Wydawnictwo:
PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa
2014
Tytuł
oryginału: The Tsar’s Dragons
Przekład:
Magda Witkowska
Obecnie ukraiński Donieck kojarzy
nam się przede wszystkim z konfliktem rosyjsko-ukraińskim, w który pośrednio
zamieszane są także inne kraje świata popierające Ukraińców i nakładające coraz
to nowe sankcje gospodarcze na Rosję. Zapewne niewielu z nas zna historię tego
miasta, która jest naprawdę bardzo ciekawa, ponieważ wiąże się z pewnym
walijskim biznesmenem i sięga drugiej połowy XIX wieku. John James Hughes, bo o
nim mowa, był niezwykle skromnym walijskim kapitalistą i inżynierem, który
pozostawił trwały wkład w kraju leżącym ponad dwa tysiące kilometrów od jego
ojczyzny. Obecnie spuścizna przemysłowca z Merthyr jest domem dla ponad
dziewięciuset pięćdziesięciu tysięcy ludzi.
Donieckie obszary od bardzo dawna
doświadczały szeregu istotnych wydarzeń, jak na przykład pogromu wojsk ruskich
przez Mongołów w XIII wieku, czy też władzy Chanatu Krymskiego, a następnie
Imperium Osmańskiego. Jeszcze półtora wieku temu na terenach donieckich nie
było nic poza rozległymi stepami, które zwano „Dzikimi Polami”, opisywanymi
przez Henryka Sienkiewicza. Na takim właśnie obszarze powstał Donieck. Początki
założenia miasta datuje się na 1869 rok, kiedy car Aleksander II Romanow
(1818-1881) zamarzył sobie, aby z Rosji uczynić przemysłową potęgę. W tym celu
zaprosił do Imperium Rosyjskiego Johna Hughesa, który zainteresował go swoimi
projektami dotyczącymi uzbrojenia i opancerzenia wojennych okrętów. I tak oto
na terenie dzisiejszego Doniecka powstał pierwszy zakład metalurgiczny.
John James Hughes przybywając do
Rosji i podejmując się jej rozbudowy liczył sobie pięćdziesiąt cztery lata. Z
Walii zabrał ze sobą żonę, ośmioro dzieci oraz stu doświadczonych hutników i
górników. Po niezwykle wyczerpującej podróży, Brytyjczycy musieli zacząć
przyzwyczajać się do srogich zim, upalnych lat, a także licznych epidemii
cholery i generalnie życia w trudnych warunkach. John Hughes zainwestował
dwadzieścia cztery tysiące funtów w budowę osady, która wzorowana była na
walijskim miasteczku. W osadzie miały znaleźć się herbaciarnia, szkoła, pub,
szpital, jak również kościół pod wezwaniem świętego Jerzego i świętego Dawida.
Miasto początkowo nazwano „Juzowka”. Nazwa pochodziła od słowiańskiej wymowy
nazwiska przemysłowca, co w języku angielskim oznaczało „Hughesovka”.
John James Hughes (1814-1889) |
Na pobliskich terenach powstało
również wiele kopalń, zaś okoliczne osady, które założone zostały jeszcze w
XVII wieku przez Kozaków, gwałtownie zaczęły się zaludniać, natomiast
mieszkańcy z łatwością znajdowali tam zatrudnienie. W ten sposób tworzyła się
bowiem społeczność złożona z wielu grup etnicznych. W ciągu niecałych
trzydziestu lat zaludnienie wzrosło w Hughesovce z kilkuset ludzi do niemalże
trzydziestu tysięcy. Z kolei tuż przed wybuchem rewolucji październikowej w
1917 roku miasto liczyło już siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców. John Hughes
zmarł w 1889 roku, a było to w czasie podróży do Sankt Petersburga. Od tamtej
pory zakładami metalurgicznymi w Hughesovce zarządzali jego synowie, lecz po
jakimś czasie zostali zmuszeni przez komunistów do wyjazdu.
W 1924 roku na bardzo krótki czas
zmieniono nazwę miasta na „Trock”, lecz bardzo szybko przemianowano je na
„Stalino”, co miało oczywiście związek z ówczesnym przywódcą Związku
Sowieckiego – Józefem Stalinem (1878-1953). Wtedy też upaństwowiono kopalnie,
zaś w momencie wybuchu drugiej wojny światowej tereny miasta zamieszkiwało już
pół miliona ludzi. Wojna przyniosła Donieckowi olbrzymie straty. Nie chodzi
tylko o straty w ludności, które były olbrzymie, ale też w infrastrukturze,
która została zniszczona w przeważającej części. W historii powojennego Doniecka
dość znaczącą rolę odegrali fińscy jeńcy, którzy po zakończeniu wojny zmuszeni
byli do pracy przy odbudowie domów. Po wojnie tereny miasta stały się niezwykle
ważne dla całego Związku Radzieckiego, gdyż wydobywano tam ogromne ilości węgla
kamiennego, jak również prężnie rozwijało się hutnictwo.
