Wydawnictwo:
NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa
2015
Na początku XVII wieku pojawiła się seria tekstów znanych jako Manifesty
Bractwa Różokrzyżowców, które przekonały wielu ludzi w Europie do wiary w
istnienie tajnego stowarzyszenia, którego działanie skupiało się na
uzdrawianiu, mistycyzmie oraz wiedzy tajemnej. Różokrzyżowcy opisywani w
rzeczonych manifestach tak naprawdę mogli nigdy nie istnieć, lecz coraz
bardziej popularna fascynacja owym bractwem zaczęła stymulować zainteresowanie
ze strony wolnomularzy, którzy przez wielu ludzi uważani są za przykrywkę dla
Bractwa Różokrzyżowców. Niemniej istnieje kilka różnic pomiędzy tymi dwoma
stowarzyszeniami.
Manifesty różokrzyżowców wydawane w latach 1614-1616 mówiły, że
człowiek o nazwisku Christian Rosencreutz (1378-1484) udał się swego czasu do
Damaszku i przed powrotem do Niemiec zgłębił tam tajniki nauki i magii, aby w
konsekwencji założyć tajne Bractwo Różanego Krzyża zwane także różokrzyżowcami.
Mówiło się też, że członkowie tego stowarzyszenia musieli składać przysięgę
dotyczącą darmowego leczenia chorych, wykorzystując do tego swoją tajemną
wiedzę. Chociaż społeczeństwo różokrzyżowców opisane na kartach manifestów
prawdopodobnie w ogóle nie istniało, to jednak zgodnie z poglądem Henrika
Bogdana – profesora szwedzkiego uniwersytetu w Göteborgu, który specjalizuje
się w historii religii – fascynacja bractwem przyczyniła się do powołania do
życia masonerii. Pierwotnie masoni czerpali wiedzę od średniowiecznych
zawodowych cechów kamieniarzy, lecz prawdą jest, że współczesna masoneria
powstała dopiero w 1717 roku wraz z powołaniem do życia Wielkiej Loży w
Anglii.
Oryginalne manifesty różokrzyżowców nie stanowią jednak zestawu
materiałów naukowych. Niemniej badacze twierdzą, że bractwo zapoczątkowało
posiadaną obecnie wiedzę z zakresu matematyki czy uzdrawiania, natomiast w
połączeniu z „medycyną powszechną”, wiedza ta może być wykorzystywana przy
leczeniu niektórych chorób. Manifesty informowały również o tym, że celem
każdego społeczeństwa jest osiągnięcie konkretnej wiedzy odnoszącej się do Boga
i przyrody, czyli innymi słowy zarówno do religii, jak i nauki. Masoneria
wykorzystuje też serie alegorycznych rytuałów w kwestii nauczania etyki w
społeczeństwie, w tym samodoskonalenia, wolności religijnej oraz zasad
demokracji.
Siedemnastowieczne manifesty różokrzyżowców nadal inspirują do tworzenia nowych tajnych stowarzyszeń wykorzystujących nazwę tegoż bractwa. Na przykład Starożytny i Mistyczny Zakon Różo-Krzyża (z łac. Antiquus Mysticusque Ordo Rosae Crucis; z ang. The Ancient Mystical Order Rosae Crucis), który w skrócie znany jest jako AMORC, opisywany jest na swojej stronie internetowej jako kontynuacja tradycji mistycznej wracającej nie tylko do osoby Christiana Rosencreutza, lecz także do starożytnego Egiptu. Niemniej założony przez masona Harveya Spencera Lewisa (1883-1939) AMORC faktycznie uczy samodoskonalenia i rozwoju osobistego na podstawie starożytnej wiedzy ezoterycznej. W 1909 roku Harvey Spencer Lewis twierdził bowiem, że jego stowarzyszenie zostało zainspirowane właśnie działalnością tajnego Bractwa Różokrzyżowców. Prawdą jest jednak to, że masoni wciąż pozostają bardzo popularnym międzynarodowym stowarzyszeniem, które prowadzi zbiórki pieniędzy na dofinansowanie szpitali oraz angażuje się w inne akcje charytatywne. Według informacji zamieszczonych na stronie internetowej stowarzyszenia masonów w Ameryce Północnej, obecnie liczba wolnomularzy wynosi około czterech milionów.
Temat Bractwa Różokrzyżowców nie jest również obcy Renacie
Kosin, która drugą część swojej dylogii o tajemnicach Luizy Bein oparła właśnie
na działalności tego enigmatycznego stowarzyszenia. Przyznam, że pomysł
naprawdę ciekawy, z którym w beletrystyce spotkałam się po raz pierwszy. Okazuje
się bowiem, że nurtujące naszych bohaterów sekrety z życia hrabianki Luizy
wcale nie zostały jeszcze do końca wyjaśnione. W Kołysance dla Rosalie Klara
Figiel nadal zajmuje się rozwikłaniem pewnych istotnych kwestii, które pozwolą
jej odnaleźć odpowiedzi na szereg pytań. Od zakończenia akcji pierwszej części
dylogii mija kilka lat. Nasi bohaterowie są już starsi, a ich życie nieco się
zmieniło. Praprawnuk Luizy Bein – Alexander – wyprowadził się ze szwajcarskiego
Interlaken i teraz mieszka w rodzinnym domu w Brienz. Nie żyje tam jednak sam,
ponieważ zdążył się już ożenić i teraz jest nie tylko kochającym mężem, ale
także ojcem dwójki uroczych dzieci – Rosalie i Alberta, którego rodzina pieszczotliwie
nazywa „Buś”.
Z kolei Klara Figiel ukończyła studia i obecnie pracuje w jednej
z warmińskich gazet. Żyje też w związku ze swoim byłym mężem, z którym tak
naprawdę nigdy się nie rozstała, choć dokument rozwodowy mógłby świadczyć o
czymś zupełnie innym. Klara jest również współwłaścicielką wartemborskiego
pałacu, gdzie urządziła pensjonat. Generalnie prowadzi go wraz z byłym mężem,
archeologiem Jakubem Wilskim, lecz można odnieść wrażenie, że udział w
zarządzaniu pałacem mają tak naprawdę wszyscy członkowie rodziny Beinów. Prawdę
powiedziawszy więcej czasu spędzają oni w Wartemborku, aniżeli u siebie w
Szwajcarii. Klara jest też bardzo silnie związana z matką Alexandra oraz jego
przyrodnią siostrą Anną. Choć remont pensjonatu nie jest jeszcze ukończony, to
jednak nie przeszkadza to gościom, aby dokonywać rezerwacji i przyjeżdżać
odpocząć w jego murach. Wśród odwiedzających są osoby reprezentujące różne profesje
i pochodzący z różnych warstw społecznych. I tak oto do pałacu, w którym
niegdyś mieszkała sama Luiza Bein, przyjeżdżają: emerytowany austriacki
architekt o nienagannych manierach, sympatyczna para staruszków czy wciąż
rozkojarzona dziewczyna, której samotność od pierwszej chwili rzuca się w oczy.
Są też niezwykle enigmatyczni wielbiciele łowienia ryb, wścibska pani Róża wraz
z mężem pantoflarzem, oraz pisarz, którego niesamowicie interesuje historia
drugiej wojny światowej. Można więc przypuszczać, że pałac tętni życiem i
naprawdę trudno jest się w nim nudzić.
Panorama Barczewa (Wartemborku) Widok od strony Kolonii Zalesia. źródło |
Oprócz gości, w pensjonacie pracuje też personel, który dba o
to, aby odwiedzający mieli co jeść albo mogli wyspać się w czystej pościeli. Praktycznie
już od samego początku tej historii, w pałacu zaczynają dziać się dziwne
rzeczy. A to ktoś przesunie jakieś szafki ze słoikami znajdujące się w piwnicy
albo na lustrze namaluje szminką jakiś dziwny symbol czy sfabrykuje rzekomą
egzekucję psa. Czemu takie zachowanie ma w ogóle służyć? Kogo trzymają się tego
rodzaju żarty? A jeśli to wcale nie są żarty? Może ktoś w ten sposób wysyła
mieszkańcom pensjonatu ostrzeżenie, zanim naprawdę zaatakuje? Możliwe, że ani
Klara, ani też pozostałe osoby pracujące czy mieszkające w pałacu nie
zawracałyby sobie głowy tymi dziwacznymi sygnałami, gdyby nie fakt, że któregoś
dnia w niezwykle tajemniczych okolicznościach znika kilkuletnia córeczka Sary i
Alexandra Beinów. Oczywiście wszyscy są przerażeni. Mimo to, w tym całym
nieszczęściu widzą jedną pozytywną rzecz. Otóż mała Rosalie nie zaginęła sama.
Wraz z nią znika także jej niania. To miejscowa staruszka o imieniu Liska.
Kobieta posiada bardzo dobrą opinię, więc raczej mało kto mógłby przypuszczać,
że to ona maczała palce w tajemniczym zniknięciu dziewczynki. A jeśli wszyscy
się mylą? Być może to staruszka od samego początku planowała uprowadzenie
dziecka w jakimś tylko jej znanym celu? Może fakt, że została nianią dzieci
Beinów wcale nie był przypadkiem? Czy ktoś jeszcze jest zamieszany w całą tę
sprawę?
Oczywiście od tej pory rozpoczynają się intensywne poszukiwania
Rosalie Bein i praktycznie każdy jest tutaj podejrzany. Wszystkie osoby
przebywające na terenie pensjonatu mogły przecież porwać dziecko! Gdyby tak
uważniej przyjrzeć się gościom, wówczas można byłoby dojść do przekonania, że
żadnemu z nich nie należy ufać. Czy zniknięcie Rosalie i jej niani ma jakiś
związek z niedawno poznanymi tajemnicami Luizy Bein? Czy hrabianka nawet z
zaświatów próbuje wywrzeć wpływ na naszych bohaterów? A jeśli tak, to co tak
naprawdę się za tym kryje? Czy kiedyś to wszystko się skończy? Aby odnaleźć odpowiedzi
na te i inne pytania Klara Figiel, tym razem już nie z Alexandrem Beinem, lecz z
Jakubem Wilskim, próbują nie tylko wpaść na trop zaginionej Rosalie, ale także
rozwikłać tajemnice z życia Luizy Bein, które – jak się okazuje – wcale nie
znalazły jeszcze swojego finału.
Widok na szwajcarskie Brienz To tam obecnie mieszka powieściowy Alexander Bein. fot. Andrew Bossi źródło |
Moim zdaniem Kołysanka dla Rosalie jest powieścią równie
porywającą jak Tajemnice Luizy Bein. Podobnie jak w przypadku pierwszej
części, Autorka tutaj również skupiła się nie tylko na wątku przygodowym czy
historycznym, lecz także na życiu prywatnym poszczególnych bohaterów, z których
na pierwszy plan wysuwają się oczywiście Klara i Jakub. Ich decyzje odnośnie do
wspólnego życia wcale nie są takie łatwe do podjęcia. Muszą bowiem wypracować
jakiś kompromis, a to nigdy nie jest proste. W dodatku po piętach wciąż depczą
im jacyś dziwni ludzie, którzy za wszelką cenę usiłują zniszczyć ich spokój i przyprawić
o lęk. Okazuje się też, że w całą tę historię zostaje zamieszanych coraz więcej
osób i to nie tylko tych żyjących. Wychodzi na to, że niektórzy bohaterowie
przez lata żyli w nieświadomości i dopiero teraz mogą poznać prawdę o swoich
przodkach. Jednak to, co odkryją może już na zawsze zmienić sposób postrzegania
przez nich tych, których uważali za bliskich i którym bezgranicznie ufali.
W moim odczuciu Renata Kosin stworzyła naprawdę doskonałą
dylogię, gdzie historia – nawet jeśli ze sporą domieszką fikcji – miesza się z
realiami współczesnego świata, zaś rodzinne tajemnice skrywane przez lata
wreszcie wychodzą na światło dzienne. W dodatku na kartach obydwu książek
znajduje się mnóstwo informacji dotyczących tematów, które dla osób
interesujących się historią będą stanowić niemałe źródło wiedzy, jak na
przykład kwestia Bractwa Różokrzyżowców i masonerii, o których wspomniałam
wyżej. Ze swej strony podziwiam Autorkę nie tylko za nieprzeciętny talent
pisarski, ale przede wszystkim za ogrom pracy, jaki włożyła w napisanie tej
dylogii. Na pierwszy rzut oka widać, że dołożyła wszelkich starań, aby
rzetelnie przeprowadzić barania merytoryczne. Dodatkowo kreacja bohaterów
również budzi uznanie. Każda z postaci jest wykreowana w sposób nietuzinkowy.
Są to bohaterowie, którzy wiele wnoszą do fabuły obydwu powieści. Oczywiście
nie wszyscy pojawiają się zarówno w pierwszej, jak i drugiej części, co ma
związek z innym charakterem linii fabularnej. Tak więc zachęcam do sięgnięcia
zarówno po Tajemnice Luizy Bein, jak i po Kołysankę dla Rosalie,
bo naprawdę warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz