Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice:
2014
Tytuł oryginału: The White
Princess
Przekład: Urszula Gardner
Angielska
dynastia Tudorów generalnie kojarzy nam się z okrucieństwem wobec swoich
poddanych. Kiedy słyszymy słowo „Tudor”, wówczas pierwsze, co przychodzi nam na
myśl, to Henryk VIII i jego dzieci: Edward, Maria i Elżbieta. Oczywiście bardzo
często myślimy również o sześciu żonach Henryka VIII i ich niegodnym
pozazdroszczenia losie. Ale czy wiemy jak faktycznie to wszystko się zaczęło?
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, w jaki sposób doszło pod koniec XV wieku do objęcia
rządów przez Tudorów? Ile tak naprawdę wiemy o rodzicach Henryka VIII? Czy oni
także byli równie okrutni jak ich potomek? Bo przecież bardzo często mówi się,
że dziecko szereg cech charakteru dziedziczy właśnie po swoich rodzicach. A
zatem jacy byli Henryk VII i jego piękna żona Elżbieta York? Tego oczywiście w
pewnym stopniu możemy dowiedzieć się z wydanej ostatnio w Polsce powieści
Philippy Gregory pod tytułem Biała księżniczka. Trzeba jednak pamiętać,
że powieść historyczna to nie to samo, co interpretacja faktów przez
historyków. Dlatego też na każdą powieść historyczną należy zawsze patrzeć
nieco z przymrużeniem oka.
Wcześniejsze
lata życia Elżbiety York zostały już rewelacyjnie opisane przez Philippę
Gregory w książce zatytułowanej Biała królowa, pomimo że powieść ta
dotyczy losów jej matki – Elżbiety Woodville. Ci, którzy czytali Białą
królową doskonale wiedzą, iż obydwie Elżbiety już na całe życie połączyła
pewna tajemnica. To właśnie ten sekret stanowi centralny punkt Białej
księżniczki. Ponieważ niniejsza książka jest kolejną częścią cyklu Wojny
Dwu Róż – lub jak kto woli Wojny Kuzynów – cofnijmy się nieco wstecz do
momentu, zanim jeszcze na tronie zasiadł Henryk VII Tudor.
Kulminacyjnym
punktem wieloletniego konfliktu pomiędzy Yorkami a Lancasterami była bez
wątpienia bitwa pod Bosworth, która rozegrała się 22 sierpnia 1485 roku. Walka
trwała niecałą godzinę, zaś zdaniem niektórych historyków była to ostatnia
bitwa, jaka miała miejsce w epoce średniowiecza. Bitwa pod Bosworth okazała się
być decydującym starciem we wspomnianej już wojnie domowej pomiędzy Yorkami a
Lancasterami, i jednocześnie była jedną z najistotniejszych bitew w historii
Anglii.
Na
początku sierpnia 1485 roku przyszły Henryk VII Tudor pochodzący z rodu
Lancasterów, wylądował w Walii, stojąc na czele niewielkiej armii, i
pomaszerował w głąb kraju. Natychmiast po otrzymaniu znacznych posiłków, jego
wojsko liczyło najprawdopodobniej pięć tysięcy ludzi. Niemniej jednak, przez
cały czas unikał rozstrzygającego starcia z królem Ryszardem III z rodu Yorków.
Król posiadał wówczas dwukrotną przewagę liczebną swojej armii. Poza tym,
Ryszard III czekał także na posiłki mające napłynąć ze strony rodu Stanleyów w
liczbie sześciu tysięcy żołnierzy. Nie wiedział jednak o tym, że Stanleyowie
praktycznie przeszli już na stronę Henryka Tudora, i są gotowi dopuścić się
zdrady króla.
Elżbieta York (1465 lub 1466-1503) |
Jesień
1485 roku to czas, w którym rozpoczyna się akcja Białej księżniczki.
Elżbieta York nie jest jeszcze żoną Henryka VII Tudora, ale wszystko wskazuje
na to, że już niedługo obydwoje połączą się świętym węzłem małżeńskim. Aby tak
się stało Elżbieta musi spełnić jeden warunek. Otóż, musi pokazać, że jest
płodna i zdolna rodzić dzieci, a właściwie męskich potomków Tudorów. Ta
sytuacja jest dla księżniczki niesamowicie upokarzająca, ale niestety nie ma na
nią żadnego wpływu. Czuje ogromną presję zarówno ze strony Tudorów, jak i
Yorków w osobie swojej matki – Elżbiety Woodville. Do tego wszystkiego dochodzi
jeszcze jeden problem. Elżbieta York wciąż nie może zapomnieć o swoim ukochanym
Ryszardzie III, który poległ na polu bitwy, a potem spoczął na wieki w
nieoznakowanym grobie. Ta osobista tragedia sprawia, że jedyne, co księżniczka
może czuć do Tudorów to nienawiść.
Ostatecznie
dochodzi jednak do ślubu, a w konsekwencji do koronacji Elżbiety. Od tego
momentu w związku królewskiej pary zaczyna się swoista huśtawka emocjonalna,
gdzie raz górę bierze nienawiść, zaś za jakiś czas znów miłość i namiętność. W
miarę jak czytelnik zagłębia się w fabułę książki widzi, jak bardzo zmienia się
Elżbieta York; jak dojrzewa i staje się odpowiedzialną królową, choć tak
naprawdę niewiele może zrobić, ponieważ poślubiła zwykłego maminsynka, dla
którego zdanie matki – Małgorzaty Beauford-Stanley – jest najważniejsze. Czy
zatem Henryk VII jest dobrym królem, skoro wciąż trzyma się maminej spódnicy?
Henryk VII Tudor (1457-1509) |
Nie
będę skupiać się na warsztacie pisarskim Philippy Gregory, bo ten jak zwykle
nie budzi najmniejszych zastrzeżeń, podobnie jak strona stricte historyczna.
Napiszę natomiast kilka słów o samych bohaterach; o tym, jakiego rodzaju emocje
towarzyszyły mi podczas czytania. Zacznę może od Małgorzaty Beauford-Stanley,
którą poznałam już w Białej królowej i oczywiście w Czerwonej
królowej. Ta ostatnia książka poświęcona jest od początku do końca właśnie
zaborczej matce pierwszego z Tudorów. W Białej księżniczce postać
Małgorzaty praktycznie niczym nie różni się od jej poprzednich wizerunków.
Spotykamy kobietę żądną władzy, która wciąż kieruje działaniami własnego syna.
Kiedy tylko może stara się poniżyć swoją synową, a robi to tak niepozornie, że
jedynie możemy to wyczytać pomiędzy wierszami. Dla mnie jest to postać
niesamowicie denerwująca, ale z drugiej strony dodająca powieści swoistego
smaczku. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jej nieprzeciętna dewocja i
przekonanie, że Bóg pragnie tego samego, co ona.
Elżbieta
Woodville. Wdowa po królu Edwardzie IV Yorku tym razem znajduje się zupełnie w
tle, lecz jej działania są na tyle poważne, iż burzą spokój królewskiej
rodziny. Wygląda na to, że potomkini legendarnej Meluzyny wcale nie pogodziła
się z utratą władzy przez ród Yorków. Jeśli chodzi o jej córkę, czyli obecną
królową, można stwierdzić, że jest to postać niezwykle pozytywna i budząca
sympatię czytelnika. Jak już wspomniałam wyżej, młoda Elżbieta żyje w emocjonalnym
rozdarciu, a ukojenie znajduje przede wszystkim w opiece nad dziećmi.
A
jaki jest Henryk VII Tudor wykreowany przez Philippę Gregory? Czy jego potomek
i imiennik naprawdę odziedziczył po ojcu wszystko, co złe? Wydaje mi się, że
Autorka w pewnym momencie stara się właśnie tego dowieść, lecz nie za bardzo
jej to wychodzi Dlaczego? Otóż, moim zdaniem poczynaniom Henryka VII naprawdę
sporo brakuje do tych, których będzie dopuszczał się jego młodszy syn. Króla
przez cały czas usprawiedliwia wszechogarniający strach, który towarzyszy mu na
każdym kroku i nie pozwala spać po nocach. Pretendenci do tronu mnożą się
niczym grzyby po deszczu. Gdyby Henryk poddał się im bez walki, wówczas zapewne
uznalibyśmy go za słabego władcę, który z podkulonym ogonem ucieka z pola
bitwy. Philippa Gregory unika takiej właśnie interpretacji postaci króla. Na kartach książki jej bohater – oczywiście w dużej mierze podpuszczany przez
matkę – potrafi zadbać o swoje, a przecież nie jest mu łatwo, ponieważ brak mu
siły przebicia i zaufanych ludzi w swoim otoczeniu. Dlatego też w pewnym sensie
może budzić podziw. Ktoś zatem powie, że Henrykowi VIII również towarzyszył
strach i dlatego jego działania w dużej mierze miały charakter irracjonalny.
Tak, zgadzam się. Należy jednak pamiętać, że lęk Henryka VII moim zdaniem nie
był wyimaginowany, zaś uczucie, które kierowało jego młodszym synem było jak
najbardziej wymyślone przez niego samego lub przez jego doradców. Może to dziwne, ale Henryk VII Tudor wzbudził moją
sympatię w przeciwieństwie do swojego syna – Henryka VIII – o którym sporo już
się naczytałam.
Z
kolei przyglądając się małoletniemu następcy tronu – Arturowi – nie mogłam
oprzeć się porównywaniu go do tego Artura, którego spotykamy w Wiecznej
księżniczce, która to książka stanowi pierwszą część cyklu Tudorowskiego.
Ciepło i swoisty rozsądek bije z tej postaci już od samego początku, zaś
młodszy brat Artura – mały Henryk – niemalże od kołyski solidnie dokazuje i
wciąż stara się być w centrum zainteresowania.
Jak
każda powieść autorstwa Philippy Gregory, Biała księżniczka również
zasługuje na polecenie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, tak więc
wszystkie wydarzenia pojawiające się na kartach książki czytelnik widzi oczami
Elżbiety York. Narracja tego typu pozwala wgryźć się osobie czytającej w
psychikę głównej bohaterki. Zastanawiam się tylko, czy ta powieść naprawdę
dotyczy Elżbiety York, matki Henryka VIII, czy może żona pierwszego z Tudorów
opowiada nam nie tyle o sobie, lecz o swoim mężu i jego walce z przeciwnościami
losu i pragnieniem utrzymania się na tronie?
Na koniec zobaczcie i posłuchajcie, jak sama Philippa Gregory opowiada o Białej księżniczce.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Bardzo lubię tę autorkę i na pewno w przyszłości sięgnę i po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńGratuluję naprawdę wnikliwej analizy tej powieści i nie tylko!
Dziękuję! :-) Wiesz, o powieściach historycznych nie da się pisać krótko i zwięźle. Przynajmniej ja tak nie potrafię. A jeśli chodzi o samą książkę, to na pewno się nie zawiedziesz. Nie wiem, czy prozą Gregory można się w ogóle rozczarować. :-)
UsuńZaczynam dochodzić do wniosku, że powieści P. Gregory powinny mieć bardziej zróżnicowane tytuły. Bo powoli wszystkie te królowe i księżniczki zaczynają mi się mieszać:)
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę to tytuły pochodzą od samej Autorki i jej brytyjskiego wydawcy, i powiem Ci, że ja osobiście jestem zadowolona z tego, że nasza pani tłumaczka nie przekłada ich - jak to się mówi - "po swojemu", tylko dokładnie tak, jak wychodzi z Anglii. Niemniej, już gdzieś czytałam skargi na jednolitość tytułów książek P. Gregory. ;-)
UsuńGeneralnie mi to nie przeszkadza. Tylko czasami nie pamiętam kto się kryje pod konkretnym kolorem. Najmniejszy problem mam z Małgorzatą Beauford. Ale tak naprawdę to jaj mam problem z tytułami ogólnie dlatego zaczęłam notować co czytam:)
UsuńI dlatego powinnaś prowadzić też bloga o książkach. Taki blog naprawdę wiele daje, bo pozwala zapamiętać nie tylko tytuły powieści, ale też ich fabułę. Wiem, że to wymaga czasu, ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś się na to zdecydujesz, bo chętnie poczytałabym Twoje opinie. :-)
UsuńCzy opowiada głównie o mężu? Hmmm, wiesz, że nie przyszły mi takie wątpliwości do głowy, choć po zastanowieniu uznaję, że coś w tym jest! Ale może wynika to z faktu, że Elżbieta York żyła w cieniu silnej osobowości matki, potem teściowej, sama zaś była raczej łagodna i poddana swemu losowi, stąd i jej opowieść bardziej stonowana, odpowiadająca jej charakterowi? Sama nie wiem:)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ta powieść jest bardziej o Henryku, jak o Elżbiecie. Ale może to tylko takie moje indywidualne odczucie, bo ja generalnie inaczej odbieram książki niż większość czytelników. ;-) Natomiast wszelkie niepowodzenia i tragedie, za którymi stali Tudorowie, to w moim odczuciu wina Małgorzaty Beaufort. Najpierw owinęła sobie wokół palca syna, a potem to samo robiła z wnukiem, i to ona praktycznie kształtowała mu charakter. :-)
UsuńŚwietna recenzja. I nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam książkę.
OdpowiedzUsuńA zatem życzę miłej lektury!
Usuń