez Sowietami. Ta tajemnica bardzo często staje się
przewodnim tematem wielu książek, szczególnie kryminałów i thrillerów. Niektórzy
historycy twierdzą nawet, że z powodu Bursztynowej Komnaty nadal giną ludzie,
którzy za wszelką cenę usiłują ją odnaleźć. A może największy skarb Hitlera
ukryty jest w Polsce, na przykład w Wilczym Szańcu? Kto wie?
Na pewno niektórzy z czytających ten wpis zastanawiają się,
dlaczego już na samym początku wspominam właśnie o Wilczym Szańcu? Otóż
dlatego, że jest to jedno z miejsc, w którym dzieje się akcja powieści Bursztynowy
rycerz. Autorką książki tak naprawdę jest Catrin Collier znana z takich
powieści jak: Córka Magdy, Ostatnie lato, Amerykańskie lato
czy Carski smok. Katherine John to jej pseudonim literacki, pod którym
napisała kilka innych powieści, między innymi właśnie Bursztynowego rycerza,
którego akcja – podobnie jak Córki Magdy – rozgrywa się w Polsce.
Największy obiekt kwatery w Wilczym Szańcu. fot. Przemysław Idzkiewicz |
Fabuła powieści oparta jest na pewnej legendzie o
średniowiecznym rycerzu, który był tak szlachetny, że aż po śmierci jego zwłoki
zalano bursztynem. To swoiste dzieło sztuki jakimś cudem trafiło po wiekach w
ręce nazistów i obok Bursztynowej Komnaty stało się kolejnym niezwykle
wartościowym nabytkiem Hitlera. Problem w tym, że taka legenda chyba w ogóle
nie istnieje. Tak przynajmniej wynika ze słów samej Autorki, która tak naprawdę
sama sobie zaprzecza. Z jednej strony twierdzi, że legendę wymyśliła od
początku do końca, zaś z drugiej uważa, że legenda o rycerzu zalanym bursztynem
jest bardzo dobrze znana w krajach bałtyckich, a także w Polsce. Znacie tę legendę? Słyszeliście kiedykolwiek o szlachetnym Krzyżaku,
którego zwłoki utopiono w bursztynie? Przyznam, że ja nigdy o czymś takim nie
słyszałam, ale to wcale nie oznacza, że mit nie istnieje. Ponieważ jestem z
tych dociekliwych, poczyniłam pewne starania, żeby dowiedzieć się czegoś więcej
o tym rzekomym dziele sztuki i jego historii. Uznałam, że skoro – zdaniem
Autorki – legenda jest u nas tak dobrze znana, to przecież gdzieś musi pojawiać
się jakiś zapis na jej temat. Niestety, nic takiego nie znalazłam. Owszem
postać Hermanna von Balka (?-1239) jest w Polsce znana, ale nie wiąże się z nim
żaden zatopiony w bursztynie rycerz. Kim zatem był Hermann von Balk? Otóż był
on mistrzem krajowym zakonu krzyżackiego w Prusach, który założył Chełmno i
Toruń. Zwalczał również plemiona pruskie, a w 1231 roku dowodził pierwszą
wyprawą krzyżacką. To właśnie w jego oddziałach miał walczyć legendarny „bursztynowy
rycerz”.
Skupmy się jednak na fabule książki. W Stanach Zjednoczonych
funkcjonuje Instytut Salena, który zajmuje się dziełami sztuki. Pewnego dnia
Amerykanie postanawiają otworzyć jego filię w Polsce, a dokładnie w Gdańsku. W
tym celu do naszego kraju przyjeżdża wnuk właściciela instytutu – Adam Salen,
który zostaje dyrektorem placówki. Adamowi żyje się tutaj całkiem dobrze.
Wydaje się, że to taki typowy Amerykanin z lekkim podejściem do życia i
specyficznym poczuciem humoru. Kobiety za nim przepadają, choć gdzieś w tle
majaczy jego piękna żona. Niemniej ani Adamowi, ani też jego partnerkom do
łóżka wcale to nie przeszkadza. Mężczyzna, jak na bogacza, żyje sobie całkiem
skromnie, bo to przecież Polska, więc inaczej raczej nie da się tutaj żyć. Choć
z drugiej strony akurat ten bohater wzbudza w czytelniku sympatię, ponieważ nie
wywyższa się ponad innych, a swoich polskich przyjaciół i znajomych traktuje z
szacunkiem.
Pewnego dnia Adam Salen otrzymuje zdjęcie, na którym widać
legendarnego bursztynowego rycerza, który w niewyjaśnionych okolicznościach
zaginął w 1945 roku. Niestety, odzyskanie tego wartościowego dzieła sztuki
będzie sporo kosztować, bo aż pięćdziesiąt milionów dolarów, co nawet dla Adama
nie jest małą sumą. Problem w tym, że bursztynowy rycerz może nie być
autentyczny, do czego próbuje przekonać Adama jego asystentka – Magdalena
Kaszuba. Jak gdyby tego było mało, niemalże w tym samym czasie w sopockim Grand
Hotelu niemalże na oczach Adama dochodzi o brutalnego zabójstwa, w które może
być zamieszany mąż jego asystentki. A zatem chcąc nie chcąc nasz Amerykanin
również w jakiś sposób tkwi w tej sprawie.
Fragment kopii Bursztynowej Komnaty w Carskim Siole. fot. Georg Dembowski |
Relacje Adama Salena z polską policją są dość luźne. Józef
Dalecki, który zostaje wezwany na miejsce zbrodni dokonanej w hotelowym kasynie
już od progu wścieka się na Adama, który – jego zdaniem – tylko niepotrzebnie
narobił szumu i w środku nocy każe mu zajmować się jakimś tam morderstwem.
Przecież każdy porządny polski obywatel, potykając się o leżącego trupa,
poszedłby dalej, uznając delikwenta za zwyczajnego pijaka, a taki Amerykanin od
razu postawił na równe nogi całą policję. No jak tak można w ogóle! Ale skoro
zgłoszenie zostało przyjęte, to trzeba się nim zająć, prawda?
Wróćmy jednak do naszego bursztynowego rycerza. Adam nie
ukrywa, że otrzymana oferta bardzo go kusi. Już wyobraża sobie te nagłówki w
prasie wieszczące o odnalezieniu nazistowskiego skarbu. Niemniej Magdalena Kaszuba
jest znacznie mniej optymistycznie nastawiona do tej sprawy i próbuje ostudzić
emocje swojego szefa. W końcu jednak dochodzi do tego, że obydwoje rozpoczynają
śledztwo na własną rękę, choć w porozumieniu z Józefem Daleckim. Nie będę już
dalej opowiadać o fabule, bo po pierwsze nie jest ona zbyt ciekawa i łatwo
przewidzieć, co będzie dalej, a po drugie cała książka jest tak bardzo
nafaszerowana wszelkiej maści bzdurami dotyczącymi naszego kraju, że jej
czytanie wymaga naprawdę wiele cierpliwości. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek
tak bardzo zdenerwowała się przy czytaniu jakieś powieści. Głupoty, jakie
wypisuje Catrin Collier ukryta pod pseudonimem Katherine John, są po prostu
niewyobrażalne.
Bursztynowy rycerz został napisany w 2006 roku,
natomiast wydany rok później. Wtedy Polska należała już do struktur NATO, a od
2004 roku była także członkiem Unii Europejskiej. I co chyba najważniejsze, od
wielu lat nie była już krajem komunistycznym, o czym Catrin Collier zdaje się
zapominać, kreując polską rzeczywistość w taki sposób, jakby nasz kraj wciąż
znajdował się za żelazną kurtyną. Generalnie jesteśmy narodem biednym i
zacofanym, żyjącym z głodowych pensji, rent i emerytur. Jeśli chodzi o nasze
zarobki, to faktycznie można byłoby się zgodzić, bo przecież wciąż narzekamy,
że zarabiamy mało i na nic nam nie wystarcza. Niestety, to polskie ciągłe
narzekanie znajduje swoje odzwierciedlenie w tym, że na Zachodzie widzą nas
tak, jak Autorka tej książki. A więc przestańmy stale narzekać, że jest nam w
Polsce źle i wyzbądźmy się naszej narodowej cechy, którą jest właśnie
bezustanna zrzędliwość! Wszak my zrzędzimy nawet wtedy, kiedy jest nam całkiem
dobrze! Czasami warto zrobić dobrą minę do złej gry, żeby uniknąć takiego
ośmieszenia, jakie reprezentuje fabuła Bursztynowego rycerza.
Kryminalna intryga tej powieści jest tak banalna, że aż
śmieszna. Na kartach książki polska policja nie dysponuje antyterrorystami,
którzy powinni zostać wysłani na akcję opisaną w powieści. O nie! Tam jadą
przedstawiciele rosyjskiej mafii, którzy współpracują z polską policją. Idąc
dalej tym tropem, nie mogłam zrozumieć, kto z kim walczy w tej książce. W
ostatecznym rozrachunku wyszło mi, że to rosyjska mafia walczy sama ze sobą. Są
więc dobrzy i źli gangsterzy, którzy próbują wyeliminować wewnętrzną
konkurencję, a w tym wszystkim siedzi nasz biedny Amerykanin, o którego wcale
nie upominają się służby specjalne USA. Czy tak byłoby w rzeczywistości?
Wątpię.
Wyd. Accent Press (UK) 2007 |
Catrin Collier uważa też, że w 2006 roku nie było nas stać na
to, aby kupić własnemu dziecku komputer. O ile dobrze pamiętam, to wówczas w
Polsce komputery były już towarem ogólnie dostępnym, a w niektórych
gospodarstwach domowych było ich nawet kilka. Mieliśmy też Internet!!! Ludzie
używali zarówno komputerów stacjonarnych, jak i laptopów. Niestety, w Bursztynowym
rycerzu to nasz bogaty „wujek” z Ameryki musi wspomagać „zabiedzone”
polskie dzieci i udostępniać im własny komputer, z którego korzysta w biurze. Autorka
uważa też, że w 2006 roku urządzaliśmy mieszkania w taki sposób, w jaki robili
to Amerykanie pięćdziesiąt lat temu! Naprawdę?! Ale to jeszcze nie wszystko.
Otóż polskie kobiety będące w żałobie noszą na głowach czarne welony!
Cóż, takich bzdur znajdziecie w tej powieści całkiem sporo. Catrin
Collier ten sam błąd popełniła w przypadku powieści Córka Magdy. Tam
część akcji rozgrywa się również w Polsce, lecz nie współcześnie, tylko w
latach 60. XX wieku, czyli w okresie głębokiego komunizmu. Pamiętam, że w
przypadku tamtej książki polski wydawca zwrócił uwagę na przekłamania i dopisał
stosowną adnotację. Tutaj nie znajdziemy niestety żadnej informacji o błędach
merytorycznych. Powieść jest reklamowana, jako intrygująca historia z
doskonale skonstruowaną fabułą i generalnie jako „mocna książka”.
Oczywiście są to słowa zaczerpnięte z Sunday Times, i dziwię się
polskiemu wydawcy, że nie zareagował na te głupoty, którymi raczy nas Catrin
Collier vel Katherine John. Według mnie to nie przypadek, że jej książki z
akcją osadzoną w Polsce są nafaszerowane takimi bzdurami. Nie chcę tutaj snuć
jakichś teorii spiskowych, ale mimo wszystko uważam, że jest to cios wymierzony
w Polaków, zważywszy że te powieści są tłumaczone też na inne języki, więc siłą
rzeczy będziemy postrzegani za granicą właśnie w taki sposób, jak widzi nas
Autorka. Dodam tylko, że Catrin Collier jest córką Niemki wysiedlonej z Prus
Wschodnich. Możliwe że ten fakt ma coś wspólnego ze sposobem kreacji polskiego
społeczeństwa.
