Recenzja przedpremierowa!
Premiera książki 25.02.2015
Wydawnictwo:
NOVAE RES
Gdynia
2015
Gdyby
można było cofnąć czas i spróbować zmienić niektóre rzeczy w życiu, to zapewne
wielu z nas chętnie skorzystałoby z tej okazji i bez wahania wróciłoby do
przeszłości, aby móc naprawić to, czego obecnie zmienić już się nie da. Ludzie
praktycznie od zawsze popełniali wszelkiego rodzaju błędy, których skutki
zmuszeni byli nieść ze sobą nawet do końca swojego życia. Pal licho, jeśli
negatywne konsekwencje naszych wyborów dotyczą tylko i wyłącznie nas samych.
Przecież to nasze błędy i jakoś damy sobie z nimi radę. Zaciśniemy zęby i
będziemy nadal żyć tak, jak potrafimy najlepiej. Gorzej natomiast, jeżeli
efekty naszych przeszłych działań bezpośrednio uderzają w tych, którzy są dla
nas ważni i których kochamy albo odbijają się na nich rykoszetem. Czasami
jednak zdarza się, że kłamstwo może być swego rodzaju parasolem ochronnym,
który człowiek rozpościera nad swoimi bliskimi, jednocześnie sprawiając, że
żyją oni w błogiej nieświadomości przez długie lata. Jednakże czy takie
postępowanie naprawdę stanowi wyjście z sytuacji, którą wykreowaliśmy sobie
wiele lat wcześniej? Kogo faktycznie chronimy? Naszych bliskich? A może siebie
samych, tylko nie mamy odwagi, aby móc się do tego przyznać?
Wydawałoby
się, że Zofia Faber to szczęśliwa żona i matka. Mieszka w Warszawie, czyli w
mieście, które generalnie uchodzi za takie z perspektywami do rozwoju. Ma
dwójkę nastoletnich i całkiem udanych dzieci. Ma też męża, który prowadzi
świetnie prosperującą firmę informatyczną. Adam Faber tak naprawdę doskonale
spełnił się w swoim zawodzie. Robi to, co kocha i co sprawia mu przyjemność; na
brak klientów nie narzeka, bo przecież za każdym kolejnym zleceniem idą niemałe
pieniądze. Jednak mimo to coś w jego życiu nie funkcjonuje tak, jak powinno.
Wygląda na to, że z jednej strony taki stan rzeczy go przytłacza i
przypuszczalnie chciałby się uwolnić od tej niekomfortowej sytuacji, natomiast
z drugiej można odnieść wrażenie, że mężczyzna boi się jakichkolwiek zmian i
życia w zgodzie z samym sobą. Dlaczego tak się dzieje? Co takiego sprawia, że
dorosły facet nie potrafi podjąć jednej męskiej decyzji, aby wreszcie móc
swobodnie egzystować? A może to tylko z boku tak wygląda? Może Adam Faber wcale
nie czuje się nieszczęśliwy? Przecież ma kochającą i piękną żonę, z którą
doczekał się dwójki wspaniałych, choć czasami nieznośnych, dzieci.
Każdy,
kto czytał pierwszą część chorwackiej trylogii pod tytułem Szukaj mnie wśród
lawendy. Zuzanna, ten zdążył już przyjrzeć się rodzinie Faberów.
Pamiętacie, jakie wtedy sprawiali wrażenie? Otóż, wyglądało na to, że stanowią
naprawdę zgodną i szczęśliwą familię. To nie Zofia, a jej dwie siostry –
Zuzanna i Gabriela – mogły w oczach czytelnika uchodzić za kobiety, za którymi
ciągną się poważne życiowe problemy, a tych za nic nie da się rozwiązać.
Okazuje się jednak, że pozory mylą, a szczególnie, jeśli chodzi o historie
kreowane przez Agnieszkę Lingas-Łoniewską. Tutaj nigdy nic nie jest proste,
natomiast wszelkiego rodzaju dylematy pojawiają się zazwyczaj tam, gdzie
czytelnik najmniej się ich spodziewa.
Szesnaście
lat wcześniej w życiu Zofii – wtedy jeszcze Skotnickiej – pojawił się pewien
nieziemsko przystojny informatyk o sportowych zainteresowaniach. Nazywał się
Maksymilian Krall i bynajmniej nie uchodził za grzecznego chłopca. No ale który
męski bohater stworzony przez Autorkę jest grzeczny? Żaden. Każdy z nich ma coś
na sumieniu. Jeden mniej, drugi więcej, lecz nigdy nie jest tak, żebyśmy na
kartach powieści spotkali bohatera na wskroś kryształowego. Otóż, wspomniany
Maks Krall od pierwszego wejrzenia zakochał się w Zosi, a i ona odwzajemniła mu
się tym samym. Niestety, ich szczęście nie trwało zbyt długo, bo oto pewnego dnia
Maks jednym ostrym cięciem przerwał ten związek i po prostu zniknął z życia Zofi.
Rozpłynął się niczym kamfora. Można by przypuszczać, że w życiu panny
Skotnickiej w ogóle nie zagrzał miejsca. Dlaczego tak się stało? Czy to Zofia
zawiniła? Co takiego zrobiła, że Maks nagle przestał ją kochać? A może to wcale
nie była jej wina? Może powód zniknięcia młodego Kralla był znacznie
poważniejszy niż wydaje się na pierwszy rzut oka?
Mija
szesnaście długich lat. Jak wiadomo Zosia zdążyła jakoś ułożyć sobie życie.
Wspomnienie Maksa Kralla już tak bardzo nie boli, jak niegdyś. I nagle wszystko
to, nad czym przez ten czas tak usilnie pracowała, aby tylko nie zwariować z
tęsknoty i bólu, rozsypuje się niczym domek z kart. Oto bowiem któregoś dnia w
drzwiach warszawskiego mieszkania Zofii Faber staje… Maks Krall, mężczyzna z
przeszłości, o którym kobieta nigdy tak naprawdę nie zapomniała. Jak teraz
potoczy się ich życie? Czy będą w stanie stawić czoła demonom przeszłości i
temu, co jeszcze przed nimi? Czy Zofia jest gotowa na to, aby odejść od męża i
zafundować dzieciom życie w rozbitej rodzinie? A może Maks wcale nie zjawił się
w jej życiu po to, żeby do niej wrócić? Może kierują nim zupełnie inne powody?
Drugi
tom trylogii Szukaj mnie wśród lawendy to opowieść nie tylko o utraconej
przed laty miłości i rozpaczliwej próbie jej odzyskania, ale przede wszystkim
jest to historia, w której na pierwszy plan wysuwają się skomplikowane relacje
międzyludzkie. Z jednej strony czytelnik obserwuje i niekiedy nawet zazdrości
tego, w jaki sposób trzy siostry potrafią czytać wzajemnie w swoich myślach,
dzięki czemu w każdej chwili mogą liczyć na pomoc. Z kolei z drugiej strony
mamy przeszłość i decyzje, które na tamten moment wydawały się słuszne, lecz w
miarę upływu lat ich skutki stały się jedynie balastem, który bez względu na
wszystko należało dźwigać. Poszczególni bohaterowie dokonywali i nadal dokonują
trudnych wyborów, a te bynajmniej nie są wolne od skrajnych emocji. W związku z
tym pojawia się również pytanie: Czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na
zmianę i zaznanie spokoju?
Frankfurt nad Menem - widok z okna mieszkania Maksa Kralla. fot. Mirek Łoniewski |
Generalnie
Agnieszka Lingas-Łoniewska w swoich powieściach ogromną wagę przywiązuje do
miłości i przyjaźni. Nie jest zatem inaczej również w przypadku Zofii. O
miłości już wspomniałam, natomiast przyjaźń ma tutaj, jak gdyby dwa wymiary.
Pierwszy to ten pomiędzy siostrami, które oprócz tego, że łączy je siostrzana
miłość, dodatkowo są dla siebie nawzajem oddanymi przyjaciółkami. Drugi wymiar
to oczywiście prawdziwa męska przyjaźń, której nawet popełnione błędy nie są w
stanie zniszczyć. Ta relacja działa, jak gdyby na zasadzie wzajemnego
zrozumienia i w pewnym sensie wczuwania się w sytuację kumpla. Odczuwana
momentami niechęć również nie prowadzi do unicestwienia przyjaźni trwającej od
wielu lat. Bohaterowie zdają sobie bowiem sprawę, że sami także nie postępowali
w swoim życiu fair wobec innych, więc nie mają prawa do oceny i pouczania.
Owszem, służą pomocą, ale podjęcie ostatecznej decyzji pozostawiają tym,
których dana sprawa bezpośrednio dotyczy.
Czym
zatem okaże się Zofia dla czytelnika, który po nią sięgnie? Na pewno
będzie to powieść pełna znaków zapytania i nierozwiązanych tajemnic. Będzie to
także opowieść wypełniona po brzegi emocjami różnego kalibru. Praktycznie od
chwili ponownego pojawienia się Maksa Kralla w życiu Zofii, czytelnik będzie
zastanawiał się, co też takiego skłoniło tego mężczyznę do oddania meczu
walkowerem. Bo przecież tak można określić sytuację, która miała miejsce
szesnaście lat wcześniej. Ponadto Autorka porusza problem tolerancji, a
właściwie jej braku. Jest to temat bardzo aktualny i należy się nad nim głęboko
zastanowić. Nie powinno się też zapominać o miłości rodzicielskiej, która
pomimo problemów dorosłych wcale nie schodzi na dalszy plan. Dzieci do samego
końca są tutaj chronione, a bohaterowie robią wszystko, aby nastolatkowie jak
najmniej odczuli tę niekomfortową sytuację.
Jak
widać tej psychologii jest w Zofii całkiem sporo i jeśli czytelnik nie
skupi swojej uwagi jedynie na wątku romansowym, to na pewno ją dostrzeże.
Książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej zawsze posiadają jakieś drugie dno, które
wyłania się pomiędzy wierszami i wyłącznie od indywidualnych spostrzeżeń
czytelnika zależy, w jaki sposób je odbierze i zdefiniuje.
Nie
pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko zaprosić Was w emocjonalną podróż
pomiędzy Warszawą, Wrocławiem, Frankfurtem nad Menem i oczywiście malowniczą
Dalmacją Południową. Mam nadzieję, że ta podróż jeszcze długo po przeczytaniu
książki będzie tkwić w Waszych umysłach, co sprawi, że z niecierpliwością
będziecie wyczekiwać kolejnego – trzeciego i zarazem ostatniego – tomu trylogii
zatytułowanego Szukaj mnie wśród lawendy. Gabriela.
Za książkę serdecznie dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu
______________________________
* Obydwie fotografie pochodzą z bloga Autorki [klik].
Mam w planach, bo pierwsza część mi się podobała ;)
OdpowiedzUsuńSkoro pierwszy tom Ci się spodobał, to ten tym bardziej polubisz. :-)
UsuńBędę się rozglądać za tą serią :)
OdpowiedzUsuńA zatem życzę owocnych poszukiwań. :-)
UsuńWierzę, że ostatni tom również mnie nie rozczaruje ;)
OdpowiedzUsuńNapisałaś piękną recenzję, jeśli ktoś miał wątpliwości czy czytać, powinien właśnie biec do księgarni po pierwszy tom ;)
Dziękuję! Ja mam nadzieję, że tak się stanie i w księgarniach braknie książek. :-)
Usuń