Elitę starożytnego Rzymu zwykliśmy
postrzegać jako tę, która szczyciła się szacunkiem wśród społeczeństwa, a i
honor też nie był jej obcy. Lecz prawda okazuje się zupełnie inna. Otóż
starożytny Rzym był siedliskiem nienawiści klasowej, animozji rasowej,
religijnej nietolerancji oraz wykorzystywania seksualnego na szeroką skalę.
Potężnym i zapadającym w pamięć obrazem Rzymu jest przede wszystkim uporządkowana
procesja senatorów, odzianych w togi i zmierzających na obrady. Wiele mówi się
o tym, jak Rzymianie postrzegali samych siebie. Uważali oni bowiem, iż są
najbardziej cywilizowanymi i cnotliwymi obywatelami na świecie, a do tego
również najbardziej dostojni (z łac. dignitas).
Łaciński termin dignitas używany był
w odniesieniu do jednostki budzącej powszechny szacunek, posiadającej określone
zasługi, a także szczycącej się honorowym postępowaniem i samokontrolą.
Aby usprawiedliwić przeprawę przez
Rubikon i marsz na Rzym, Juliusz Cezar (100-44 p.n.e.) powiedział, że dignitas oznacza dla niego więcej niż
samo życie. Biorąc zatem pod uwagę spokojną ideologię dignitas, możemy wyobrazić sobie, iż starożytny Rzym był miastem
tolerancyjnym i niezwykle przyjemnym miejscem do życia. Prawda jest jednak
zupełnie inna, albowiem w Rzymie panowały nietolerancja i przemoc, a także było
to miejsce wylęgania się klasowej i religijnej nienawiści, rasowej wrogości
oraz wspomnianego wyżej wykorzystywania seksualnego. Podczas gdy Rzymianie
mogli uważać siebie samych za cywilizowanych, wiele aspektów dotyczących ich
społeczeństwa byłoby nie do przyjęcia we współczesnym świecie.
Trzeba pamiętać, że jedynie wysoko postawieni Rzymianie
mogli być dignitas, co zazwyczaj
charakteryzowało wyłącznie zamożną i wykształconą elitę. Rzymscy plebejusze,
czyli plugawy i wulgarny plebs, jak również niższe klasy społeczne, nad którymi
w piramidzie społecznej stała wspomniana już elita, pod żadnym względem nie
mogły uchodzić za dignitas. W pewnym
sensie nie jest to niespodzianką. W oczach swoich samozwańczych konkurentów,
miejski plebs nie był nawet przez nich dostrzegany i uważany za prawowitych Rzymian.
Weźmy na przykład Marka Tulliusza Cycerona (106-43 p.n.e.), jednego z
największych mówców w starożytnym Rzymie, który prosto w oczy schlebia dobrze
urodzonym, nazywając ich mistrzami świata
albo antycznymi spadkobiercami wszelkich rzymskich cnót. Z drugiej strony jednak,
jako filozof, posługiwał się lekceważącym, snobistycznym słownictwem
wymierzonym w innych członków tejże samej elity, zaś do plebsu odnosił się
niczym do nieobyczajnego tłumu. Z
kolei bardziej arystokratyczny mówca, Publiusz Korneliusz Scypion Emilian
Afrykański Młodszy (185-129 p.n.e.), jeszcze bardziej zdegradował plebs w
hierarchii społecznej, nazywając go obcokrajowcami,
twierdząc również, że Imperium Rzymskie jest dla nich jedynie macochą.