Generalnie książka napisana jest bardzo chaotycznie. Wątki są
gubione, a zakończenie jest tak śmieszne, że aż żałosne. Nie pamiętam, żeby
zdarzyło mi się na blogu odradzać sięgnięcie po jakąkolwiek książkę. Zawsze
staram się odnaleźć w każdej powieści jej pozytywne strony. Gdybym nawet bardzo
chciała takie strony odnaleźć w omawianej książce, to niestety nie da się tego
zrobić. Autorka zmarnowała naprawdę interesujący temat. Nieważne, że już wielu
przed nią – i zapewne po niej – sięgnęło po zagadkę bursztynowego skarbu
Hitlera. To zagadnienie zawsze budzi ciekawość, tylko trzeba wiedzieć, w jaki
sposób tę ciekawość wzbudzić u czytelnika. Catrin Collier zupełnie się to nie
udało. I choć główny bohater – Adam Salen – jest całkiem fajnym gościem, to i
tak jest to stanowczo zbyt mało, aby książkę uznać za dobrą.
W tym przypadku odradzam lekturę Bursztynowego rycerza,
a w zamian polecam doskonały thriller Steve’a Berry’ego zatytułowany Bursztynowa Komnata. Jest to książka również oparta na tajemnicy zaginionego
hitlerowskiego skarbu z czasów drugiej wojny światowej z tą różnicą jednak, że
nie można jej zarzucić niczego złego. Powieść wciąga już od pierwszej strony i
trzyma w napięciu aż do ostatniego zdania.
A zapowiadał się taka ciekawa lektura, obawiam się jednak, że o=przy każdej bzdurze rzucałabym książką w ścianę. To mnie jako Polkę bardzo wkurza, że przedstawia się nas tak fałszywie.
OdpowiedzUsuńNie ma co ukrywać, że w niektórych przypadkach jesteśmy sami sobie winni. Nasze cechy narodowe - jak właśnie to wieczne narzekanie na wszystko - sprawia, że na Zachodzie widzą nas jako ponuraków. Narzekamy na ciągły brak pieniędzy i masowo wyjeżdżamy za chlebem, a skoro tak, to musimy być biedni. Pojedziemy na wycieczkę, to się upijemy i narobimy rabanu. Takich sytuacji już trochę było z naszym udziałem, więc nie do końca jesteśmy przedstawiani fałszywie. Fałszywe jest natomiast to, że wciąż kojarzy się nas z komunizmem i Rosją.
UsuńW takim razie pierwszy raz musze napisać, że po tę książkę nie sięgnę. A Bursztynową Komnatę czytałam i również mogę polecić:)
OdpowiedzUsuńSam pomysł na fabułę nie jest zły, bo wielu pisarzy opiera się na legendach, ale w tym wypadku wykonanie fatalne. Nie dość, że Polacy przedstawieni w bardzo złym świetle, to jeszcze mnóstwo błędów merytorycznych. Sięgnęłam po tę książkę, bo generalnie lubię Catrin Collier, i wybaczyłam jej "Córkę Magdy", którą w odniesieniu do Polski też zawaliła. Potem czytałam trzy inne jej książki i naprawdę mi się podobały. Ale to, co zrobiła w "Bursztynowym rycerzu" przekracza wszelkie granice. Natomiast jeśli chodzi o Steve'a Berry'ego to chciałabym przeczytać też inne jego książki, bo on fabułę opiera na wydarzeniach historycznych, a jak pokazuje "Bursztynowa Komnata, robi to świetnie. :-)
UsuńSzkoda, że książka nie do końca udana ;/ Ale chciałabym wybrać się jeszcze kiedyś do Wilczego Szańca, byłam tam 6 lat temu, ale chętnie odświeżyłabym pamięć tamtych miejsc :)
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie byłam w Wilczym Szańcu. Będę musiała pomyśleć o takiej wycieczce, bo druga wojna światowa bardzo mnie inetersuje. :-)
Usuń