środa, 22 sierpnia 2018

Ciemna strona starożytnego Rzymu







Elitę starożytnego Rzymu zwykliśmy postrzegać jako tę, która szczyciła się szacunkiem wśród społeczeństwa, a i honor też nie był jej obcy. Lecz prawda okazuje się zupełnie inna. Otóż starożytny Rzym był siedliskiem nienawiści klasowej, animozji rasowej, religijnej nietolerancji oraz wykorzystywania seksualnego na szeroką skalę. Potężnym i zapadającym w pamięć obrazem Rzymu jest przede wszystkim uporządkowana procesja senatorów, odzianych w togi i zmierzających na obrady. Wiele mówi się o tym, jak Rzymianie postrzegali samych siebie. Uważali oni bowiem, iż są najbardziej cywilizowanymi i cnotliwymi obywatelami na świecie, a do tego również najbardziej dostojni (z łac. dignitas). Łaciński termin dignitas używany był w odniesieniu do jednostki budzącej powszechny szacunek, posiadającej określone zasługi, a także szczycącej się honorowym postępowaniem i samokontrolą.


Fresk, na którym widać obrady rzymskiego Senatu, podczas których Cyceron oskarża polityka Lucjusza Sergiusza Katylinę (109-62 p.n.e.). Malowidło pochodzi z XIX wieku (1889), a jego autorem jest Cesare Maccari (1840-1919).


Aby usprawiedliwić przeprawę przez Rubikon i marsz na Rzym, Juliusz Cezar (100-44 p.n.e.) powiedział, że dignitas oznacza dla niego więcej niż samo życie. Biorąc zatem pod uwagę spokojną ideologię dignitas, możemy wyobrazić sobie, iż starożytny Rzym był miastem tolerancyjnym i niezwykle przyjemnym miejscem do życia. Prawda jest jednak zupełnie inna, albowiem w Rzymie panowały nietolerancja i przemoc, a także było to miejsce wylęgania się klasowej i religijnej nienawiści, rasowej wrogości oraz wspomnianego wyżej wykorzystywania seksualnego. Podczas gdy Rzymianie mogli uważać siebie samych za cywilizowanych, wiele aspektów dotyczących ich społeczeństwa byłoby nie do przyjęcia we współczesnym świecie.

Trzeba pamiętać, że jedynie wysoko postawieni Rzymianie mogli być dignitas, co zazwyczaj charakteryzowało wyłącznie zamożną i wykształconą elitę. Rzymscy plebejusze, czyli plugawy i wulgarny plebs, jak również niższe klasy społeczne, nad którymi w piramidzie społecznej stała wspomniana już elita, pod żadnym względem nie mogły uchodzić za dignitas. W pewnym sensie nie jest to niespodzianką. W oczach swoich samozwańczych konkurentów, miejski plebs nie był nawet przez nich dostrzegany i uważany za prawowitych Rzymian. Weźmy na przykład Marka Tulliusza Cycerona (106-43 p.n.e.), jednego z największych mówców w starożytnym Rzymie, który prosto w oczy schlebia dobrze urodzonym, nazywając ich mistrzami świata albo antycznymi spadkobiercami wszelkich rzymskich cnót. Z drugiej strony jednak, jako filozof, posługiwał się lekceważącym, snobistycznym słownictwem wymierzonym w innych członków tejże samej elity, zaś do plebsu odnosił się niczym do nieobyczajnego tłumu. Z kolei bardziej arystokratyczny mówca, Publiusz Korneliusz Scypion Emilian Afrykański Młodszy (185-129 p.n.e.), jeszcze bardziej zdegradował plebs w hierarchii społecznej, nazywając go obcokrajowcami, twierdząc również, że Imperium Rzymskie jest dla nich jedynie macochą.  


Warstwy społeczne w starożytnym Rzymie;
od lewej: patrycjusze, żołnierz i niewolnik, plebs.


