Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA
Katowice
1998
Tytuł
oryginału: Then Came Heaven
Przekład:
Ewa Pankiewicz
Kiedy
człowieka dotyka jakaś życiowa tragedia, wydaje mu się, że świat zawalił mu się
na głowę. Myśli wówczas, że już nic dobrego go w życiu nie spotka i nie widzi
przed sobą żadnej przyszłości. Tak się dzieje zazwyczaj wtedy, gdy tracimy
bliską nam osobę, bez której nie wyobrażamy już sobie życia. Osobę, która była
dla nas niczym promyk słońca rozświetlający nam ponure i szare dni. Dla jednych
będzie to współmałżonek, natomiast dla innych rodzic, dziecko czy jakiś bardzo
bliski przyjaciel, którego zawsze mogliśmy poprosić o radę i pomoc. Gdy śmierć
planuje swoje przyjście powoli i jesteśmy w jakimś stopniu na nią przygotowani,
wówczas odejście tej drugiej osoby jesteśmy w stanie sobie wytłumaczyć.
Oczywiście nie jest to łatwe, ale przynajmniej staramy się zrozumieć dlaczego
tak się stało. Przyszła nieuleczalna choroba, z którą wszyscy przegrali. Znacznie
trudniej jest, kiedy śmierć zabiera nam kogoś nagle bez ostrzeżenia. Wtedy
przychodzi bunt. Zaczyna się zadawanie pytań, dlaczego tak się stało i czy
naprawdę musiało do tego dojść. Inaczej też odbieramy śmierć osoby starszej, a
zgoła inaczej kogoś, przed kim było całe życie, a kto w dodatku zostawił tutaj
bezbronne małe dzieci, którym trudno jest wytłumaczyć to, co się stało. Jak
powiedzieć kilkuletniemu dziecku, że ukochana mamusia już nigdy nie przytuli i
że od tej chwili będzie ją można odwiedzać już tylko na cmentarzu? Niestety,
wiele ludzi staje przed takim właśnie dylematem i musi sobie z nim radzić
lepiej lub gorzej.
Jeżeli
ktoś wierzy w przeznaczenie czy – jak to mówią – działanie Siły Wyższej,
wówczas każdą życiową tragedię może odnieść do swoich przekonań. Może tłumaczyć
sobie i innym, że tak chciał Bóg, los. Że tak było zapisanie w jakiejś bliżej
niezidentyfikowanej Księdze Życia. Są ludzie, którzy uparcie wierzą, że nic nie
dzieje się bez przyczyny. Takie osoby nawet śmierć kogoś bliskiego potrafią
wytłumaczyć sobie na swój własny sposób i cierpliwie czekać, aż wreszcie
nadejdzie dzień, w którym tamto tragiczne wydarzenie obróci się w coś dobrego. Bo
przecież „po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój…” – jak śpiewa
Budka Suflera.
W mieście
Browerville w stanie Minnesota mieszka rodzina Olczaków. To Polacy, których
przodkowie wyemigrowali niegdyś z Polski i osiedlili się w Stanach
Zjednoczonych, aby tam rozpocząć nowe życie. Eddie i Krystyna Olczakowie to
młode małżeństwo, którym do pełni szczęścia praktycznie niczego nie brakuje.
Obydwoje nie widzą świata poza sobą. Są rodzicami dwóch uroczych, kilkuletnich
dziewczynek. W ich codziennym życiu religia katolicka odgrywa szczególną rolę, bo
i mieszkają w specyficznej katolickiej dzielnicy miasta, gdzie każdy bardzo
silnie związany jest z miejscową parafią. W dodatku jest też katolicka szkoła
prowadzona przez zakonnice, do której uczęszczają wszystkie dzieci z dzielnicy.
Olczakowie wspomagają siostry jak tylko mogą, zaś Krystyna powszechnie uznawana
jest za niemalże świętą z uwagi na swoją bezinteresowną dobroć. Z kolei Eddie
pracuje jako szkolny woźny i kościelny. Zarówno on, jak i jego małżonka
pochodzą z wielodzietnych rodzin, więc na brak gości w święta nie mogą
narzekać. Wszyscy ich szanują i bardzo cenią sobie ich towarzystwo.
Pewnego
dnia Krystyna – jak wiele razy wcześniej – jedzie do swojej matki przygotowywać
owocowe przetwory. W drodze powrotnej do domu dochodzi do tragedii. Kobieta
chce wyprzedzić zbliżający się pociąg i dochodzi do zderzenia, w którym
ubóstwiana przez wszystkich dwudziestosiedmioletnia Krysia traci życie. Nie
trudno wyobrazić sobie jak na wieść o jej nagłej i niespodziewanej śmierci
zareaguje Eddie i dziewczynki. W żałobie pogrążeni są nie tylko najbliżsi
Krystyny Olczak, ale praktycznie całe miasteczko. Kto tylko może, biegnie z
dobrym słowem do domu Olczaków. Jednak czy zrozpaczonemu mężowi naprawdę jest
teraz potrzebny tłum lamentujących sąsiadów? A może Eddie chciałby zostać sam,
aby móc w spokoju opłakiwać stratę żony i pocieszać swoje małe córeczki?
Wiadomość
o śmierci Krystyny Olczak wstrząsa również miejscowym zakonem sióstr
benedyktynek, które prowadzą szkołę, gdzie uczą się Anne i Lucy. Największy
smutek z tego powodu odczuwa szczególnie jedna z młodych zakonnic. To siostra
Regina. Jest ona wychowawczynią córek Olczaka, a same dziewczynki są jej
faworytkami. Prawdę powiedziawszy z siostrą Reginą już od jakiegoś czasu dzieje
się coś dziwnego. Czuje, że droga, którą wybrała – a właściwie, którą jej
wmówiono, że jest dla niej powołaniem – coraz bardziej jej ciąży. Surowa
klasztorna reguła nie jest dla niej. Nie wolno jej doświadczać praktycznie
niczego, co ma jakikolwiek związek z ziemskim życiem. Nie może nawet dotykać
osób świeckich ani spożywać posiłków w ich towarzystwie. Takich – wydawać by
się mogło – absurdalnych zasad jest w klasztorze znacznie więcej. Młoda
zakonnica czuje, że zaczynają one wywoływać w niej bunt, a ona coraz bardziej
chce swobody.
Dzień
pogrzebu Krystyny Olczak jest niezwykle przygnębiający dla społeczności
Browerville. Lecz kiedy jest już po wszystkim, znów zaczyna się normalne życie.
W miarę normalnie muszą także zacząć egzystować Olczakowie. I wtedy właśnie
znajdują pocieszenie u siostry Reginy. Zarówno Eddie, jak i jego córki lgną do
zakonnicy niczym do kogoś bardzo bliskiego. Czy zatem wszystko nieuchronnie
zmierza do sytuacji, kiedy Eddie i Regina zdadzą sobie sprawę, że nie są dla
siebie obojętni? Czy Eddie Olczak to mężczyzna, który sprawi, że zakonnica
zrzuci swój habit i pozwoli, aby górę wzięły ludzkie namiętności? Czy siostra
Regina jest tą, która zastąpi Anne i Lucy matkę? Jak zareagują mieszkańcy
Browerville na wieść o ewentualnym romansie tych dwojga?
Akcja
powieści rozgrywa się w latach 50. XX wieku, dlatego też czytelnik ma tutaj do
czynienia ze specyficznym klimatem i obyczajowością bohaterów. Autorka właśnie
tą powieścią zakończyła swoją działalność pisarską. LaVyrle Spencer napisała kilkadziesiąt powieści, dzięki którym zdobyła sobie
nieprzeciętną sławę w środowisku literackim. Jej książki to powieści obyczajowe
i romanse historyczne. Niektóre z nich zostały przeniesione na ekran, a inne
zajmowały czołowe miejsca na światowej liście bestsellerów New York Timesa.
(…) To moja ostatnia powieść. Licznym wiernym czytelnikom pozostawiam w niej obraz mojej młodości i serdecznie dziękuję za zakup każdej mojej książki i każdy list, jaki otrzymałam. To było dwadzieścia jeden wspaniałych lat…*
I
otworzyło się niebo to opowieść, w której Autorka porusza przede wszystkim
problem poważnych rozterek molarnych, ale też przedstawia regułę żeńskiego
zakonu jako coś, co powoduje jedynie ograniczenia i brak jakiejkolwiek swobody
życiowej. Być może od tamtej pory coś w tej kwestii się zmieniło, ale na tamten
czas trzeba było mieć naprawdę mnóstwo silnej woli, aby móc żyć zgodnie z
panującą tam, tak zwaną, Świętą Regułą. Z racji tego, iż fabuła powieści
osadzona jest w małomiasteczkowej katolickiej społeczności, czytelnik widzi jak
ważna jest dla bohaterów ich wiara, choć nie eksponują jej zbyt wyraźnie i nie
uważają siebie za „nawiedzonych”, a swoje wyznanie traktują jak coś normalnego.
Oczywiście w przeważającej mierze mieszkańcami dzielnicy są osoby z polskimi
korzeniami, więc ta religijność jest jak najbardziej zrozumiała. Pamiętajmy, że
są lata 50. XX wieku. Wtedy ludzie religijne wartości postrzegali zgoła
inaczej, niż ma to miejsce obecnie.
Pomimo
że powieść dotyka kwestii wiary katolickiej, to jednak Autorka nikogo nie
edukuje, nie próbuje nawracać, lecz przedstawia problem lekko bez atakowania
kogokolwiek. I otworzyło się niebo to powieść niezwykle ciepła w swoim
przekazie. Na jej przykładzie widać, że w życiu naprawdę wszystko jest możliwe.
Nawet to, co wydaje nam się nie do przeskoczenia. Natomiast tym, co łączy ludzi
jest miłość. Miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą. Miłość braterska/siostrzana. Miłość
matczyna, choć pozbawiana więzów biologicznych. Bardzo ważna w tym wszystkim
jest również przyjaźń.
Po
tych słowach może wydawać się, że w książce wszystko jest takie sielankowe i
cukierkowe. Otóż nie. Przypomnijmy sobie, że Olczaków dotknęła tragedia, a co
za tym idzie, wydarzeniu temu towarzyszy ogromne cierpienie. Poza tym,
pojawiają się też ludzie, którzy stanowczo sprzeciwiają się pewnym działaniom
ze strony tych, których kochają i którzy są dla nich naprawdę ważni. Nie są w
stanie pogodzić się ze zmianami w życiu swoich bliskich, o których prędzej czy
później będzie musiał dowiedzieć się także świat. Pojawi się zatem wstyd. A
może zwykła ludzka obłuda i pycha, bo uważano siebie za wybranych do jakichś
wzniosłych celów?
Dla
kogo zatem jest ta powieść? Na pewno nie dla wszystkich. Dlaczego? Z uwagi na
dosyć mocno zaznaczony aspekt wiary katolickiej, która tutaj pokazana jest od
tej lepszej strony. Obecnie znacznie większe powodzenie mają powieści, w
których autor/autorka solidnie pojeździ sobie po katolikach, ukazując ich
obłudę, hipokryzję i zakłamanie, jakby jednocześnie zapominając o tym, że każdy
medal ma dwie strony. W tej powieści nie znajdziecie żadnych kontrowersyjnych
wątków. Jest to opowieść spokojna o tym, że warto wierzyć, iż po złym zawsze
przychodzi dobre, a każdy życiowy dramat dotyka człowieka, aby go wzmocnić albo
otworzyć innym ludziom drogę do jego życia. Przyglądając się fabule książki,
można też dojść do przekonania, że tak naprawdę nic nie dzieje się bez powodu.
* L. Spencer, I otworzyło się niebo, Wyd. Książnica, Katowice 1998, s. 8.
Szczerze mówiąc nie wiem jakbym ją odebrała, ale przyznaję, że mnie ciekawi. Obawiam się trochę nacisku na religię, ale myślę, że spróbuję przy okazji.
OdpowiedzUsuńDopóki nie przeczytasz, to się nie przekonasz. A wątek religijny nie jest w formie nacisku. Jest przedstawiony normalnie. ;-) Z drugiej strony zastanawiam się, dlaczego tak wielu czytelników wręcz boi się tej religii katolickiej w książkach. Przecież ona nie gryzie. Nawet jak ktoś ma do niej inny stosunek niż osoby wierzące, to przecież zawsze można to potraktować jak zwyczajny element fabuły jakich wiele. Wystarczy się zdystansować i jest ok. ;-)))
UsuńA mi nie przeszkadza wątek religijny, jeśli tylko nakreślony jest bez zbytniego etapowania. Ogólnie zarys fabuły mnie zaintrygował, dlatego chce poznać tę książkę, bo czasem potrzebuje takich spokojnych powieści, przy których mogę się ,,wyciszyć''.
OdpowiedzUsuńTutaj akurat nie ma zbyt wielkiego epatowania wiarą, choć stanowi ona punkt centralny fabuły powieści. Ale chcąc opisać rozterki moralne kogoś, kto jest zakonnicą oraz wierzącego faceta, nie można uniknąć tematu wiary. Po prostu się nie da.
UsuńW takim razie zapamiętam sobie ten tytuł na przyszłość.
UsuńPozdrawiam :)
Życzę miłej lektury :-) Również pozdrawiam. :-)
UsuńJeśli dany tytuł dotyka tematu wiary to 20 razy się zastanowię nim po niego sięgnę... Bardzo wybiórczo po nie sięgam... Dość drażliwa to dla mnie kwestia z wielu względów.
OdpowiedzUsuńAkurat ja nie mam z tym problemu. Może dlatego, że wiele w życiu doświadczyłam i może ktoś nazwać mnie "nawiedzoną" czy jak mu tam wygodnie, ale wiele razy w życiu przekonałam się, że ten świat nie jest jedyny. A było naprawdę źle. Były sytuacje praktycznie bez wyjścia. Potrafię oddzielić księdza od Boga i bardzo się z tego cieszę, że mi się to udaje, bo nie wikłam się dzięki temu w jakieś idiotyczne sytuacje, a zło czynione przez osoby duchowne potrafię nazwać po imieniu.
UsuńFabuła wygląda ciekawie, więc z pewnością po nią sięgnę. Przyznam, że początkowo, przypomniał mi się :"Klasztor" Panos Karnezis
OdpowiedzUsuńNie wiem czy podobna do "Klasztoru", bo nie czytałam, ale będę mieć na uwadze. Dzięki za tytuł. :-)
Usuń