Wydawnictwo:
ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa
2012
Tytuł
oryginału: High Noon
Przekład:
Bożena Krzyżanowska
Praca
policyjnego negocjatora to niezwykle ciężka, odpowiedzialna, a przede wszystkim
stresująca robota. Bo przecież nie wiadomo z jakimi świrami przyjdzie zmierzyć
się takiemu negocjatorowi. Podczas akcji musi pamiętać, żeby zrobić wszystko,
aby nie było ofiar w ludziach. Taki negocjator dba nie tylko o zakładników, ale
też o przestępcę. Nie może dopuścić do tego, by człowiek niezrównoważony
psychicznie, stawiający swoje wyimaginowane warunki, poniósł jakikolwiek
uszczerbek na zdrowiu, a już nie daj Boże stracił życie. Gdyby jednak doszło do
tragedii, negocjator najprawdopodobniej do końca życia będzie analizował
zaistniałą sytuację i wciąż od nowa zadawał sobie pytanie czy naprawdę zrobił
wszystko, aby zapobiec nieszczęściu. Owszem, negocjatorzy przechodzą
profesjonalne szkolenia, ale przecież nie zawsze jest tak, że to, co wyuczone
sprawdza się w życiu realnym. Czasami sytuacja nieoczekiwanie wymyka się spod
kontroli, a wtedy na nic zdają się godziny spędzone na rzeczonym szkoleniu.
Kiedy zawodzi teoria, wówczas trzeba automatycznie włączyć instynkt i działać
tak, żeby mimo wszystko sprawę doprowadzić do końca i jednocześnie nie mieć
sobie nic do zarzucenia, ani też żeby inni nie wytykali popełnionych błędów.
Tak więc jak widać praca policyjnego negocjatora to niesamowicie wyczerpująca
profesja nie tyle pod względem fizycznym, co umysłowym.
Najgorzej
mają chyba amerykańscy policyjni negocjatorzy, bo przecież w tych Stanach
praktycznie każdy ma broń, a i świrów chyba znacznie więcej niż w jakimkolwiek
innym państwie świata. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść oglądając
telewizję czy czytając prasę. Ludzie tracą poczucie rzeczywistości z rozmaitych
powodów. Może to być pozbawienie pracy, zdrada współmałżonka, nieuleczalna
choroba, nagła utrata majątku, nieodwzajemniona miłość… Takich powodów
wynikających z codziennego życia można wymieniać w nieskończoność. Jedni radzą
sobie z nimi lepiej, a drudzy gorzej. Ci, którzy nie potrafią pogodzić się z
życiowymi niepowodzeniami, niekiedy wyładowują swoją frustrację i agresję na
innych, chcąc w ten sposób ukarać tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu
przyczynili się do ich porażki. I co w takiej sytuacji robią? Do czego zdolni
są posunąć się, aby zwrócić na siebie uwagę innych? Otóż, mogą zagrozić
popełnieniem samobójstwa. Bardzo często biorą też zakładników, którym przystawiają
broń do głowy i grożą, że zabiją, jeśli nie zostaną spełnione ich warunki. Chyba
nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby znaleźć się w takim położeniu. Właśnie
do tego typu akcji wzywany jest policyjny negocjator, który nierzadko
współpracuje także z zakładnikami. Dlatego będąc na miejscu zakładnika, trzeba
uważnie wsłuchiwać się w słowa negocjatora, aby móc odczytać pomiędzy wierszami
jakieś wskazówki, według których należy postępować.
Jeden z plakatów promujących film, który powstał na podstawie fabuły powieści Nory Roberts reżyseria: Peter Markle premiera: 4 kwietnia 2009 |
Porucznik
Phoebe MacNamara jest policyjnym negocjatorem i pracuje w komendzie policji
Savannah-Chatham. Choć ma dopiero niewiele ponad trzydzieści lat, to jednak
sporo już osiągnęła w swoim zawodzie. Jest rozwiedziona, lecz na pewno nie
samotna. Na wychowaniu ma siedmioletnią córeczkę o imieniu Carly. W domu, który
odziedziczyła po kuzynce ojca, mieszkają z nią również matka oraz oddana przyjaciółka
rodziny. Matka Phoebe od wielu lat cierpi na nerwicę, która objawia się
panicznym lękiem przestrzeni, dlatego też całe dnie spędza w czterech ścianach
i żadna terapia nie jest w stanie wygonić Essie choćby tylko za próg domu. Niemniej,
starsza kobieta świetnie sobie radzi, przebywając w otoczeniu przedmiotów,
które zna i wie, że z ich strony nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Umysł wciąż podpowiada jej, że na ulicy stale kogoś zabijają, okradają i
generalnie wyrządzają krzywdę, więc nawet przelotna myśl dotycząca wyjścia na
zewnątrz budzi w Essie paniczny lęk.
Pewnego
dnia, a jest to Dzień Świętego Patryka, Phoebe MacNamara zostaje wezwana do
mężczyzny, który grozi popełnieniem samobójstwa. Facet siedzi na dachu
wieżowca, trzyma w dłoni broń i jedynym jego problemem jest to, czy najpierw
powinien sobie strzelić w głowę, a potem skoczyć, czy może strzelać w trakcie
skakania? Joe Ryder został właśnie zwolniony z pracy za kradzież pieniędzy z
kasy pubu, której dokonywał przez jakiś czas, aby móc w ten sposób spłacić
swoje hazardowe długi. Do akcji wkracza także jego były pracodawca, który
doprowadził niedoszłego samobójcę do ostateczności. Zanim na miejscu pojawia
się piękna rudowłosa pani porucznik, to właśnie Duncan Swift usiłuje przy
pomocy policji przekonać Joego, aby jednak zszedł z dachu i przestał straszyć
wszystkich wokół. Niestety, próby Duncana nie przynoszą pozytywnego efektu i
wszystko wygląda na to, że facet w końcu skoczy i zostanie z niego mokra plama.
I wtedy pojawia się Phoebe…
Porucznik
MacNamara to nie tylko doskonała negocjatorka, ale też wymagająca szefowa. W
swojej pracy ściśle trzyma się przepisów, każdy etap akcji musi być dokładnie
zapisany w papierach, a jeśli zauważy, że jest inaczej, wówczas natychmiast
wyciąga konsekwencje wobec swoich podwładnych. Oczywiście nie każdemu może to
się podobać. Ci, którzy są przeciwni procedurom wprowadzanym przez Phoebe,
jawnie manifestują swoją niechęć wobec policjantki. Któregoś dnia dochodzi
wręcz do brutalnej napaści na Phoebe. Sytuacja ma miejsce na terenie komendy,
lecz tak naprawdę nie wiadomo, kto dopuścił się tak zwyrodniałego czynu,
ponieważ pani porucznik nie była w stanie zobaczyć twarzy napastnika. Kto zatem
pragnie zaszkodzić Phoebe? Kto tak bardzo jej nienawidzi, że posuwa się aż do
przekroczenia granic nietykalności fizycznej? Czy jest to ktoś z jej kolegów z
pracy, czy może naraziła się jeszcze komuś innemu i teraz czas na zemstę?
Emilie de Ravin jako Phoebe MacNamara |
Niestety,
ten brutalny napad nie jest sytuacją jednorazową. W życiu Phoebe zaczynają
dziać się też inne rzeczy, które wcale nie przyprawiają jej o dobre
samopoczucie, a wręcz przeciwnie. Policjantka jest przerażona. Ktoś wyraźnie
chce jej zaszkodzić, a może wręcz ją zabić! Wygląda na to, że niebezpieczeństwo
grozi nie tylko Phoebe, ale też jej bliskim. Czy kobiecie uda się ochronić
rodzinę i tych, których kocha? Kim jest osoba, która zionie tak wielką
nienawiścią wobec pani porucznik?
Przyznam,
że W samo południe to jedna z najlepszych powieści Nory Roberts, jakie
do tej pory czytałam. Przy tej lekturze nie ma czasu na nudę. Akcja pędzi do
przodu, a kiedy wydaje się już, że wszystko jest wiadome, nagle pojawia się coś
nieprzewidzianego i wtedy wraz z bohaterami czytelnik wraca do punktu wyjścia. Patrząc
na całokształt przeczytanych przeze mnie powieści autorstwa Nory Roberts,
jestem skłonna stwierdzić, że najlepiej wychodzą jej te, w których fabuła
dotyczy przedstawicieli amerykańskiej policji. W przypadku niniejszej książki
mamy tak doskonały obraz funkcjonowania policji, iż można odnieść wrażenie, że
to wcale nie jest fikcja literacka. Bohaterowie są wyraziści, nie są bynajmniej
nudni, praktycznie wciąż coś się dzieje. Autorka wyposażyła swoje postacie
również w nieprzeciętne poczucie humoru.
Jeśli
chodzi o powieści Nory Roberts, to muszę przyznać, że już nie po raz pierwszy
moją uwagę zwróciła głęboka przyjaźń pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Wszyscy
oni łączą siły, aby zmierzyć się ze złem, które ich otacza i które zagraża pani
porucznik. Phoebe MacNamara oraz jej matka i młodszy brat wcale nie mieli
łatwego życia. Koszmar, którego doświadczyli, wraca w ich umysłach niczym
bumerang. Choroba Essie jest skutkiem tamtych wydarzeń. Niemniej jednak, Phoebe
jest silną i odważną kobietą, bo przecież jako słabeusz emocjonalny nigdy nie
mogłaby wykonywać swojego zawodu. Ale z drugiej strony kobieta wcale nie boi
się łez oraz okazywania słabości, a przecież takich sytuacji w jej życiu
pojawia się sporo.
Oczywiście
oprócz doskonale skonstruowanego wątku sensacyjnego, mamy także pierwiastek
romantyczny, bo przecież u Nory Roberts bez namiętnego romansu obyć się nie
może. Dla kogoś, kto za romansami nie przepada, drażniącą kwestią może być to,
że bohaterowie najbardziej zainteresowani praktycznie wciąż rozmawiają o seksie
lub wymieniają pomiędzy sobą myśli z podtekstem erotycznym. Ale jest też druga
strona tej sytuacji. Erotyka to jedno, natomiast głęboka miłość, dla której
można poświęcić życie, to zupełnie coś innego. W powieści obecna jest również
miłość matki. Z jednej strony mamy Phoebe, która kocha swoją córeczkę ponad
wszystko na świecie, a z drugiej widzimy Essie zamartwiającą się o swoją
dorosłą i odważną córkę za każdym razem, gdy ta wyjdzie z domu.
W
samo południe to również powieść o fantastycznych relacjach międzyludzkich
bez względu na kolor skóry. Pod tym względem bohaterowie są mieszani. Na
kartach książki spotykamy zarówno bohaterów czarnoskórych, jak i białych. Jedyne,
co mogłabym tej powieści zarzucić, to brak zakończenia, a właściwie brak
doprowadzenia do końca niektórych wątków. Moim zdaniem książce potrzebny jest
epilog. Owszem, zakończenie otwarte ma swoje dobre strony i wiele osób je sobie
ceni, ale dla mnie jest to trochę takie trzymanie czytelnika w zawieszeniu. To
tak, jak gdyby autor mówił: „Domyśl się sam, bo ja już niczego nie zamierzam
ci wyjaśniać.” Przyznam, że do samego końca liczyłam na to, iż dowiem się
pewnych rzeczy, które nurtowały mnie praktycznie przez cały czas czytania
powieści. Niestety, stało się inaczej i w tym aspekcie jestem nieco
rozczarowana. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę wręcz pochłonęłam i
wpisuję ją na listę najlepszych powieści Nory Roberts.
Bardzo zachęcająca recenzja:) Zdecydowanie się skuszę:)
OdpowiedzUsuńTo naprawdę dobra książka. Polecam! :-)
UsuńOj muszę zapoznać się z autorką
OdpowiedzUsuńKoniecznie, bo pisze świetnie! :-)
UsuńKsiążki nie czytałam, ale oglądałam ekranizacje, która szalenie mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńA ja nie oglądałam ekranizacji. Widziałam tylko fragmenty i akurat pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to scena z wężem. Niestety, w książce opisana jest ona zupełnie inaczej i dlatego już na wstępie trochę mnie odrzuciło od filmu. Nie lubię, kiedy dokonuje się zmian, ale takie jest prawo filmowców. :-)
UsuńŚwietny tekst. Wydaje mi się, że widziałam ekranizację, ale nie skojarzyłabym ją z książką.
OdpowiedzUsuńNie wiem który film widziałaś, bo o tym samym tytule jest jeszcze western z 1952 roku z Garym Cooperem. Książka Nory Roberts jest w pewien sposób powiązana z tym starym filmem. :-)))
UsuńPo prostu skojarzyłam z tekstem i zdjęciem kadr z filmu, choć mogłam się oczywiście pomylić :)
UsuńJeżeli skojarzyłaś z tym, co mam na blogu, to ok. ;-) To ten sam film. Ja pewnie obejrzę go za jakiś czas, ale po fragmentach, które widziałam w zwiastunie, wydaje mi się, że niektóre sceny zostały zmienione. U mnie to zapewne będzie działać na niekorzyść filmu. ;-)
Usuń