Wydawnictwo:
SONIA DRAGA
Katowice
2013
Tytuł
oryginału: Feuertochter
Przekład:
Daria Kuczyńska-Szymala
Większość
historyków podziela opinię, że irlandzka wojna dziewięcioletnia (1594-1603) mająca
miejsce za czasów panowania Elżbiety I Tudor (1533-1603), przynajmniej częściowo
spowodowana była sprawami religijnymi. Ciekawe jest przede wszystkim to, że
chociaż wiemy co nieco na temat kwestii religijnych, które stanowiły motyw
wybuchu wojny, to jednak posiadamy niewielką wiedzę odnośnie przekonań i
praktyk religijnych głównych bohaterów tego konfliktu, szczególnie jeśli chodzi
o osobę Hugh O’Neilla, 2. hrabiego Tyrone (z irl. Aodh Mór Uí Néill). Poglądy
religijne zawsze stanowiły ryzykowne pole badań historycznych, lecz biorąc pod
uwagę fakt, że Hugh O’Neilla przedstawiono jako katolickiego krzyżowca,
wątpliwości budzą jego faktyczne religijne przekonania. Dlatego też należałoby
zapytać, jak naprawdę wyglądał wówczas katolicyzm O’Neilla.
Generalnie
kwestia charakteru oraz jakości katolicyzmu hrabiego Tyrone została oceniana
przez pryzmat jego politycznych zobowiązań. Obecnie ideologia wiary i sposób postrzegania
ojczyzny przez O’Neilla rozumiane jako jego osobiste zaangażowanie w wojnę nie
zostało do końca zbadane. Dziewięcioletni konflikt pomiędzy Anglią a Irlandią był
niezwykle wyniszczający, natomiast Irlandczycy walczyli w nim o utrzymanie
swojej władzy oraz dotychczasowego stylu życia.
Hugh O'Neill, 2. hrabia Tyrone (1550-1616) |
Początkowo
celtyckie klany tolerowały angielskie garnizony i szeryfów, którzy władali na
ich terytoriach. Kiedy w siłę zaczęli rosnąć angielscy urzędnicy zarządzający
irlandzkimi prowincjami, co w konsekwencji zagroziło autorytetowi celtyckich
lordów, wówczas Irlandczycy nie mogli tego dłużej znieść i zaczęli się
buntować. Porwanie i uwięzienie Hugh O’Donnella (z irl. Aodh Ruadh Uí
Domhnaill; 1572-1602) całkowicie popsuło relacje pomiędzy Anglikami a
klanem O’Donnellów. Po jego uwolnieniu, jedną z pierwszych decyzji, jakie
podjął było wydalenie angielskiego szeryfa z irlandzkiej prowincji Tir Chonaill.
Irlandzka
wojna dziewięcioletnia rozpoczęła się buntem, na czele którego stał Hugh
Maguire, lord Fermnagh (z irl. Aodh Mag Uidhir; ?-1600), a którego
powodem było wprowadzenie w 1593 roku angielskiego szeryfa na terytorium
zarządzanym dotąd przez Hugh Maguire’a. Wkrótce po tym, lord Fermnagh otrzymał
wsparcie od swoich sąsiadów z Donegal (z irl. Dún na Gall). Ponieważ
Anglicy pomyślnie rozgromili irlandzkie oddziały w Monaghan (z irl. Muineachán)
oraz w Leitrim (z irl. Contae Liatroma), zrozumiałe wydaje się więc, że
pozostali lordowie prowincji Ulster (z irl. Ulaidh) mogli pomyśleć, iż są następni na liście. Hugh
O’Neill z jednej strony potajemnie wspierał rebeliantów, dostarczając im broń,
natomiast z drugiej otwarcie ujawniał swoje zamiary. Aż do 1595 roku był
lojalny wobec Elżbiety I Tudor, ponieważ tak naprawdę miał najwięcej do
stracenia. Z kolei z królową utrzymywał dość dobre stosunki, a ona w zamian
wspierała jego pozycję. Niemniej, hrabia Tyrone nie był bynajmniej głupi i
potajemnie przygotowywał swoją armię na dzień, w którym Elżbieta zacznie
wysyłać do Irlandii zbyt wielu swoich urzędników lub wpływać na jego dalszą
władzę w Tyrone.
W
pierwszych latach wojny to Irlandczycy odnosili liczne sukcesy, a miało to
miejsce z wielu powodów. Hugh O’Neill był bardzo dobrze wyszkolony, a do tego
doskonale znał angielską strategię walki. Tak więc większość bitew była toczona
właśnie na jego warunkach na terytorium, które nie było znane najeźdźcom. Niemniej
utrzymanie tychże sukcesów w całym kraju było niezwykle trudne. Wiele starych
anglo-normańskich klanów pozostało wiernych Elżbiecie I Tudor i tym samym ich
członkowie nie chcieli przyłączyć się do O’Neilla i O’Donnella. Dlatego też
niezbędna okazała się pomoc z zagranicy, która przyszła z Hiszpanii w postaci
broni i środków finansowych. Hiszpania była wówczas krajem katolickim i
jednocześnie bardzo silnie zainteresowanym pomocą w walce z wrogiem własnej
religii. Po kilku spotkaniach pomiędzy Hiszpanami a lordami prowincji Ulster,
które odbyły się w Killybegs (z irl. Na Ceala Beaga) i Lifford (z irl. Leifear)
w hrabstwie Donegal, udało się w końcu w 1601 roku uzyskać pomoc.
Irlandia w XVI wieku |
Don
Juan d’Aguila (1545-1602) w towarzystwie trzech tysięcy swoich żołnierzy
przybył wreszcie do miasteczka Kinsale (z irl. Cionn tSáile) położonego
na południu Irlandii. Po jego zajęciu w efekcie licznych nieporozumień wojska
hiszpańskie zostały dość szybko okrążone przez oddziały Charlesa Blounta, 8.
barona Mountjoy. Niedługo potem na odsiecz wyruszyli z Ulsteru Hugh
O’Neill i Hugh O’Donnell. W dniu 21 grudnia 1601 roku zaatakowali tyły armii
barona Mountjoy’a, które znalazły się, jak gdyby w kleszczach dwóch wrogich
armii. Mogło się wydawać, iż jego los jest już przesądzony, lecz kolejny spór
pomiędzy Irlandczykami a Hiszpanami sprawił, że wszystko potoczyło się zupełnie
inaczej. Tak więc 23 grudnia obydwie strony planowały zaatakować Anglików,
niemniej Irlandczycy zrobili to wcześniej, stając samotnie twarzą w twarz z
wielokrotnie silniejszym od siebie wrogiem. Porażka była całkowita. Życie
straciło wówczas ponad dwa tysiące Irlandczyków, podczas gdy Hiszpanie nawet
nie próbowali opuścić twierdzy, którą natychmiast poddali. Bezcelowe walki
trwały jeszcze przez kilkanaście miesięcy. Sam Hugh O’Donnell udał się jeszcze
do Hiszpanii z prośbą o pomoc, gdzie został otruty przez angielskiego szpiega.
W
dniu 3 kwietnia 1603 roku resztki irlandzkich wojsk poddały się Anglikom. I tak
oto nastąpił kres starań o niepodległą celtycką krainę. Przez następne trzysta
lat to Anglicy niepodzielnie władali Irlandią, regularnie wykorzeniając dawnego
gaelickiego ducha wyspy. Pomimo że Elżbieta I Tudor zmarła w 1603 roku, a na
angielski tron wstąpił król Szkocji – Jakub VI (I) Stuart (1566-1625), nie
polepszyło to bynajmniej losu mieszkańców Irlandii. Nadeszły bowiem nowe czasy,
a były to czasy plantacji, czyli innymi słowy masowego osiedlania się Szkotów i Anglików na terenach Zielonej Wyspy.
Sir Charles Blount, 8. baron Mountjoy (1563-1606) |
To
tyle, jeśli chodzi o tło historyczne Córy płomieni, której akcja
rozgrywa się za panowania Elżbiety I Tudor, a właściwie już u schyłku życia
angielskiej królowej. Główną bohaterką nie jest jednak Elżbieta, a postać całkowicie
fikcyjna. To niejaka Ciara Ní Corra. Jako niemowlę przeżyła ucieczkę ze swojego
rodzinnego domu. Zdrada zaufanych jej ojca doprowadziła do tego, że ci, którzy
pozostali przy życiu przez wiele lat musieli się ukrywać. Po latach Ciara – już
jako kilkunastoletnia dziewczyna – wraca w rodzinne strony. U boku ma oddaną
starszą kuzynkę, w której ramionach opuszczała niegdyś swój dom. Na czele klanu
Corra stoi jej starszy brat Oisin. Wojna ze znienawidzonymi Anglikami trwa w
najlepsze, więc pewne jest, iż Oisin już wkrótce uda się na pole bitwy wraz ze
swoim wojskiem. Oczywiście jak na razie przywódca klanu nie może pochwalić się
liczną armią, ale przecież właśnie po to wrócił do swojej wioski, aby
zmobilizować miejscową ludność do walki. W drodze są już posiłki z Niemiec,
których przywódca – Szymon von Kirchberg – został oddelegowany do Irlandii na
polecenie samego papieża. Ponieważ chodzi o obronę katolików, nie dziwi fakt,
że w całą sprawę wtrącił się także Kościół. Czy Szymon von Kirchberg faktycznie
jest żołnierzem, któremu można bezgranicznie ufać? A może ten niemiecki
szlachcic ma jakiś swój własny cel, który pragnie zrealizować kosztem nie tylko
Irlandczyków, ale też swojej rodziny?
Na
przybycie Niemców nie może doczekać się Ciara. Dziewczyna wciąż pamięta
przystojnego Szymona, którego widziała kilka lat wcześniej i w którym zakochała
się od pierwszego wejrzenia. Na samą myśl o mężczyźnie czuje, że jej serce
zaczyna bić coraz szybciej. Tylko czy przed jej oczami stanie ten sam von
Kirchberg, którego kiedyś poznała? Może wojaczka zmieniła jego charakter do
tego stopnia, że jedyne, co czeka Ciarę, to bolesne rozczarowanie? A może los
przygotował dla niej coś zupełnie innego? Przecież Szymon nie podróżuje sam.
Gdzieś tam na łodzi wraz z nim są jeszcze inni mężczyźni, z których jeden może diametralnie
odmienić życie panny Ní Corra.
Fabuła
powieści przez cały czas skupiona jest na irlandzkiej wojnie dziewięcioletniej
i wszystko, czego czytelnik doświadcza wraz z bohaterami kręci się właśnie
wokół tychże wydarzeń. Czasami jesteśmy przenoszeni na dwór podstarzałej
Elżbiety I Tudor, gdzie z kolei jesteśmy świadkami kształtowania się jej
polityki wobec Irlandii. Królowa ma swoich doradców, którzy wciąż podpowiadają
jej coś innego, a to nie zawsze musi iść po jej myśli. Przy boku Elżbiety
znajduje się także jej faworyt – Robert Devereux, 2. hrabia Essex. Jego matką
była słynna Letycja Knollys (1543-1634). Zapewne wielu miłośników historii wie,
w jaki sposób zakończyło się życie hrabiego. Elżbieta była wyrozumiała, ale
tylko do pewnego czasu. Kiedy miarka się przebrała, królowa nie zawahała się
podpisać wyroku śmierci nawet na najbliższe jej osoby.
Robert Devereux, 2. hrabia Essex (1565-1601) |
Losy
bohaterów Córy płomieni są niezwykle dramatyczne, choć nie brak w nich
również szczęścia i radości. Niemniej, z uwagi na wciąż toczące się walki, nie
ma dnia, aby nie przytrafiało im się coś złego. Aby zachować życie muszą oni
tułać się po kraju i wydaje się, że ta sytuacja nigdy się nie skończy. Na
kartach książki spotykamy zarówno bohaterów pozytywnych, jak i negatywnych, a
także postacie historyczne i stricte fikcyjne. Jest też element zaskoczenia.
Wydawać by się mogło, że czarnego charakteru już nic nie zmieni, a jednak
przychodzi taki moment, kiedy człowiek uznawany za złego do szpiku kości, nagle
podejmuje się tak wielce heroicznego czynu, że już na zawsze pozostanie w
pamięci tych, których jeszcze nie tak dawno krzywdził z zimną krwią. Natomiast
ci, którzy uznawani byli za przyjaciół i praktycznie nikt by się po nich nie
spodziewał zdrady, w pewnym momencie przechodzą na stronę wroga, wbijając nóż w
plecy.
Jak
wszystkie powieści Iny Lorentz, ta również oprócz pierwiastka historycznego,
posiada jeszcze wątek przygodowy. Jest tutaj obecny także romans. Niemniej to,
co zwraca szczególną uwagę, to fakt przedstawienia postaci kobiecych. Pomimo że
mężczyźni wciąż mają nad nimi władzę, to jednak powieściowe bohaterki nie
pozwalają na to, aby nimi kierować. Ich siła może wynikać z charakteru
okoliczności, w których muszą egzystować. Kiedy mężczyźni idą na wojnę, one
albo im towarzyszą, albo też zostają na gospodarstwie, ale wtedy muszą zadbać
same o siebie. Nie wiadomo bowiem, kiedy wróg zaatakuje, a wówczas będą musiały
przecież bronić się same. Anglicy to niezwykle brutalny naród, który nie
oszczędza nikogo.
Ponieważ
przeczytałam już naprawdę sporo książek autorstwa Iny Lorentz, mogę stwierdzić,
że ta nie jest napisana do schematu, jak było to poprzednio. W przypadku Córy
płomieni odnoszę wrażenie, że Autorzy odeszli od wypracowanej wcześniej
ścieżki i stworzyli coś oryginalnego. Możliwe, że wiele zmienia tutaj tło
historyczne. W poprzednich powieściach akcja generalnie rozgrywała się w Świętym
Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, a w tym przypadku mamy do czynienia z
Irlandią i to w dodatku za panowania Elżbiety I Tudor. Wydaje mi się, że jest to
taki trochę powiew świeżości w twórczości Iny Lorentz.
Książka
jest doskonała dla wielbicieli beletrystyki historycznej oraz literatury
przygodowej. Komuś, kto czytał już którąkolwiek z książek Iny Lorentz nie
trzeba specjalnie wyjaśniać, czego może się spodziewać. U mnie każda powieść
Niemców – nawet ta pisana do schematu – wzbudza pozytywne uczucia. Możliwe, że
zawdzięczam to prozie Aleksandra Dumas, którego książki notorycznie czytałam
wiele lat temu, a i teraz zdarza mi się do nich wracać. Oczywiście powieści Iny
Lorentz nie można żadną miarą porównywać z prozą francuskiego klasyka. Niemniej
Aleksander Dumas w swojej twórczości oprócz historii również stawiał na
pierwiastek przygodowy. I być może właśnie dzięki tej mieszance tak bardzo
polubiłam książki Iny Lorentz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz