niedziela, 16 marca 2014

Katarzyna Michalak – „Nadzieja”














Wydawnictwo: TERMEDIA
Poznań 2012
Seria: Z Czarnym Kotem




Ostatnio polska literatura kobieca zaczęła nieco zmieniać kierunek, jeśli chodzi o tematykę poruszaną w książkach tego gatunku. Polskie pisarki – bo to głównie kobiety tworzą ten rodzaj literatury – coraz częściej odchodzą od tematów lekkich, łatwych i przyjemnych. Wydaje się, że zainteresowanie przesłodzonymi historiami ze szczęśliwym zakończeniem w ostatnim czasie nieco słabnie wśród polskich autorek. Być może się mylę? Niemniej, tak przynajmniej wynika z moich obserwacji. To problemy społeczne, takie jak alkoholizm, bezdomność, dzieciobójstwo, czy zaginięcia osób w różnym wieku, stają się tym, o czym chcą pisać współczesne polskie autorki. Ale czy ta droga jest naprawdę słuszna? Może jednak należałoby pozostać w kręgu bajkowych opowieści, skierowanych do kobiet, które po ciężkim dniu pracy potrzebują chwili wytchnienia? Czy kobieta, która na co dzień zmaga się z przemocą w rodzinie czy alkoholizmem męża, z ochotą sięgnie po książkę, gdzie główna bohaterka robi dokładnie to samo? Może taka znerwicowana żona i matka, wyglądająca co wieczór przez okno i szukająca na ulicy wzrokiem męża, a jednocześnie zadająca sobie pytanie: w jakim stanie małżonek dowlecze się dzisiaj do domu albo kto tym razem przytaszczy jego „zwłoki”, chętniej sięgnęłaby po powieść, która pozwoliłaby jej zapomnieć o swoim nieciekawym życiu? Pamiętajmy, że literatura nie jest dla krytyków, bo oni zawsze znajdą w książkach jakieś niedoskonałości, choćby te powieści były jak najlepiej napisane. Literatura jest przede wszystkim dla zwykłych czytelników, którzy chcą oderwać się od szarości dnia codziennego.

Nadzieja Katarzyny Michalak jest właśnie jedną z tych książek zaliczanych do kanonu literatury kobiecej, które dotykają poważnych problemów społecznych. Chociaż akcja powieści rozpoczyna się gdzieś tak w okresie, kiedy trwała amerykańska inwazja na Irak, a potem działania zmierzające w kierunku stabilizacji państwa, czyli w ubiegłej dekadzie XXI wieku, to jednak wraz z główną bohaterką cofamy się do końca lat 80. XX wieku, a zatem do okresu niemalże tuż po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Katastrofa miała miejsce 26 kwietnia 1986 roku. We wsi pod Warszawą wraz z ojcem, macochą i przybraną siostrą mieszka sześcioletnia Liliana Borowy. Osierocona przez matkę dziewczynka ma poważną wadę wymowy i z tego też powodu trudno jej znaleźć akceptację u rówieśników, co sprawia, że czuje się bardzo samotna i odrzucona. Dorośli również spoglądają na nią krzywym okiem. W swoim rodzinnym domu mała Lila przeżywa istny koszmar. Piekło zgotował jej rodzony ojciec, który nie tylko jest alkoholikiem, ale także tłucze dziecko bez pamięci, czasami nawet bez powodu. Macocha jakoś nie garnie się do tego, żeby zwrócić mu uwagę czy po prostu stanąć w obronie dziewczynki, ponieważ sama obawia się o bezpieczeństwo swoje i swojej córki, którą wniosła w posagu do tego toksycznego małżeństwa ze Stachem Borowym.

Gdzieś na drugim końcu wsi mieszka niejaki Aleksiej Dragonow, który po wybuchu reaktora w elektrowni atomowej w Czarnobylu, został odesłany do Polski pod opiekę dalekiej ciotki, a może kuzynki? – Anastazji. I tak oto chłopak już dwa lata mieszka w podwarszawskiej wsi, gdzie znosi upokorzenia ze strony rówieśników, którzy bezlitośnie wypominają mu jego pochodzenie. Pewnego dnia w pobliskim lesie dochodzi do spotkania Lilki z Aleksem. Ranny chłopak potrzebuje pomocy, którą sprowadzić może tylko dziewczynka. Od tej chwili pomiędzy dziećmi rodzi się szczególne uczucie, które w miarę upływu lat będzie oscylować pomiędzy miłością a nienawiścią, a ich wspólnym przeznaczeniem będzie dom znajdujący się gdzieś na południu Polski o nazwie Nadzieja.

W ostatnim czasie wokół twórczości Katarzyny Michalak nagromadziło się wiele negatywnych emocji. Jedni tę Autorkę ubóstwiają za fenomen jej książek, zaś inni wręcz wyśmiewają jej rzekomy brak talentu pisarskiego, jednocześnie twierdząc, że powieści, które wychodzą spod pióra Autorki są „szkodliwe społecznie”. Jaka zatem jest prawda? Chyba nikt tak do końca tego nie wie, ponieważ ilu dyskutantów, tyle opinii. Wiadome jest natomiast, że Katarzyna Michalak zgromadziła wokół siebie mnóstwo wiernych czytelniczek i to właśnie dla nich pisze. Taka wiadomość cieszy, bo nie ma nic gorszego dla pisarza, jak tworzyć w próżnię. Obawiam się, że jeśli o mnie chodzi, to niestety w gronie tychże czytelniczek swojego miejsca nie znajdę.