W październiku 1961 roku nastąpiła
destalinizacja miasta, a co za tym idzie Stalino zostało przemianowane na
Donieck. Nazwę zaczerpnięto od rzeki Siewierskij Doniec płynącej w znacznej
odległości od miasta. W dniu 7 kwietnia 2014 roku losy Doniecka zmieniły się
diametralnie. Dziś trudno uwierzyć, że jest to miasto, które jeszcze tak
niedawno było jednym z czterech radosnych ukraińskich miast, gdzie rozgrywano
mecze EURO 2012.
Nas w tym momencie najbardziej
interesuje druga połowa XIX wieku, kiedy na tereny dzisiejszego Doniecka
przybywa John Hughes. Ma to oczywiście związek z fabułą książki. Tak naprawdę
walijski przemysłowiec nie jest tutaj głównym bohaterem, choć mogłoby się
wydawać inaczej. Na pierwszy plan wysuwają się bracia Edwards: Glyn, Peter oraz
Edward. Glyn i Edward to biznesmeni współpracujący z Johnem Hughesem i
zajmujący się głównie kopalniami, natomiast Peter jest lekarzem, który również
będzie miał swój wkład w rosyjskim przedsięwzięciu. Są to Walijczycy, którzy
już niedługo wyruszą do Rosji, aby pomóc zrealizować projekt Johna Hughesa. Z
jakichś powodów nie uda się tam tylko Edward, a także żona Glyna. Nie bez
znaczenia są także rosyjscy bohaterowie książki, czyli hrabia Mikołaj Bielecki
i jego nastoletni syn Aleksiej oraz teściowa Mikołaja – Katarzyna Ignatowa. Ta
ostatnia to wdowa w podeszłym wieku, ale robiąca naprawdę sporo zamieszania. To
taka seniorka rodu, która wszystkim kieruje i nic nie może umknąć jej uwadze.
Zastanawiam się tak naprawdę, kogo
można byłoby uznać za głównego bohatera tej powieści. Książka jest bowiem
napisana w taki sposób, że pomimo, iż generalnie narracja jest prowadzona w
trzeciej osobie, to jednak czytelnik odnosi wrażenie, że cała historia
opowiadana jest przez niejaką Annę Parry, która w momencie przekazywania nam
relacji z zakładania Doniecka jest już staruszką stojącą nad grobem. Działania
prowadzone przez Johna Hughesa to jedynie tło fabuły. Najważniejsze są tutaj
relacje międzyludzkie i emocje, jakie im towarzyszą. Jeszcze zanim wszyscy
zainteresowani wyjadą z walijskiego Merthyr, dojdzie tam do mrożących krew w
żyłach wydarzeń, w których centrum będzie właśnie nastoletnia wówczas Anna
Parry oraz jej starszy brat – Richard. Na skutek tych zdarzeń obydwoje muszą
uciekać z miasteczka. W ten sposób zostają przygarnięci przez braci Edwards i
rozpoczynają nowe życie na obcej ziemi.
Dom Johna Hughesa w Hughesovce Fotografia pochodzi z 1900 roku. |
W carskiej Rosji wcale nie jest
łatwo. Pojawiają się problemy nie tylko związane z założeniem miasta, ale
przede wszystkim nasi bohaterowie na skutek splotu rozmaitych faktów, wikłają
się w sytuacje, które mogą nie wyjść im na dobre. Górę biorą oczywiście uczucia.
W książce poruszonych jest kilka ważnych problemów. Jednym z nich jest
uprzedzenie do Żydów. Tak się bowiem składa, że w pobliżu terenu, gdzie
zakładany jest dzisiejszy Donieck, znajduje się osada żydowska. Ci ludzie są
tam traktowani gorzej niż zwierzęta. Pomimo że nikt nie odbiera im na razie
prawa do mieszkania w Rosji, to jednak każde zło, które wydarzy się w kraju przypisywane
jest właśnie Żydom. To ludność żydowska odpowiedzialna jest za choroby,
kataklizmy i szereg innych katastrof. Nie-Żydzi gotowi są spalić na stosie
wyznawców religii Mojżeszowej, jeśli uznają, że ci przyczynili się do jakiegoś
ich niepowodzenia. Walijczycy nie potrafią tego pojąć, ponieważ oni nie wiedzą,
co to różnica na tle religijnym. Dla nich każdy jest równy.
Nasi
bohaterowie nie potrafią ustrzec się problemów w życiu prywatnym. Przeżywają
ogromne tragedie. Ci, których kochają, nagle odchodzą z tego świata na skutek
epidemii śmiertelnej choroby. Niektórzy nie potrafią sobie poradzić z tak
wielką stratą, więc aby znaleźć pocieszenie wpadają w ramiona tych, którzy są w
danej chwili najbliżej. Nie wiadomo tak naprawdę, jakie będą tego konsekwencje,
ale na chwilę obecną łatwiej jest żyć, kiedy można dzielić smutek z drugim
człowiekiem. Tak więc bohaterowie muszą podejmować szereg decyzji, czasami
nawet wbrew sobie. Niekiedy są to decyzje, które jednocześnie stanowią
poświęcenie. Aby ktoś mógł być szczęśliwy, ktoś inny musi z tego szczęścia
zrezygnować. Gdzieś w tym wszystkim jest również miejsce na prawdziwą miłość.
Carski
smok to czwarta książka Catrin Collier,
którą przeczytałam. Pierwszą była Córka Magdy, która pomimo błędów
historycznych, zrobiła na mnie spore wrażenie. Zauważyłam, że Autorka nawet,
jeśli coś przeoczy pod względem historycznym, to tak sprytnie skonstruuje
fabułę, że czytelnik praktycznie nie zwraca uwagi na niedociągnięcia w tle.
Przynajmniej tak jest w moim przypadku. W Carskim smoku oprócz historii,
o której chyba mało kto słyszał, Autorka zaskakuje przede wszystkim
zakończeniem. Komuś może wydawać się, że powieść jest zwyczajnie urwana. Moim
zdaniem Carski smok domaga się kontynuacji, ponieważ po przeczytaniu
epilogu zostajemy, jak gdyby w zawieszeniu, chcąc wiedzieć, co wydarzyło się
dalej. Niestety, dalsze losy bohaterów musimy sobie sami wykreować według
własnego uznania.
Carski
smok to powieść wielowątkowa, w której
mieszają się losy przyjezdnych i tubylców. To historia o ludzkich dramatach i
towarzyszących im emocjach. To też opowieść o rodzinnych konfliktach z wyższych
sfer i braku tolerancji dla odmienności. Jest to również historia przyjaźni i
szczerego oddania. Nie jest to na pewno klasyczny romans, choć wątków miłosnych
tutaj nie brakuje. Niemniej, wszystko jest tak precyzyjnie i umiejętnie
połączone, że czytelnik nie odczuwa przesytu żadnym z tych elementów. W dodatku
akcja biegnie dość szybko, a Catrin Collier w żadnym razie nie stara się
zanudzić czytelnika. A wręcz przeciwnie. Fabuła wciąga już od pierwszej strony.
Bardzo interesujące jest to, co piszesz o Doniecku. Z przyjemnością przeczytałam. Ze swej strony dodam, że Donieck to już nie Ukraina, ale Noworosja. Mam tam kolegę ;)))
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że ja nie wiem, jak - jako Polka - powinnam ustosunkować się do tego konfliktu. Napisałam o historii Doniecka, bo akurat trafiła mi się książka, w której tło historyczne dotyczy powstania miasta. Resztę po prostu pominę milczeniem. Żal mi tylko niewinnych cywilów, którzy muszą to wszystko znosić, nie wiadomo tak naprawdę w imię czego.
UsuńMam tam znajomych, więc znam jakby problem "od środka" i pokazany inaczej, niż to mówią w naszych mediach. Jest tam jeden polski niezależny dziennikarz. Jeśli chcesz poznać odmienną wersję tego, co dzieje się w Doniecku, zobacz, co pisze o nim Dawid Hudziec (jest na FB). Oni tam uważają się za Rosjan, a nie za Ukrainców. I o to walczą.
UsuńDziękuję za informację. Poczytam na pewno. Wiesz, mnie się czasami wydaje, że Zachód trochę na siłę pcha się w ten konflikt i na siłę chce, jak gdyby uwolnić tych ludzi spod władzy Rosji. A może być wlaśnie tak, jak piszesz, że oni tego nie chcą, bo nie czują się Ukraińcami.
UsuńMam u siebie ten tytuł wypożyczony z biblioteki, niedługo może zabiorę się za czytanie- choć trochę już zajrzałam z ciekawości. Szczególnie zwracają uwagę problemy bohaterów i ich decyzje.
OdpowiedzUsuńPomimo że książka jest gruba, to jednak bardzo szybko się czyta. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Usuń