Rzym bez wątpienia był miastem imigrantów. Za panowania Oktawiana Augusta (63 p.n.e.-14 n.e.) w mieście mieszkało około milion ludzi. Wykładniczy wzrost liczby ludności spowodowany był tak zwanym kryzysem rolnym wynikającym z dwóch poprzednich stuleci. Ponieważ rozwój wielkich posiadłości ziemskich, należących do bogatych, wypędził włoskich chłopów z obszarów wiejskich, zmuszeni byli rozpocząć nowe życie w metropolii. Napływ ludności do Rzymu trwał przez pierwsze trzy stulecia naszej ery, gdyż emigranci ekonomiczni przybywali do Rzymu z terenów całego Imperium Rzymskiego. Poeta i satyryk, Decimus Junius Juvenalis (ok. 60-ok. 127 n.e.) wyraźnie pogardzał ludźmi przybywającymi z Syrii, notorycznie nazywając ich gównem płynącym rzeką Orontes i wpadającym do Tybru. Wielu przybyszów mieszkało w zatłoczonych blokach mieszkalnych, podczas gdy ci, którzy mieli mniej szczęścia tłoczyli się pod mostami lub zakładali obozy dla uchodźców w parku na Polu Marsowym, będącym wówczas publiczną dzielnicą Rzymu. Inni imigranci przybywający do Rzymu nie mieli wyboru, jeśli chodzi o miejsce zamieszkania. W każdym punkcie miasta znaczny procent populacji stanowili byli niewolnicy, którzy mogli pochodzić z dowolnego miejsca Imperium lub nawet spoza jego granic. Elita – najwyraźniej zapominając, że Romulus (jeden z mitycznych założycieli Rzymu) powitał niewolników w swojej pierwotnej osadzie na Wzgórzu Palatyńskim – gardziła plebsem, jako cudzoziemcami o służalczym pochodzeniu.

W oczach elity, miejski plebs był niewiele lepszy od zwykłych barbarzyńców. Często ci ludzie postrzegani byli jako niespełna rozumu i pełni agresji. W swojej trzeciej satyrze, wspomniany już Decimus Junius Juvenalis, przedstawił spotkanie z pijakiem plebejskim jako szczególnie nieprzyjemne doświadczenie: Skąd się wziąłeś? – zapytał podobno plebejusza. – Co za smród fasoli i kwaśnego wina! Znam cię. Byłeś z jakimś kumplem i jadłeś gotowaną owcę i cebulę. Co? Nic nie mówisz? Mów albo dam ci w zęby! Jak na ironię, rzymskim elitom wcale nie było obce zadawanie przemocy fizycznej, chociaż jednocześnie musieli pamiętać, aby za wszelką cenę zachować swoje dignitas. Ojciec cesarskiego lekarza, Claudiusa Galenusa, znanego po prostu jako Galen (ok. 130-200), pewnego razu poradził swoim przyjaciołom, by nie „walili” swoich służących po ustach, lecz nie dlatego, że może to spowodować ból lub upokorzenie sługi, ale dlatego, że istniało ryzyko, iż zęby niewolnika mogą skaleczyć dłoń jego właścicielowi, co okazałoby się znacznie gorsze, niż popadnięcie w irracjonalny gniew lub utrata panowania nad sobą.


Plebejusze mieszkający na terenie Imperium Rzymskiego utrzymywali się
z pracy własnych rąk; głównie była to praca na roli. 


Dobry właściciel niewolnika powinien natomiast sięgnąć po kij, którym mógłby zdzielić po grzbiecie obrażającego go sługę, przy okazji mając całkowitą kontrolę nie tylko nad wymierzaniem kary, ale także nad własnymi nerwami. Nawet podczas bicia słabszych, rzymska elita musiała bowiem zachować swoją godność. Elita odczuwała niesamowity wstręt wobec plebejuszy. Kiedy cesarz Maksymin Trak (ok. 173-238) prześladował wyższe sfery z powodu ich bogactwa, ponieważ potrzebował ich pieniędzy, by móc opłacić wojnę na północy kraju, plebs nie okazywał żadnego współczucia ciemiężonym. Ówczesny historyk, Herodian (ok. 180-ok. 250) opisał tę relację w następujący sposób: Katastrofy, które zdarzają się tym, którzy są najwyraźniej szczęśliwi i bogaci, nie dotyczą zwykłych ludzi, a czasami nawet sprawiają przyjemność pewnym bezwartościowym, złośliwym osobnikom, gdyż zazdroszczą oni potężnym i dobrze prosperującym.

Jako jednostka, plebejusz mógł pozwolić sobie na nieznaczny opór wobec elit. Opór ten przejawiał się zazwyczaj w plotkowaniu o swoich panach lub słuchaniu utopijnych przemówień przedstawicieli filozofii cynickiej, którzy odrzucali tradycyjne normy społeczne, między innymi krytykując bogaczy w miejscach publicznych. Tak więc plebejusze mogli ich słuchać, gromadząc się w konkretnych miejscach w mieście. Niedobory żywności były natomiast jedną z najczęstszych przyczyn zamieszek. W prowincjonalnych miastach uczestnicy zamieszek atakowali gubernatora lub lokalną elitę. Zamieszki te zwykle przybierały formy podpaleń lub ukamienowań. W samym Rzymie gniew plebsu był tłumiony przez Gwardię Pretoriańską, osobistych ochroniarzy cesarza lub inne oddziały wojskowe.  W 238 roku, czyli Roku Sześciu Cesarzy*, znaczna część Rzymu została spalona podczas walk pomiędzy plebsem a żołnierzami. Herodian, pracujący wówczas jako urzędnik państwowy, napisał, iż obydwie strony skorzystały na tym chaosie, aby zwrócić uwagę na elity: Całe mienie niektórych bogatych ludzi zostało zrabowane przez przestępców i niższą klasę, która wmieszała się w oddziały żołnierzy, by osiągnąć swój cel.

Powszechnie uznane niewolnicze pochodzenie plebsu przyczyniło się do jego degradacji seksualnej przez osoby stojące wyżej w hierarchii społecznej. Dla elit, których rodziny były posiadaczami niewolników obu płci, granice przemocy i gwałtu łatwo się zacierały. Rzymski filozof, Gaius Musonius Rufus (ok. 30-ok. 101), powiedział: Każdy mistrz posiada pełne prawo do używania swego niewolnika, jak tylko może sobie tego zażyczyć. W przypadku seksualności rzymskiej elity niewielkie znaczenie miało to, czy ktoś preferował seks z mężczyznami czy z kobietami. Przyjemność, jaką można było czerpać z każdego rodzaju seksu była omawiana w literaturze i przypuszczalnie również podczas zwykłych rozmów towarzyskich. Niektórzy mężczyźni mieli tendencję do uprawiana seksu albo tylko z mężczyzną, albo wyłącznie z kobietą, lecz byli i tacy, którzy lubili robić to i z mężczyzną, i z kobietą. Pojęć homoseksualny i heteroseksualny nie zaliczano do dwóch różnych kategorii, tak jak ma to miejsce obecnie. Podczas gdy płeć partnera seksualnego nie miała znaczenia, kwestia tego, kto był stroną aktywną, a kto pasywną w trakcie łóżkowych ekscesów była niezwykle ważna. Aktywnym zawsze musiał być mężczyzna, co uważano za cechę niezwykle męską, bez względu na płeć partnera seksualnego. Z kolei ten, kto był pasywny, traktowany był jako zniewieściały, „sterowany automatycznie”, zaś reputacja takiego człowieka bywała skażona na całe życie.


Miłość i seks w starożytnym Rzymie. Fresk pochodzi z I wieku naszej ery
 i znajduje się w Casa del Centenario w Pompejach.


Ponieważ mężczyźni z plebsu, którzy wcześniej byli niewolnikami, byli także wykorzystywani seksualnie przez swoich właścicieli podczas służby w ich domach. Uważano ich zatem za „zdegradowanych” i dlatego czymś naturalnym była dla nich rola strony pasywnej podczas uprawiania seksu. Jak to ujął rzymski orator, Lucius Annaeus Seneca (ok. 55 p.n.e.-40 n.e.): Haniebne zachowanie seksualne, które dla mężczyzn oznacza bycie stroną bierną podczas uprawiania seksu, jest przestępstwem jako osoby wolno urodzonej, koniecznością w przypadku niewolnika, zaś obowiązkiem dla byłego niewolnika. Dla mężczyzny z elity było zatem nie do zaakceptowania, aby uprawiać seks z innym mężczyzną pochodzącym z tej samej klasy społecznej lub z ich kobietami. Wyjątek w tej kwestii stanowiła oczywiście jego własna żona. Plebs jednak nie był chroniony żadnymi tego rodzaju ograniczeniami, zaś bieda skłaniała wielu plebejuszy – zarówno mężczyzn, jak i kobiet – do pracy jako prostytutki.

W oczach elity, miejski plebs Rzymu czcił obcych bogów i był ofiarą niezliczonych dziwacznych przesądów. Jeśli jakiś przedstawiciel elity uderzył się w palec u nogi, poślizgnął, usłyszał krakanie wrony lub pisk myszy, zobaczył spadającą dachówkę albo spotkał małpę bądź eunucha (mężczyznę, który został wykastrowany), wówczas uważał to za wielki pech. Na miejskim rynku elita konsultowała się zatem z niepiśmiennymi wróżbitami, astrologami, czy innymi szarlatanami, którzy w sposób naprawdę intrygujący byli w stanie przepowiedzieć przyszłość, używając do tego tajemniczej metody z wykorzystaniem sera. Sugerowano też, że niektórzy Egipcjanie przeprowadzili się do Subury – osławionej części Rzymu – aby być blisko świątyni bogini Izydy znajdującej się na terenie Pól Marsowych. Kapłani Izydy, z ogolonymi głowami i nagimi klatkami piersiowymi, stali zazwyczaj na zewnątrz świątyni. Czasami nosili na twarzach maski przedstawiające Anubisa, czyli mitologicznego egipskiego boga o głowie szakala. Bóg ten troszczył się o zmarłych i życie pozagrobowe. Z powodu innego koloru skóry, Decimus Junius Juvenalis uważał Egipcjan za chorych na żółtaczkę, a także za skłonnych do przemocy i przestrzegających dziwnych zakazów dietetycznych, ponieważ unikali oni cebuli, porów, jak również jagnięciny i baraniny.

Największa degradacja społeczna dotknęła jednak chrześcijan, którzy uważani byli za „ateistów”, gdyż zaprzeczali istnieniu wszystkich bóstw. Wyjątek dla nich stanowił jedynie ukrzyżowany Bóg, zwany Chrestusem lub Chrystusem. Chrześcijanie często gromadzili się w ciemnych pomieszczeniach, aby uczestniczyć w tajemniczych ceremoniach, co zachęcało Rzymian do ponurych spekulacji na temat ich działalności. Plotka głosiła bowiem, że spotykali się w pomieszczeniu, gdzie znajdował się pies przywiązany do świecznika, zaś kiedy do tegoż pomieszczenia ktoś wrzucił kawałek mięsa, pies natychmiast rzucał się na nie, a jego ruch sprawiał, że gasło światło i zapadały ciemności, co pozwalało chrześcijanom na bezkrytyczne folgowanie sobie podczas rzekomo kazirodczych zbliżeń seksualnych. W rzeczywistości było jednak inaczej. Ponieważ chrześcijanie czcili swojego Boga nielegalnie, prawdopodobnie spotykali się tuż przed nastaniem świtu lub po zmroku, aby uniknąć złośliwych spojrzeń swoich pogańskich sąsiadów, którzy mogliby nie tylko ich potępić, ale przede wszystkim donieść na nich odpowiednim władzom.









* Rok Sześciu Cesarzy (238) – to rok, w którym zmarło aż sześciu cesarzy rzymskich: Maksymin Trak (ok. 183-238), Werus Maksymus (216-238), Gordian I (ok. 159-238), Gordian II (192-238), Balbin (?-238) i Pupien (ok. 164-238).  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz