wtorek, 16 grudnia 2014

Iny Lorentz – „Córa płomieni”













Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2013
Tytuł oryginału: Feuertochter
Przekład: Daria Kuczyńska-Szymala





Większość historyków podziela opinię, że irlandzka wojna dziewięcioletnia (1594-1603) mająca miejsce za czasów panowania Elżbiety I Tudor (1533-1603), przynajmniej częściowo spowodowana była sprawami religijnymi. Ciekawe jest przede wszystkim to, że chociaż wiemy co nieco na temat kwestii religijnych, które stanowiły motyw wybuchu wojny, to jednak posiadamy niewielką wiedzę odnośnie przekonań i praktyk religijnych głównych bohaterów tego konfliktu, szczególnie jeśli chodzi o osobę Hugh O’Neilla, 2. hrabiego Tyrone (z irl. Aodh Mór Uí Néill). Poglądy religijne zawsze stanowiły ryzykowne pole badań historycznych, lecz biorąc pod uwagę fakt, że Hugh O’Neilla przedstawiono jako katolickiego krzyżowca, wątpliwości budzą jego faktyczne religijne przekonania. Dlatego też należałoby zapytać, jak naprawdę wyglądał wówczas katolicyzm O’Neilla.  

Generalnie kwestia charakteru oraz jakości katolicyzmu hrabiego Tyrone została oceniana przez pryzmat jego politycznych zobowiązań. Obecnie ideologia wiary i sposób postrzegania ojczyzny przez O’Neilla rozumiane jako jego osobiste zaangażowanie w wojnę nie zostało do końca zbadane. Dziewięcioletni konflikt pomiędzy Anglią a Irlandią był niezwykle wyniszczający, natomiast Irlandczycy walczyli w nim o utrzymanie swojej władzy oraz dotychczasowego stylu życia.

Hugh O'Neill, 2. hrabia Tyrone
(1550-1616)
Początkowo celtyckie klany tolerowały angielskie garnizony i szeryfów, którzy władali na ich terytoriach. Kiedy w siłę zaczęli rosnąć angielscy urzędnicy zarządzający irlandzkimi prowincjami, co w konsekwencji zagroziło autorytetowi celtyckich lordów, wówczas Irlandczycy nie mogli tego dłużej znieść i zaczęli się buntować. Porwanie i uwięzienie Hugh O’Donnella (z irl. Aodh Ruadh Uí Domhnaill; 1572-1602) całkowicie popsuło relacje pomiędzy Anglikami a klanem O’Donnellów. Po jego uwolnieniu, jedną z pierwszych decyzji, jakie podjął było wydalenie angielskiego szeryfa z irlandzkiej prowincji Tir Chonaill.

Irlandzka wojna dziewięcioletnia rozpoczęła się buntem, na czele którego stał Hugh Maguire, lord Fermnagh (z irl. Aodh Mag Uidhir; ?-1600), a którego powodem było wprowadzenie w 1593 roku angielskiego szeryfa na terytorium zarządzanym dotąd przez Hugh Maguire’a. Wkrótce po tym, lord Fermnagh otrzymał wsparcie od swoich sąsiadów z Donegal (z irl. Dún na Gall). Ponieważ Anglicy pomyślnie rozgromili irlandzkie oddziały w Monaghan (z irl. Muineachán) oraz w Leitrim (z irl. Contae Liatroma), zrozumiałe wydaje się więc, że pozostali lordowie prowincji Ulster (z irl. Ulaidh) mogli pomyśleć, iż są następni na liście. Hugh O’Neill z jednej strony potajemnie wspierał rebeliantów, dostarczając im broń, natomiast z drugiej otwarcie ujawniał swoje zamiary. Aż do 1595 roku był lojalny wobec Elżbiety I Tudor, ponieważ tak naprawdę miał najwięcej do stracenia. Z kolei z królową utrzymywał dość dobre stosunki, a ona w zamian wspierała jego pozycję. Niemniej, hrabia Tyrone nie był bynajmniej głupi i potajemnie przygotowywał swoją armię na dzień, w którym Elżbieta zacznie wysyłać do Irlandii zbyt wielu swoich urzędników lub wpływać na jego dalszą władzę w Tyrone.

W pierwszych latach wojny to Irlandczycy odnosili liczne sukcesy, a miało to miejsce z wielu powodów. Hugh O’Neill był bardzo dobrze wyszkolony, a do tego doskonale znał angielską strategię walki. Tak więc większość bitew była toczona właśnie na jego warunkach na terytorium, które nie było znane najeźdźcom. Niemniej utrzymanie tychże sukcesów w całym kraju było niezwykle trudne. Wiele starych anglo-normańskich klanów pozostało wiernych Elżbiecie I Tudor i tym samym ich członkowie nie chcieli przyłączyć się do O’Neilla i O’Donnella. Dlatego też niezbędna okazała się pomoc z zagranicy, która przyszła z Hiszpanii w postaci broni i środków finansowych. Hiszpania była wówczas krajem katolickim i jednocześnie bardzo silnie zainteresowanym pomocą w walce z wrogiem własnej religii. Po kilku spotkaniach pomiędzy Hiszpanami a lordami prowincji Ulster, które odbyły się w Killybegs (z irl. Na Ceala Beaga) i Lifford (z irl. Leifear) w hrabstwie Donegal, udało się w końcu w 1601 roku uzyskać pomoc. 


Irlandia w XVI wieku


Don Juan d’Aguila (1545-1602) w towarzystwie trzech tysięcy swoich żołnierzy przybył wreszcie do miasteczka Kinsale (z irl. Cionn tSáile) położonego na południu Irlandii. Po jego zajęciu w efekcie licznych nieporozumień wojska hiszpańskie zostały dość szybko okrążone przez oddziały Charlesa Blounta, 8. barona Mountjoy. Niedługo potem na odsiecz wyruszyli z Ulsteru Hugh O’Neill i Hugh O’Donnell. W dniu 21 grudnia 1601 roku zaatakowali tyły armii barona Mountjoy’a, które znalazły się, jak gdyby w kleszczach dwóch wrogich armii. Mogło się wydawać, iż jego los jest już przesądzony, lecz kolejny spór pomiędzy Irlandczykami a Hiszpanami sprawił, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Tak więc 23 grudnia obydwie strony planowały zaatakować Anglików, niemniej Irlandczycy zrobili to wcześniej, stając samotnie twarzą w twarz z wielokrotnie silniejszym od siebie wrogiem. Porażka była całkowita. Życie straciło wówczas ponad dwa tysiące Irlandczyków, podczas gdy Hiszpanie nawet nie próbowali opuścić twierdzy, którą natychmiast poddali. Bezcelowe walki trwały jeszcze przez kilkanaście miesięcy. Sam Hugh O’Donnell udał się jeszcze do Hiszpanii z prośbą o pomoc, gdzie został otruty przez angielskiego szpiega.

W dniu 3 kwietnia 1603 roku resztki irlandzkich wojsk poddały się Anglikom. I tak oto nastąpił kres starań o niepodległą celtycką krainę. Przez następne trzysta lat to Anglicy niepodzielnie władali Irlandią, regularnie wykorzeniając dawnego gaelickiego ducha wyspy. Pomimo że Elżbieta I Tudor zmarła w 1603 roku, a na angielski tron wstąpił król Szkocji – Jakub VI (I) Stuart (1566-1625), nie polepszyło to bynajmniej losu mieszkańców Irlandii. Nadeszły bowiem nowe czasy, a były to czasy plantacji, czyli innymi słowy masowego osiedlania się Szkotów i Anglików na terenach Zielonej Wyspy.

Sir Charles Blount, 8. baron Mountjoy
(1563-1606)
To tyle, jeśli chodzi o tło historyczne Córy płomieni, której akcja rozgrywa się za panowania Elżbiety I Tudor, a właściwie już u schyłku życia angielskiej królowej. Główną bohaterką nie jest jednak Elżbieta, a postać całkowicie fikcyjna. To niejaka Ciara Ní Corra. Jako niemowlę przeżyła ucieczkę ze swojego rodzinnego domu. Zdrada zaufanych jej ojca doprowadziła do tego, że ci, którzy pozostali przy życiu przez wiele lat musieli się ukrywać. Po latach Ciara – już jako kilkunastoletnia dziewczyna – wraca w rodzinne strony. U boku ma oddaną starszą kuzynkę, w której ramionach opuszczała niegdyś swój dom. Na czele klanu Corra stoi jej starszy brat Oisin. Wojna ze znienawidzonymi Anglikami trwa w najlepsze, więc pewne jest, iż Oisin już wkrótce uda się na pole bitwy wraz ze swoim wojskiem. Oczywiście jak na razie przywódca klanu nie może pochwalić się liczną armią, ale przecież właśnie po to wrócił do swojej wioski, aby zmobilizować miejscową ludność do walki. W drodze są już posiłki z Niemiec, których przywódca – Szymon von Kirchberg – został oddelegowany do Irlandii na polecenie samego papieża. Ponieważ chodzi o obronę katolików, nie dziwi fakt, że w całą sprawę wtrącił się także Kościół. Czy Szymon von Kirchberg faktycznie jest żołnierzem, któremu można bezgranicznie ufać? A może ten niemiecki szlachcic ma jakiś swój własny cel, który pragnie zrealizować kosztem nie tylko Irlandczyków, ale też swojej rodziny?