Po przeczytaniu dwóch powieści Katarzyny Michalak (przyp. Mistrz i Bezdomna) postanowiłam sobie, że jeśli Nadzieja do mnie nie przemówi, to zwyczajnie dam sobie spokój z twórczością tej Autorki, ponieważ nie chcę, aby wyglądało to tak, iż na blogu tworzę sobie jakiś chory cykl polegający na tym, że krytykuję każdą jej książkę, i być może czerpię z tego tytułu jakąś dziką satysfakcję albo w ten sposób daję upust swoim życiowym frustracjom. Długo też zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle pisać cokolwiek na temat Nadziei, którą zamówiłam razem z Bezdomną i nie wypadało mi jej nie przeczytać. Ostatecznie stwierdziłam, że jednak podzielę się z Czytelnikami bloga swoimi odczuciami po przeczytaniu tej powieści, które tak do końca nie są negatywne, ale też nie mogę powiedzieć, że książka mnie zachwyciła. Teraz, po trzech przeczytanych powieściach Katarzyny Michalak jestem w stanie stwierdzić, że Autorka ma świetne pomysły, tylko niestety z wykonaniem gorzej. Tak było w przypadku Mistrza i Bezdomnej, tak też jest i tym razem.

W powieści poruszony jest problem maltretowanego dziecka. Ojciec Lilki praktycznie traktuje swoją córkę niczym worek treningowy i niekiedy wręcz dla zwykłego kaprysu ją katuje. No właśnie. I już tutaj pojawia się pewna nieścisłość. Raz czytamy, że tylko nią potrząsa, a za moment tłucze dziewczynkę praktycznie do utraty przytomności. W pijackim życiu Stacha Borowego pojawiają się też chwile, kiedy dba o swoje jedyne dziecko. Taką okazją do okazania Lilce ojcowskich uczuć jest dzień jej urodzin. Tylko czy ojciec będący stale w ciągu alkoholowym pamiętałby o urodzinach własnego dziecka i jeszcze do tego przywdział je w piękną sukienkę, a potem jak przystało na kata, stłukł je niemiłosiernie? Raczej to drugie wydaje mi bardziej prawdopodobne, zważywszy że przemoc to domena Borowego. Być może Autorka chciała tutaj pokazać, jak bardzo chwiejna jest osobowość kogoś, kto nadużywa alkoholu. Z jednej strony kochający ojciec, a z drugiej kat. Podobnie rzecz ma się wówczas, gdy Lilka jest już na studiach i trzeba ją na nich utrzymywać. Stach Borowy nadal jest wrogiem dla swojej córki, ale nie przeszkadza to w tym, żeby po kawałku sprzedawać gospodarkę, aby móc Lilkę wykształcić. Wydaje mi się, że tylko kochający rodzic jest w stanie wypruwać sobie żyły i pozbywać się ojcowizny, aby pomóc swojemu dziecku w realizacji życiowych planów. Ze strony Borowego tej miłości bynajmniej nie widać.

Sama Lilka Borowy już od najmłodszych lat wydaje się być osobą niezrównoważoną emocjonalnie. Oczywiście taki stan rzeczy można tłumaczyć strachem przez ojcem i w konsekwencji biciem. W tej kwestii nic się nie zmienia w miarę upływu lat. Choć Lilka jest coraz starsza, a jej umysł wydawałoby się, że powinien być bardziej dojrzały, ona wciąż zachowuje się jak dziecko. Natomiast emocjonalne niezrównoważenie towarzyszy jej do samego końca. Dziewczyna szuka też akceptacji. Najczęściej robi to przez łóżko kolegów z roku, co w konsekwencji doprowadza do tego, że staje się „uczelnianą dziwką”. Z kolei Aleks pomimo tego, że dostaje od Lilki nieźle w kość, to jednak wciąż wraca do niej niczym bumerang, tym samym narażając się na dalsze upokorzenia z jej strony.

Moim zdaniem książka zawiera wiele nieścisłości. Niektóre wątki wyskakują, jak gdyby znikąd, bez uprzedzenia. W tej sytuacji należałoby je rozbudować, co równocześnie zwiększyłoby objętość powieści. Przypuszczam, że to też miał być świadomy zabieg Autorki, którego celem było zaskoczenie czytelnika. Ale takie wyskakiwanie niczym przysłowiowy Filip z konopi naprawdę nie wychodzi tej książce na dobre. Nie wiem, jak pod względem merytorycznym rzecz przedstawia się w przypadku wątków, które tak naprawdę są mi obce, jak na przykład pomoc humanitarna krajom, na terenie których mają miejsce działania wojenne. Nie będę w to wnikać, ponieważ mimo wszystko chcę dobrze zapamiętać swoje spotkanie z Nadzieją, a jakiekolwiek drążenie tematu z mojej strony mogłoby wyciągnąć na światło dzienne kolejne niedoskonałości.

Pomijając powyższe, trzeba jednak przyznać, że powieść rozbija czytelnika emocjonalnie. Są sceny, które powodują, że bez paczki chusteczek obok naprawdę trudno się obejść. Na pewno wielu czytelniczkom ta książka przypadnie do gustu. Nie jest bynajmniej moim zamiarem zniechęcać nikogo do sięgania po powieści Katarzyny Michalak. Opisałam tutaj swoje doświadczenia w związku z lekturą Nadziei. Jak wiadomo, każdy z nas może odebrać tę historię inaczej. Nie wszystkim będą przeszkadzać wspomniane już nieścisłości, a czasami wręcz brak logiki. Po raz kolejny czuję żal, że doskonały pomysł i potencjał na powieść zostały zmarnowane. A może to po prostu moja wina? Może to ja zwyczajnie nie rozumiem prozy Katarzyny Michalak i jej przekazu?