![]() |
Warstwy społeczne w starożytnym Rzymie; od lewej: patrycjusze, żołnierz i niewolnik, plebs. |
Rzym bez wątpienia był miastem
imigrantów. Za panowania Oktawiana Augusta (63 p.n.e.-14 n.e.) w mieście
mieszkało około milion ludzi. Wykładniczy wzrost liczby ludności spowodowany
był tak zwanym kryzysem rolnym
wynikającym z dwóch poprzednich stuleci. Ponieważ rozwój wielkich posiadłości
ziemskich, należących do bogatych, wypędził włoskich chłopów z obszarów wiejskich, zmuszeni byli rozpocząć nowe życie w metropolii. Napływ ludności do
Rzymu trwał przez pierwsze trzy stulecia naszej ery, gdyż emigranci
ekonomiczni przybywali do Rzymu z terenów całego Imperium Rzymskiego. Poeta i
satyryk, Decimus Junius Juvenalis (ok. 60-ok. 127 n.e.) wyraźnie pogardzał
ludźmi przybywającymi z Syrii, notorycznie nazywając ich gównem płynącym rzeką Orontes i wpadającym do Tybru. Wielu
przybyszów mieszkało w zatłoczonych blokach mieszkalnych, podczas gdy ci,
którzy mieli mniej szczęścia tłoczyli się pod mostami lub zakładali obozy dla
uchodźców w parku na Polu Marsowym, będącym wówczas publiczną dzielnicą Rzymu. Inni imigranci przybywający do Rzymu nie mieli wyboru,
jeśli chodzi o miejsce zamieszkania. W każdym punkcie miasta znaczny procent
populacji stanowili byli niewolnicy, którzy mogli pochodzić z dowolnego miejsca
Imperium lub nawet spoza jego granic. Elita – najwyraźniej zapominając, że
Romulus (jeden z mitycznych założycieli Rzymu) powitał niewolników w swojej
pierwotnej osadzie na Wzgórzu Palatyńskim – gardziła plebsem, jako cudzoziemcami o służalczym pochodzeniu.
W oczach elity, miejski plebs był
niewiele lepszy od zwykłych barbarzyńców. Często ci ludzie postrzegani byli
jako niespełna rozumu i pełni agresji. W swojej trzeciej satyrze, wspomniany
już Decimus Junius Juvenalis, przedstawił spotkanie z pijakiem plebejskim jako
szczególnie nieprzyjemne doświadczenie: Skąd
się wziąłeś? – zapytał podobno plebejusza. – Co za smród fasoli i kwaśnego wina! Znam cię. Byłeś z jakimś kumplem i
jadłeś gotowaną owcę i cebulę. Co? Nic nie mówisz? Mów albo dam ci w zęby! Jak
na ironię, rzymskim elitom wcale nie było obce zadawanie przemocy fizycznej,
chociaż jednocześnie musieli pamiętać, aby za wszelką cenę zachować swoje dignitas. Ojciec cesarskiego lekarza, Claudiusa
Galenusa, znanego po prostu jako Galen (ok. 130-200), pewnego razu poradził
swoim przyjaciołom, by nie „walili” swoich służących po ustach, lecz nie
dlatego, że może to spowodować ból lub upokorzenie sługi, ale dlatego, że
istniało ryzyko, iż zęby niewolnika mogą skaleczyć dłoń jego właścicielowi, co
okazałoby się znacznie gorsze, niż popadnięcie w irracjonalny gniew lub utrata
panowania nad sobą.
![]() |
Plebejusze mieszkający na terenie Imperium Rzymskiego utrzymywali się z pracy własnych rąk; głównie była to praca na roli. |
Dobry właściciel niewolnika powinien
natomiast sięgnąć po kij, którym mógłby zdzielić po grzbiecie obrażającego go
sługę, przy okazji mając całkowitą kontrolę nie tylko nad wymierzaniem kary,
ale także nad własnymi nerwami. Nawet podczas bicia słabszych, rzymska elita
musiała bowiem zachować swoją godność. Elita odczuwała niesamowity wstręt wobec
plebejuszy. Kiedy cesarz Maksymin Trak (ok. 173-238) prześladował wyższe sfery
z powodu ich bogactwa, ponieważ potrzebował ich pieniędzy, by móc opłacić wojnę
na północy kraju, plebs nie okazywał żadnego współczucia ciemiężonym. Ówczesny
historyk, Herodian (ok. 180-ok. 250) opisał tę relację w następujący sposób: Katastrofy, które zdarzają się tym, którzy
są najwyraźniej szczęśliwi i bogaci, nie dotyczą zwykłych ludzi, a czasami
nawet sprawiają przyjemność pewnym bezwartościowym, złośliwym osobnikom, gdyż
zazdroszczą oni potężnym i dobrze prosperującym.
Jako jednostka, plebejusz mógł pozwolić
sobie na nieznaczny opór wobec elit. Opór ten przejawiał się zazwyczaj w
plotkowaniu o swoich panach lub słuchaniu utopijnych przemówień przedstawicieli
filozofii cynickiej, którzy odrzucali tradycyjne normy społeczne, między innymi
krytykując bogaczy w miejscach publicznych. Tak więc plebejusze mogli ich słuchać,
gromadząc się w konkretnych miejscach w mieście. Niedobory żywności były
natomiast jedną z najczęstszych przyczyn zamieszek. W prowincjonalnych miastach
uczestnicy zamieszek atakowali gubernatora lub lokalną elitę. Zamieszki te
zwykle przybierały formy podpaleń lub ukamienowań. W samym Rzymie gniew plebsu był
tłumiony przez Gwardię Pretoriańską, osobistych ochroniarzy cesarza lub inne
oddziały wojskowe. W 238 roku, czyli
Roku Sześciu Cesarzy*,
znaczna część Rzymu została spalona podczas walk pomiędzy plebsem a
żołnierzami. Herodian, pracujący wówczas jako urzędnik państwowy, napisał, iż
obydwie strony skorzystały na tym chaosie, aby zwrócić uwagę na elity: Całe mienie niektórych bogatych ludzi
zostało zrabowane przez przestępców i niższą klasę, która wmieszała się w
oddziały żołnierzy, by osiągnąć swój cel.
Powszechnie uznane niewolnicze
pochodzenie plebsu przyczyniło się do jego degradacji seksualnej przez osoby
stojące wyżej w hierarchii społecznej. Dla elit, których rodziny były posiadaczami
niewolników obu płci, granice przemocy i gwałtu łatwo się zacierały. Rzymski
filozof, Gaius Musonius Rufus (ok. 30-ok. 101), powiedział: Każdy mistrz posiada pełne prawo do używania
swego niewolnika, jak tylko może sobie tego zażyczyć. W przypadku
seksualności rzymskiej elity niewielkie znaczenie miało to, czy ktoś preferował
seks z mężczyznami czy z kobietami. Przyjemność, jaką można było czerpać z
każdego rodzaju seksu była omawiana w literaturze i przypuszczalnie również
podczas zwykłych rozmów towarzyskich. Niektórzy mężczyźni mieli tendencję do
uprawiana seksu albo tylko z mężczyzną, albo wyłącznie z kobietą, lecz byli i
tacy, którzy lubili robić to i z mężczyzną, i z kobietą. Pojęć homoseksualny i heteroseksualny nie zaliczano do dwóch różnych kategorii, tak jak
ma to miejsce obecnie. Podczas gdy płeć partnera seksualnego nie miała
znaczenia, kwestia tego, kto był stroną aktywną, a kto pasywną w trakcie
łóżkowych ekscesów była niezwykle ważna. Aktywnym zawsze musiał być mężczyzna,
co uważano za cechę niezwykle męską, bez względu na płeć partnera seksualnego.
Z kolei ten, kto był pasywny, traktowany był jako zniewieściały, „sterowany
automatycznie”, zaś reputacja takiego człowieka bywała skażona na całe życie.
![]() |
Miłość i seks w starożytnym Rzymie. Fresk pochodzi z I wieku naszej ery i znajduje się w Casa del Centenario w Pompejach. |
Ponieważ mężczyźni z plebsu, którzy
wcześniej byli niewolnikami, byli także wykorzystywani seksualnie przez swoich
właścicieli podczas służby w ich domach. Uważano ich zatem za „zdegradowanych”
i dlatego czymś naturalnym była dla nich rola strony pasywnej podczas
uprawiania seksu. Jak to ujął rzymski orator, Lucius Annaeus Seneca (ok. 55
p.n.e.-40 n.e.): Haniebne zachowanie
seksualne, które dla mężczyzn oznacza bycie stroną bierną podczas uprawiania
seksu, jest przestępstwem jako osoby wolno urodzonej, koniecznością w przypadku
niewolnika, zaś obowiązkiem dla byłego niewolnika. Dla mężczyzny z elity
było zatem nie do zaakceptowania, aby uprawiać seks z innym mężczyzną
pochodzącym z tej samej klasy społecznej lub z ich kobietami. Wyjątek w tej
kwestii stanowiła oczywiście jego własna żona. Plebs jednak nie był chroniony
żadnymi tego rodzaju ograniczeniami, zaś bieda skłaniała wielu plebejuszy –
zarówno mężczyzn, jak i kobiet – do pracy jako prostytutki.
W oczach elity, miejski plebs Rzymu
czcił obcych bogów i był ofiarą niezliczonych dziwacznych przesądów. Jeśli
jakiś przedstawiciel elity uderzył się w palec u nogi, poślizgnął, usłyszał
krakanie wrony lub pisk myszy, zobaczył spadającą dachówkę albo spotkał małpę
bądź eunucha (mężczyznę, który został wykastrowany), wówczas uważał to za
wielki pech. Na miejskim rynku elita konsultowała się zatem z niepiśmiennymi
wróżbitami, astrologami, czy innymi szarlatanami, którzy w sposób naprawdę
intrygujący byli w stanie przepowiedzieć przyszłość, używając do tego
tajemniczej metody z wykorzystaniem sera. Sugerowano też, że niektórzy
Egipcjanie przeprowadzili się do Subury – osławionej części Rzymu – aby być
blisko świątyni bogini Izydy znajdującej się na terenie Pól Marsowych. Kapłani
Izydy, z ogolonymi głowami i nagimi klatkami piersiowymi, stali zazwyczaj na
zewnątrz świątyni. Czasami nosili na twarzach maski przedstawiające Anubisa,
czyli mitologicznego egipskiego boga o głowie szakala. Bóg ten troszczył się o
zmarłych i życie pozagrobowe. Z powodu innego koloru skóry, Decimus Junius
Juvenalis uważał Egipcjan za chorych na żółtaczkę, a także za skłonnych do
przemocy i przestrzegających dziwnych zakazów dietetycznych, ponieważ unikali
oni cebuli, porów, jak również jagnięciny i baraniny.
Największa degradacja społeczna dotknęła
jednak chrześcijan, którzy uważani byli za „ateistów”, gdyż zaprzeczali
istnieniu wszystkich bóstw. Wyjątek dla nich stanowił jedynie ukrzyżowany Bóg,
zwany Chrestusem lub Chrystusem. Chrześcijanie często gromadzili się w ciemnych
pomieszczeniach, aby uczestniczyć w tajemniczych ceremoniach, co zachęcało
Rzymian do ponurych spekulacji na temat ich działalności. Plotka głosiła
bowiem, że spotykali się w pomieszczeniu, gdzie znajdował się pies przywiązany
do świecznika, zaś kiedy do tegoż pomieszczenia ktoś wrzucił kawałek mięsa,
pies natychmiast rzucał się na nie, a jego ruch sprawiał, że gasło światło i
zapadały ciemności, co pozwalało chrześcijanom na bezkrytyczne folgowanie sobie
podczas rzekomo kazirodczych zbliżeń seksualnych. W rzeczywistości było jednak
inaczej. Ponieważ chrześcijanie czcili swojego Boga nielegalnie, prawdopodobnie
spotykali się tuż przed nastaniem świtu lub po zmroku, aby uniknąć złośliwych
spojrzeń swoich pogańskich sąsiadów, którzy mogliby nie tylko ich potępić, ale
przede wszystkim donieść na nich odpowiednim władzom.
* Rok Sześciu Cesarzy (238)
– to rok, w którym zmarło aż sześciu cesarzy rzymskich: Maksymin Trak (ok.
183-238), Werus Maksymus (216-238), Gordian I (ok. 159-238), Gordian II
(192-238), Balbin (?-238) i Pupien (ok. 164-238).