Na przybycie Niemców nie może doczekać się Ciara. Dziewczyna wciąż pamięta przystojnego Szymona, którego widziała kilka lat wcześniej i w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. Na samą myśl o mężczyźnie czuje, że jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Tylko czy przed jej oczami stanie ten sam von Kirchberg, którego kiedyś poznała? Może wojaczka zmieniła jego charakter do tego stopnia, że jedyne, co czeka Ciarę, to bolesne rozczarowanie? A może los przygotował dla niej coś zupełnie innego? Przecież Szymon nie podróżuje sam. Gdzieś tam na łodzi wraz z nim są jeszcze inni mężczyźni, z których jeden może diametralnie odmienić życie panny Ní Corra.

Fabuła powieści przez cały czas skupiona jest na irlandzkiej wojnie dziewięcioletniej i wszystko, czego czytelnik doświadcza wraz z bohaterami kręci się właśnie wokół tychże wydarzeń. Czasami jesteśmy przenoszeni na dwór podstarzałej Elżbiety I Tudor, gdzie z kolei jesteśmy świadkami kształtowania się jej polityki wobec Irlandii. Królowa ma swoich doradców, którzy wciąż podpowiadają jej coś innego, a to nie zawsze musi iść po jej myśli. Przy boku Elżbiety znajduje się także jej faworyt – Robert Devereux, 2. hrabia Essex. Jego matką była słynna Letycja Knollys (1543-1634). Zapewne wielu miłośników historii wie, w jaki sposób zakończyło się życie hrabiego. Elżbieta była wyrozumiała, ale tylko do pewnego czasu. Kiedy miarka się przebrała, królowa nie zawahała się podpisać wyroku śmierci nawet na najbliższe jej osoby.

Robert Devereux, 2. hrabia Essex
(1565-1601)
Losy bohaterów Córy płomieni są niezwykle dramatyczne, choć nie brak w nich również szczęścia i radości. Niemniej, z uwagi na wciąż toczące się walki, nie ma dnia, aby nie przytrafiało im się coś złego. Aby zachować życie muszą oni tułać się po kraju i wydaje się, że ta sytuacja nigdy się nie skończy. Na kartach książki spotykamy zarówno bohaterów pozytywnych, jak i negatywnych, a także postacie historyczne i stricte fikcyjne. Jest też element zaskoczenia. Wydawać by się mogło, że czarnego charakteru już nic nie zmieni, a jednak przychodzi taki moment, kiedy człowiek uznawany za złego do szpiku kości, nagle podejmuje się tak wielce heroicznego czynu, że już na zawsze pozostanie w pamięci tych, których jeszcze nie tak dawno krzywdził z zimną krwią. Natomiast ci, którzy uznawani byli za przyjaciół i praktycznie nikt by się po nich nie spodziewał zdrady, w pewnym momencie przechodzą na stronę wroga, wbijając nóż w plecy.

Jak wszystkie powieści Iny Lorentz, ta również oprócz pierwiastka historycznego, posiada jeszcze wątek przygodowy. Jest tutaj obecny także romans. Niemniej to, co zwraca szczególną uwagę, to fakt przedstawienia postaci kobiecych. Pomimo że mężczyźni wciąż mają nad nimi władzę, to jednak powieściowe bohaterki nie pozwalają na to, aby nimi kierować. Ich siła może wynikać z charakteru okoliczności, w których muszą egzystować. Kiedy mężczyźni idą na wojnę, one albo im towarzyszą, albo też zostają na gospodarstwie, ale wtedy muszą zadbać same o siebie. Nie wiadomo bowiem, kiedy wróg zaatakuje, a wówczas będą musiały przecież bronić się same. Anglicy to niezwykle brutalny naród, który nie oszczędza nikogo.

Ponieważ przeczytałam już naprawdę sporo książek autorstwa Iny Lorentz, mogę stwierdzić, że ta nie jest napisana do schematu, jak było to poprzednio. W przypadku Córy płomieni odnoszę wrażenie, że Autorzy odeszli od wypracowanej wcześniej ścieżki i stworzyli coś oryginalnego. Możliwe, że wiele zmienia tutaj tło historyczne. W poprzednich powieściach akcja generalnie rozgrywała się w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, a w tym przypadku mamy do czynienia z Irlandią i to w dodatku za panowania Elżbiety I Tudor. Wydaje mi się, że jest to taki trochę powiew świeżości w twórczości Iny Lorentz.

Książka jest doskonała dla wielbicieli beletrystyki historycznej oraz literatury przygodowej. Komuś, kto czytał już którąkolwiek z książek Iny Lorentz nie trzeba specjalnie wyjaśniać, czego może się spodziewać. U mnie każda powieść Niemców – nawet ta pisana do schematu – wzbudza pozytywne uczucia. Możliwe, że zawdzięczam to prozie Aleksandra Dumas, którego książki notorycznie czytałam wiele lat temu, a i teraz zdarza mi się do nich wracać. Oczywiście powieści Iny Lorentz nie można żadną miarą porównywać z prozą francuskiego klasyka. Niemniej Aleksander Dumas w swojej twórczości oprócz historii również stawiał na pierwiastek przygodowy. I być może właśnie dzięki tej mieszance tak bardzo polubiłam książki Iny Lorentz.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz