Wydawnictwo:
ORION
Londyn
2003
Zanim
opowiem o książce, którą niedawno przeczytałam, chciałabym najpierw przybliżyć
osobę Autorki, ponieważ wydaje mi się, że Lilian Harry nie jest znana polskim
czytelnikom. Jeśli już ktoś kojarzy jej nazwisko, to zapewne są to tylko
nieliczni, gdyż dotychczas nie wydano w polskim przekładzie żadnej z jej
powieści. Otóż Lilian Harry urodziła się i wychowała w Gosport nad brzegiem
Portsmouth Harbour w południowej Anglii. Jej najwcześniejsze wspomnienie z lat
dzieciństwa to moment, kiedy została wyciągnięta z łóżka wręcz siłą przez własną siostrę. Wokół rozlegał się złowieszczy jęk syren, które zwiastowały rychły
nalot bombowy. Wówczas cała jej rodzina rzuciła się w kierunku schronu
znajdującego się w ogrodzie. To właśnie pamięć o latach drugiej wojny światowej
sprawia, że książki Lilian Harry stanowią żywe odzwierciedlenie tamtej
tragicznej atmosfery. Już jako mała dziewczynka, widziała światło reflektorów
przecinających niebo podczas nalotów, słyszała huk eksplozji bomb, spotkała
również niemieckiego spadochroniarza, który wylądował w jej ogrodzie.
Rodzina
Lilian Harry należała do środowiska średniej klasy robotniczej. Autorka
przyznaje, że w latach jej dzieciństwa można było bez przeszkód bawić się na
ulicach, lecz nie wolno było tego robić w niedziele, a tylko w dni powszednie.
W niedziele natomiast należało przywdziać najlepsze ubranie, a następnie rano i
po południu trzeba było udać się do Szkoły Niedzielnej. Ojciec Lilian wychodził
do pracy wcześnie rano i wracał do domu bardzo późno wieczorem, czasami nawet
biorąc dodatkowo kilka godzin nadliczbowych. W domu nie było zbyt wiele
pieniędzy. Matka nie pracowała, lecz zajmowała się wychowywaniem dzieci oraz
wykonywała podstawowe prace domowe, jak pranie, sprzątanie, robienie zakupów.
Wszystkie te prace wykonywała ręcznie, ponieważ nie było wówczas urządzeń,
które mogłyby jej w tym pomóc. W czasie drugiej wojny światowej popołudniami
matka szyła mundury dla marynarzy, pracując dla WVS (z ang. Women’s
Voluntary Service) lub w punktach pierwszej pomocy. W ramach rozrywki raz w
tygodniu można było udać się do kina, słuchać bezprzewodowego radia, zaś
wieczorami zazwyczaj czytano jakąś najnowszą powieść, którą wypożyczano z
biblioteki. Tak naprawdę praca była zawsze. Podczas wojny człowiek nigdy nie
spędzał czasu bezczynnie. Ręce matki Lilian zawsze były czymś zajęte.
Lilian
Harry miała dwóch braci i siostrę. Wszyscy byli starsi od Autorki o kilka lat. Podobieństwo
bohaterów serii powieści pod wspólnym tytułem April Grove (z pol. Kwietniowy gaj
– w wolnym tłumaczeniu) do rodzeństwa Lilian jest bardzo wyraźne, pomimo że
miejsce akcji tych książek stanowi tylko i wyłącznie wytwór wyobraźni Autorki. Love
& Laughter (z pol. Miłość i śmiech – w wolnym tłumaczeniu) to
właśnie jedna z powieści wchodzących w skład rzeczonej serii. Na temat tej
książki Lilian Harry mówi tak: Fabuła nie wszystkich moich wcześniejszych
powieści toczy się w trakcie drugiej wojny światowej. Pomimo że akcja “Love
& Laughter” po części rozgrywa się w Plymouth podczas wojny, to jednak
ukazuje historię ludzi próbujących pogodzić się z jej strasznymi skutkami. Jest
to historia żon i narzeczonych mężczyzn służących w marynarce wojennej w
Portsmouth, a potem w Devon w latach 60. XX wieku.
![]() |
Kobiety pracujące w czasie II wojny światowej dla Women's Voluntary Service (dzisiaj organizacja nosi nazwę Royal Voluntary Service) |
Akcja
Love & Laughter rozpoczyna się sceną, w której najstarsze dziecko
Lucy Pengelly – dwunastoletni Geoff – przybiega do domu ze szkoły z
wiadomością, że właśnie ogłoszono zakończenie drugiej wojny światowej. Ta
informacja wręcz szokuje wszystkich domowników, bo przecież przyzwyczajono się
już do nalotów, które niszczyły nie tylko budynki, ale przede wszystkim
zabierały ludziom życie. Lucy wychodząc za mąż zdecydowała się na opuszczenie
rodzinnego Portsmouth i wyjazd do Plymouth, gdzie zamieszkała wraz z mężem i
swoimi teściami w domu, który jednocześnie był miejscem, gdzie można było
wynająć pokój. O takim klasycznym hotelu nie można w tym kontekście mówić,
ponieważ na tamtą chwilę dom nie spełniał wymogów typowego hotelu.
Kiedy
Goeff informuje matkę o ogłoszeniu przez Winstona Churchilla końca wojny, ta z
jednej strony czuje szczęście, lecz z drugiej jest przerażona. Dlaczego? Otóż, jej mąż – Wilmot Pengelly – od kilku
lat przebywa w japońskim obozie jenieckim, i jak wynika z jego listów, jest tam
niesamowicie katowany i chyba tylko cud sprawił, że mężczyzna nadal żyje. Lucy
zdaje sobie sprawę z tego, że zakończenie wojny jest równoznaczne z jego
powrotem do domu, a ona bardzo boi się tego spotkania. W tym momencie akcja powieści cofa się do chwili, gdy Lucy i
Wilmot spotkali się po raz pierwszy, zakochali się w sobie i postanowili już
zawsze być razem. A potem przyszła okrutna wojna i wszystko się zmieniło. Lucy
została sama z dziećmi i teściami, zaś Wilmot – jako żołnierz marynarki
wojennej – ruszył na morze walczyć z wrogiem.
Lata
wojny, które Lilian Harry przedstawia w powieści, są dla rodziny Pengelly
okrutne. Praktycznie nie ma dnia, aby nad miastem nie przelatywały niemieckie
bombowce, które pustoszą wszystko, co tylko stanie im na drodze. Na skutek tych
działań Lucy również traci to, co najcenniejsze, a wręcz bezcenne. Traci nie
tylko męża, który musi walczyć na froncie. Jej krzywda jest znacznie
poważniejsza. Po tym, czego doświadcza Lucy podczas wojny, nie da się już
normalnie żyć. W całym tym koszmarze u jej boku stoi wierny przyjaciel. To
David Tremaine. Nieszczęście, którego sam doświadczył w wyniku wojny, bardzo
zbliża go do Lucy. Czy zatem jest szansa na to, aby tych dwoje zapałało do
siebie uczuciem? Czy Lucy zapomni o mężu przetrzymywanym w japońskiej niewoli i
zdecyduje się na romans z przyjacielem rodziny? Czy tych dwojga połączy miłość, czy może tylko
zwykła wdzięczność za okazanie wsparcia i pomocy w sytuacji, kiedy obydwoje
najbardziej tego potrzebowali?
W
końcu nadchodzi dzień wyzwolenia spod niemieckiej okupacji. Do domu wraca
Wilmot Pengelly. To już nie jest ten sam mężczyzna, którego wszyscy znali. Lata
japońskich tortur, przyglądania się bestialskiej śmierci przyjaciół i lęku o
własne życie sprawiły, że Wilmot popadł w głęboką depresję. Coraz częściej
zagląda do kieliszka. Krzyczy na każdego, kto stanie mu na drodze. Lucy i jej
rodzina doświadczają kolejnej tragedii. Bo to jest ogromna tragedia. Kobieta
żegnała zdrowego, silnego i pogodnego mężczyznę, a wojna zwróciła jej męża,
który okazał się być psychicznym wrakiem. Każdej nocy Wilmot jest nękany przez
koszmary. Nie może zapomnieć o japońskim więzieniu. Lucy, aby mu pomóc, wciąż
wymyśla coś nowego, żeby tylko móc czymś wzbudzić zainteresowanie męża. Czy
kobiecie uda się przywrócić ukochanemu mężczyźnie radość życia i zdrowie? A
może Lucy podda się i wszystko zostawi w rękach losu?
Love
& Laughter to powieść niesamowicie wzruszająca. Czytelnik widzi jak
bardzo wojna może wyniszczyć człowieka. Czasami wręcz widzi bezradność tych,
którzy powinni wspierać i pomagać. Tylko skąd brać na to siły, skoro osoba
będąca psychicznym wrakiem nie chce dać sobie pomóc? W tej kwestii możemy
poddać ocenie postać Lucy, jako żony i matki. Czy kobieta faktycznie zrobiła
wszystko, aby pomóc mężowi? Możliwe, że czegoś nie dopatrzyła, o czymś
zapomniała. Może była zbyt mocno zajęta sobą oraz dziećmi i nie dostrzegła
zbliżającej się kolejnej tragedii?
A
jak w tej dramatycznej sytuacji zachowują się dzieci Lucy i Wilmota? Goeff jest
już niemalże dorosły, więc na temat tego, co dzieje się w jego domu, posiada
już swoje zdanie. Z ojcem nie łączą go zbyt przyjazne relacje. Jego
zainteresowanie znacznie bardziej skierowane jest na Davida. Owszem, chłopak
wiele mu zawdzięcza, ale czy nie powinien skupić się raczej na własnym ojcu,
który potrzebuje jego pomocy? Wydaje się, że z całej rodziny najwięcej rozsądku
wykazuje młodsza latorośl Lucy i Wilmota – Patsy. Nie ma się jednak czemu
dziwić, skoro dziewczyna, pomimo młodego wieku, przeszła już naprawdę sporo.
Patsy jest pełna zrozumienia dla swojego ojca, bo ją także wojna nie oszczędziła, a to sprawiło, że dojrzała szybciej niż byłoby to możliwe w latach pokoju.
Tak
jak wspomniałam powyżej, książka nie doczekała się, jak na razie, polskiego
tłumaczenia, więc mogę ją polecić tylko tym czytelnikom, którzy znają język
angielski i nie boją się nim posługiwać. Ze swej strony mogę stwierdzić, że
książka wywarła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Rodzina Lucy i Wilmota to
klasyczny przykład ludzi, którzy przeżyli okrucieństwo drugiej wojny światowej,
a potem musieli radzić sobie z tragicznymi następstwami tamtych dni. Trzeba
było zacząć odbudowywać nie tylko zniszczone budynki, ale przede wszystkim
własne poszarpane życie. Bohaterowie powieści są niezwykle wyraziści. Są oni na
tyle przejrzyści, że czytelnik może z powodzeniem poddawać ich postępowanie skrupulatnej
ocenie. Chociaż fabuła powieści nasycona jest niewyobrażalnym bólem i
cierpieniem, to jednak pojawiają się w niej także promienie szczęścia i
radości. Można zatem wyciągnąć z tej książki wniosek, który mówi o tym, że po
złym zawsze przychodzi dobre, tylko trzeba mocno w to wierzyć. Tak jak bezwarunkowo
uwierzyła jedna z bohaterek, lecz nie była to bynajmniej Lucy Pengelly.