Wydawnictwo:
TERMEDIA
Poznań
2012
Seria:
Z Czarnym Kotem
Ostatnio
polska literatura kobieca zaczęła nieco zmieniać kierunek, jeśli chodzi o
tematykę poruszaną w książkach tego gatunku. Polskie pisarki – bo to głównie
kobiety tworzą ten rodzaj literatury – coraz częściej odchodzą od tematów
lekkich, łatwych i przyjemnych. Wydaje się, że zainteresowanie przesłodzonymi
historiami ze szczęśliwym zakończeniem w ostatnim czasie nieco słabnie wśród polskich
autorek. Być może się mylę? Niemniej, tak przynajmniej wynika z moich
obserwacji. To problemy społeczne, takie jak alkoholizm, bezdomność,
dzieciobójstwo, czy zaginięcia osób w różnym wieku, stają się tym, o czym chcą
pisać współczesne polskie autorki. Ale czy ta droga jest naprawdę słuszna? Może
jednak należałoby pozostać w kręgu bajkowych opowieści, skierowanych do kobiet,
które po ciężkim dniu pracy potrzebują chwili wytchnienia? Czy kobieta, która
na co dzień zmaga się z przemocą w rodzinie czy alkoholizmem męża, z ochotą
sięgnie po książkę, gdzie główna bohaterka robi dokładnie to samo? Może taka
znerwicowana żona i matka, wyglądająca co wieczór przez okno i szukająca na ulicy wzrokiem
męża, a jednocześnie zadająca sobie pytanie: w jakim stanie małżonek dowlecze
się dzisiaj do domu albo kto tym razem przytaszczy jego „zwłoki”, chętniej
sięgnęłaby po powieść, która pozwoliłaby jej zapomnieć o swoim nieciekawym
życiu? Pamiętajmy, że literatura nie jest dla krytyków, bo oni zawsze znajdą w
książkach jakieś niedoskonałości, choćby te powieści były jak najlepiej
napisane. Literatura jest przede wszystkim dla zwykłych czytelników, którzy
chcą oderwać się od szarości dnia codziennego.
Nadzieja
Katarzyny Michalak jest właśnie jedną z tych książek zaliczanych do kanonu
literatury kobiecej, które dotykają poważnych problemów społecznych. Chociaż
akcja powieści rozpoczyna się gdzieś tak w okresie, kiedy trwała amerykańska
inwazja na Irak, a potem działania zmierzające w kierunku stabilizacji państwa,
czyli w ubiegłej dekadzie XXI wieku, to jednak wraz z główną bohaterką cofamy
się do końca lat 80. XX wieku, a zatem do okresu niemalże tuż po wybuchu
elektrowni atomowej w Czarnobylu. Katastrofa miała miejsce 26 kwietnia 1986
roku. We wsi pod Warszawą wraz z ojcem, macochą i przybraną siostrą mieszka
sześcioletnia Liliana Borowy. Osierocona przez matkę dziewczynka ma poważną
wadę wymowy i z tego też powodu trudno jej znaleźć akceptację u rówieśników, co sprawia, że czuje się bardzo samotna i odrzucona. Dorośli również spoglądają na nią krzywym okiem. W swoim rodzinnym domu mała
Lila przeżywa istny koszmar. Piekło zgotował jej rodzony ojciec, który nie tylko
jest alkoholikiem, ale także tłucze dziecko bez pamięci, czasami nawet bez
powodu. Macocha jakoś nie garnie się do tego, żeby zwrócić mu uwagę czy po
prostu stanąć w obronie dziewczynki, ponieważ sama obawia się o bezpieczeństwo
swoje i swojej córki, którą wniosła w posagu do tego toksycznego małżeństwa ze
Stachem Borowym.
Gdzieś
na drugim końcu wsi mieszka niejaki Aleksiej Dragonow, który po wybuchu
reaktora w elektrowni atomowej w Czarnobylu, został odesłany do Polski pod
opiekę dalekiej ciotki, a może kuzynki? – Anastazji. I tak oto chłopak już dwa lata mieszka w
podwarszawskiej wsi, gdzie znosi upokorzenia ze strony rówieśników, którzy
bezlitośnie wypominają mu jego pochodzenie. Pewnego dnia w pobliskim lesie
dochodzi do spotkania Lilki z Aleksem. Ranny chłopak potrzebuje pomocy, którą
sprowadzić może tylko dziewczynka. Od tej chwili pomiędzy dziećmi rodzi się
szczególne uczucie, które w miarę upływu lat będzie oscylować pomiędzy miłością
a nienawiścią, a ich wspólnym przeznaczeniem będzie dom znajdujący się gdzieś
na południu Polski o nazwie Nadzieja.
W
ostatnim czasie wokół twórczości Katarzyny Michalak nagromadziło się wiele
negatywnych emocji. Jedni tę Autorkę ubóstwiają za fenomen jej książek, zaś
inni wręcz wyśmiewają jej rzekomy brak talentu pisarskiego, jednocześnie
twierdząc, że powieści, które wychodzą spod pióra Autorki są „szkodliwe
społecznie”. Jaka zatem jest prawda? Chyba nikt tak do końca tego nie wie,
ponieważ ilu dyskutantów, tyle opinii. Wiadome jest natomiast, że Katarzyna
Michalak zgromadziła wokół siebie mnóstwo wiernych czytelniczek i to właśnie
dla nich pisze. Taka wiadomość cieszy, bo nie ma nic gorszego dla pisarza, jak
tworzyć w próżnię. Obawiam się, że jeśli o mnie chodzi, to niestety w gronie
tychże czytelniczek swojego miejsca nie znajdę.
Po
przeczytaniu dwóch powieści Katarzyny Michalak (przyp. Mistrz i Bezdomna)
postanowiłam sobie, że jeśli Nadzieja do mnie nie przemówi, to
zwyczajnie dam sobie spokój z twórczością tej Autorki, ponieważ nie chcę, aby
wyglądało to tak, iż na blogu tworzę sobie jakiś chory cykl polegający na tym,
że krytykuję każdą jej książkę, i być może czerpię z tego tytułu jakąś dziką
satysfakcję albo w ten sposób daję upust swoim życiowym frustracjom. Długo też
zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle pisać cokolwiek na temat Nadziei,
którą zamówiłam razem z Bezdomną i nie wypadało mi jej nie przeczytać.
Ostatecznie stwierdziłam, że jednak podzielę się z Czytelnikami bloga swoimi
odczuciami po przeczytaniu tej powieści, które tak do końca nie są negatywne,
ale też nie mogę powiedzieć, że książka mnie zachwyciła. Teraz, po trzech
przeczytanych powieściach Katarzyny Michalak jestem w stanie stwierdzić, że
Autorka ma świetne pomysły, tylko niestety z wykonaniem gorzej. Tak było w
przypadku Mistrza i Bezdomnej, tak też jest i tym razem.
W
powieści poruszony jest problem maltretowanego dziecka. Ojciec Lilki
praktycznie traktuje swoją córkę niczym worek treningowy i niekiedy wręcz dla
zwykłego kaprysu ją katuje. No właśnie. I już tutaj pojawia się pewna
nieścisłość. Raz czytamy, że tylko nią potrząsa, a za moment tłucze dziewczynkę
praktycznie do utraty przytomności. W pijackim życiu Stacha Borowego pojawiają
się też chwile, kiedy dba o swoje jedyne dziecko. Taką okazją do okazania Lilce
ojcowskich uczuć jest dzień jej urodzin. Tylko czy ojciec będący stale w ciągu
alkoholowym pamiętałby o urodzinach własnego dziecka i jeszcze do tego
przywdział je w piękną sukienkę, a potem jak przystało na kata, stłukł je
niemiłosiernie? Raczej to drugie wydaje mi bardziej prawdopodobne, zważywszy że
przemoc to domena Borowego. Być może Autorka chciała tutaj pokazać, jak bardzo
chwiejna jest osobowość kogoś, kto nadużywa alkoholu. Z jednej strony kochający
ojciec, a z drugiej kat. Podobnie rzecz ma się wówczas, gdy Lilka jest już na
studiach i trzeba ją na nich utrzymywać. Stach Borowy nadal jest wrogiem dla
swojej córki, ale nie przeszkadza to w tym, żeby po kawałku sprzedawać
gospodarkę, aby móc Lilkę wykształcić. Wydaje mi się, że tylko kochający rodzic
jest w stanie wypruwać sobie żyły i pozbywać się ojcowizny, aby pomóc swojemu
dziecku w realizacji życiowych planów. Ze strony Borowego tej miłości
bynajmniej nie widać.
Sama
Lilka Borowy już od najmłodszych lat wydaje się być osobą niezrównoważoną
emocjonalnie. Oczywiście taki stan rzeczy można tłumaczyć strachem przez ojcem
i w konsekwencji biciem. W tej kwestii nic się nie zmienia w miarę upływu lat.
Choć Lilka jest coraz starsza, a jej umysł wydawałoby się, że powinien być
bardziej dojrzały, ona wciąż zachowuje się jak dziecko. Natomiast emocjonalne
niezrównoważenie towarzyszy jej do samego końca. Dziewczyna szuka też
akceptacji. Najczęściej robi to przez łóżko kolegów z roku, co w konsekwencji
doprowadza do tego, że staje się „uczelnianą dziwką”. Z kolei Aleks pomimo
tego, że dostaje od Lilki nieźle w kość, to jednak wciąż wraca do niej niczym
bumerang, tym samym narażając się na dalsze upokorzenia z jej strony.
Moim
zdaniem książka zawiera wiele nieścisłości. Niektóre wątki wyskakują, jak gdyby
znikąd, bez uprzedzenia. W tej sytuacji należałoby je rozbudować, co równocześnie
zwiększyłoby objętość powieści. Przypuszczam, że to też miał być świadomy
zabieg Autorki, którego celem było zaskoczenie czytelnika. Ale takie
wyskakiwanie niczym przysłowiowy Filip z konopi naprawdę nie wychodzi tej
książce na dobre. Nie wiem, jak pod względem merytorycznym rzecz przedstawia
się w przypadku wątków, które tak naprawdę są mi obce, jak na przykład pomoc
humanitarna krajom, na terenie których mają miejsce działania wojenne. Nie będę
w to wnikać, ponieważ mimo wszystko chcę dobrze zapamiętać swoje spotkanie z Nadzieją,
a jakiekolwiek drążenie tematu z mojej strony mogłoby wyciągnąć na światło dzienne
kolejne niedoskonałości.
Pomijając
powyższe, trzeba jednak przyznać, że powieść rozbija czytelnika emocjonalnie. Są
sceny, które powodują, że bez paczki chusteczek obok naprawdę trudno się
obejść. Na pewno wielu czytelniczkom ta książka przypadnie do gustu. Nie jest
bynajmniej moim zamiarem zniechęcać nikogo do sięgania po powieści Katarzyny
Michalak. Opisałam tutaj swoje doświadczenia w związku z lekturą Nadziei.
Jak wiadomo, każdy z nas może odebrać tę historię inaczej. Nie wszystkim będą
przeszkadzać wspomniane już nieścisłości, a czasami wręcz brak logiki. Po raz
kolejny czuję żal, że doskonały pomysł i potencjał na powieść zostały
zmarnowane. A może to po prostu moja wina? Może to ja zwyczajnie nie rozumiem prozy
Katarzyny Michalak i jej przekazu?