sobota, 25 maja 2013

Maria Nurowska – „Innego życia nie będzie”








Wydawnictwo: W.A.B.
Warszawa 2012





W życiu chyba niemal każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy cofa się wstecz i zastanawia się czy wszystko, co dotychczas robił było na pewno słuszne. Tego typu refleksje nad tym, co minęło dopadają głównie tych, którzy zbliżają się już do kresu życia. Takie osoby zazwyczaj przypominają sobie swoją młodość, wspominają ludzi, którzy kiedyś stanęli im na drodze, a których może już nie ma na tym świecie. Zapewne zastanawiają się też, czy kogoś nie skrzywdzili swoim postępowaniem. A może gdyby los pozwolił im rozpocząć życie po raz drugi, pewne sprawy rozwiązaliby zgoła inaczej niż zrobili to, będąc w pełni zdrowia i sił, gdy czuli, że życie stoi przed nimi otworem, a oni są „nieśmiertelni”? Młodzi ludzie bardzo często tak właśnie myślą. Uważają, że śmierć nigdy nie przyjdzie. Dzieje się tak przeważnie wtedy, kiedy dopisuje zdrowie, wokół gromadzi się mnóstwo przyjaciół, którzy zapewniają rozrywkę i szczęście. Do tego dochodzi jeszcze powodzenie zawodowe, kiedy to drzwi do kariery otwierają się szeroko i nic nie jest w stanie tego zmienić. Przecież zajmowanie wysokiego stanowiska naprawdę może dawać wiele satysfakcji. Taki człowiek „na urzędach” jest nietykalny. Może rozbić, co mu się podoba, a sprawiedliwość nigdy go nie dotknie. Czyżby?

Bardzo często taki właśnie sposób myślenia był domeną ludzi zajmujących wysokie stanowiska państwowe w PRL-u. Wówczas wystarczyło należeć do partii, aby dostać to, czego najbardziej się pragnie. Przeważnie tym czymś była władza. Lecz z drugiej strony każdy, kto piastował wysoki urząd państwowy i był na usługach partii, musiał liczyć się z tym, że nawet, jeśli w niektórych kwestiach nie zgadzał się z narzucanymi mu poglądami, musiał je skrzętnie ukrywać, aby nie narazić się przełożonym. Starsze pokolenie pamięta bardzo dobrze, że w głównej mierze chodziło o wiarę w Boga i praktykowanie zasad religii katolickiej. Śluby kościelne czy chrzty dzieci bardzo często odbywały się z dala od miejsca zamieszkania, aby przypadkiem jakiś nadgorliwy „towarzysz X” nie dowiedział się o „przewinieniu” swojego podwładnego. Czasami jednak zdarzało się, że takie sprawy wychodziły na jaw, a wtedy wysoka pozycja państwowa winowajcy była poważnie zagrożona.

Kiedy poznajemy Stefana Gnadeckiego, mężczyzna zbliża się już do kresu życia. Jednak to, co zostawia za sobą sprawia, że nachodzą go rozmaite myśli. Trzy żony, dwóch synów, apodyktyczna matka, bardzo szybko rozwijająca się kariera zawodowa w dobie komunizmu, kilka kochanek to przybliżony bilans jego długiego życia. Jak gdyby tego było mało, któregoś dnia Stefan otrzymuje tajemniczą przesyłkę ze Stanów Zjednoczonych. Jej nadawcą jest prawdopodobnie jego młodszy syn – Stefan Gnadecki junior, który w wieku siedmiu lat wyjechał z matką do USA i tam – podobnie jak ojciec – piął się po szczeblach kariery w zadziwiająco szybkim tempie. Młody Gnadecki od chwili wyjazdu nigdy nie był w Polsce. Wraz z matką ułożył sobie życie za oceanem, wmawiając sobie, że jest tam szczęśliwy, a wszystko, czego potrzebuje to praca.

Jednak bardzo często jest tak, że to życie pisze swój własny scenariusz, na który człowiek nie ma najmniejszego wpływu. Tak też jest i tym razem. Właśnie zmarła pierwsza żona Stefana Gnadeckiego seniora. W swojej ostatniej woli wyraźnie zaznaczyła, że chce, aby jej ciało spoczęło w polskiej ziemi. Co zatem robi jej oddany syn? Otóż spełnia jej prośbę, lecz zanim do tego dochodzi do jego nigdy niewidzianego ojca dociera dziennik matki, w którym kobieta spisywała fakty ze swojego życia począwszy od 1946 roku, kiedy to poznała swoją jedyną miłość – Stefana Gnadeckiego seniora. Tak więc zanim profesor Gnadecki przybywa do Warszawy z ciałem swojej matki i składa je w grobie na cmentarzu na Bródnie, jego ojciec szczegółowo zapoznaje się z życiem kobiety, którą skrzywdził. A może jednak nie skrzywdził? Może to inni postanowili za niego, a on tylko biernie się temu przyglądał? Od tej chwili były komunista, który swoją dyplomatyczną karierę zawdzięcza niegdysiejszemu systemowi, cofa się myślami do roku 1946 i wraz ze swoją pierwszą żoną – Wandą, na nowo odkrywa swoje życie.

Do tej pory twórczość Marii Nurowskiej nie była mi znana. Owszem nazwisko Autorki kojarzyłam, ale nie mogłam wypowiedzieć się na temat jej prozy. Innego życia nie będzie to pierwsza powieść tej Pisarki, którą przeczytałam i już dziś wiem, że nie jest ona ostatnią. Jak wiecie, cenię sobie książki, które nie są „puste” i takie, które zawierają w sobie jakiś przekaz, jakąś ukrytą prawdę, która skłania czytelnika do refleksji. Innego życia nie będzie to historia oparta na faktach. Historia o ludziach, którzy gdzieś po drodze rozminęli się, choć tak naprawdę od samego początku byli na siebie skazani. Wanda i Stefan to dwa odrębne światy, lecz mimo to mogące stworzyć jedną rzeczywistość. Wystarczyła jedynie odrobina dobrej woli, aby nie zaprzepaścić tego, co w życiu najważniejsze, czyli miłości i stworzenia prawdziwej kochającej się rodziny.

W tej powieści czytelnik ma do czynienia z czterema głównymi bohaterami. Owszem gdzieś po drodze pojawiają się jakieś postaci poboczne, ale tak naprawdę rzecz dotyczy Stefana, Wandy oraz ich dwóch synów, z których jeden wychowywał się w Polsce przy ojcu, a drugi został wywieziony przez matkę do Ameryki. Zapytacie która z tych osób jest naprawdę szczęśliwa? Czy Stefan piastujący w przeszłości wysokie urzędy państwowe i cieszący się poważaniem innych? A może Wanda, która po wielu perypetiach losowych wreszcie osiadła w miejscu, gdzie teoretycznie mogła odzyskać spokój? Może jednak to Michał – straszy syn Stefana i Wandy, który posiada już swoją rodzinę, a na życie zarabia jako taksówkarz? Nie, to zapewne Stefan Gnadecki junior, bo przecież sławę naukowca i uznanie zdobył w Ameryce, a to wszystko zawdzięcza swojej ciężkiej pracy? Otóż, moi Drodzy, zapewniam Was, że żadna z tych osób nie może nazwać siebie szczęśliwą. Wszyscy jak jeden mąż wciąż czegoś poszukiwali, jakiegoś miejsca na ziemi, które dałoby im ukojenie i zapewniło spokojną egzystencję. Ktoś zapyta: To jak to tak?! Przecież kariera, uznanie, władza, a do tego jeszcze wielkie pieniądze nie dały im szczęścia?! Niestety nie dały. Co zatem przyniosły? Rozczarowanie i ból, który najlepiej utopić w kieliszku wódki, żeby zapomnieć o swoim zmarnowanym żywocie, którego już nie można naprawić.

Zapewne są tacy, którzy będą dziwić się, że Ameryka mlekiem i miodem płynąca nie zapewniła szczęścia ani Wandzie, ani też jej młodszemu synowi. Przecież to niemożliwe! Tam wszystko przychodzi tak łatwo! Może i łatwo, ale czy ten stereotypowy raj na ziemi zawsze jest w stanie zapełnić pustkę w życiu człowieka? Wypełnić miejsce po tych, których naprawdę kochamy bądź kochaliśmy? Na pewno nie. Obawiam się, że takiego miejsca nigdy nie znajdziemy z dala od ludzi, którzy są dla nas ważni i na których nam bardzo zależy.

Jakich jeszcze problemów dotyka ta powieść? Na pewno relacji pomiędzy matką a synem. Czytelnik spotyka tutaj dwie pary żyjące w dwóch różnych rzeczywistościach. Jedną z nich jest Stefan Gnadecki senior i jego władcza rodzicielka, zaś drugą parę stanowi Stefan Gnadecki junior i Wanda. Na podstawie tej książki widzimy, ile złego może dokonać zaborcza matczyna miłość. Miłość, która nie dostrzega tego, co wartościowe i niezauważalne, ale to, co każdy może bez trudu zobaczyć, czyli prestiż, uznanie społeczeństwa, „wysokie stołki” czy doskonałe pochodzenie społeczne. Nie jest ważne czy w tym wszystkim znajduje się choć odrobina uczucia. O, nie! Najważniejsze jest to, co przynosi poważanie wśród innych, czyli tak zwane wyższe sfery.

Z drugiej strony widzimy matkę, która chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a jej intencje są naprawdę szczere. Nie ma w nich ani odrobiny fałszu. Taka matka pragnie, aby jej dziecko było naprawdę szczęśliwe. Lecz czy to dziecko dostrzega jej starania? Czy chce postępować w życiu tak, aby kiedyś nie żałować swoich czynów? 

Odnoszę wrażenie, że wszyscy ci bohaterowie tak naprawdę zdają sobie świetnie sprawę ze swojego tragicznego położenia, ale boją się przyznać nawet przed samymi sobą, że życie, jakie prowadzą nie daje im tego, czego potrzebują. Znacznie bardziej wolą okłamywać siebie samych i całą resztę otoczenia, aniżeli przyznać się do porażki. Jedni uciekają w alkohol, zaś inni w pracę.

A zatem polecam tę książkę wszystkim tym, którzy oczekują od literatury czegoś więcej niż tylko dobrej zabawy, bo zapewniam Was, że nie jest to książka z gatunku „lekkich, łatwych i przyjemnych”. Powieść skłania do refleksji. Sprawia, że sami zastanawiamy się nad swoim życiem i zadajemy sobie pytanie, dokąd tak naprawdę zmierzamy. Czy idziemy w dobrym kierunku? Czy kiedy staniemy u kresu życia nie będziemy żałować, że czegoś nie zrobiliśmy, choć mieliśmy ku temu doskonałą okazję? A może uczyniliśmy coś, co sprawiło, że komuś stała się krzywda?

Na pewno sięgnę kiedyś po inne powieści Marii Nurowskiej. Innego życia nie będzie to książka, dzięki której zainteresowałam się twórczością Autorki na poważnie. Myślę, że inne jej powieści również skłaniają do myślenia i sprawiają, że człowiek jeszcze długo zastanawia się nad tym, co właśnie przeczytał. 



24 komentarze:

  1. Nurowskiej czytałam jedynie ,,Drzwi do piekła'', które niezbyt mi się podobały. Niby wszytko było ok, ale czegoś mi zabrakło, dlatego teraz nieco sceptycznie podchodzę do twórczości tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jakie ja mam szczęście do wyboru książek autora, którego nigdy wcześniej nie czytałam. Przeważnie trafiam na książkę, która była wypadkiem przy pracy, a tutaj okazało się zupełnie inaczej. Ta książka naprawdę mi się podobała i będę czytać kolejne :-)

      Usuń
  2. Twórczość Nurowskiej jest mi trochę znana, chociaż bardziej kojarzę ją z powieściami o holokauście. Chętnie sięgnę po tę pozycję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, dzięki :-) Nie miałam pojęcia, że Maria Nurowska pisze też o holokauście, a to temat, na który lubię czytać :-)

      Usuń
  3. ja jakiś czas temu próbowałam czytać Nakarmić wilki, ale nie dałam rady... trochę nudnawe. Rozczarowałam się, bo inne książki tej autorki mi się podobały. tej jeszcze nie czytałam, nie ma u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, "Nakarmić wilki" wielu czytelników neguje, więc nie jesteś pierwsza. Ale, jak sama piszesz, inne Ci się podobały, więc jest naprawdę dobrze ;-) "Innego życia nie będzie" znalazłam w bibliotece pedagogicznej, a nie w miejskiej ;-)

      Usuń
  4. Nazwisko znane, ale nie czytałam. Widzę, że polskie pisarki mają wiele do zaoferowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja promuję polskich autorów, bo naprawdę są tego warci. Łapię się na tym, że czytam nawet więcej polskiej literatury niż obcej, więc to chyba o czymś świadczy :-) A Maria Nurowska już sobie doskonale zapracowała na swoje nazwisko :-)

      Usuń
  5. Czytałam jedną książkę tej pisarki, która mi się podobała - "Sprawę Niny S.". Potem sięgnęłam po "Listy miłości", ale mnie nie wciągnęły. Kiedyś jeszcze wrócę do powieści tej autorki, bo myślę, że ma talent, ale to w dalszej przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej bibliotece od stycznia jest konkurs na najbardziej oczytanego czytelnika. Chodzi o to, że w styczniu przyszłego roku będą podliczać wypożyczenia książek i ten czytelnik, który wypożyczy ich najwięcej w okresie od 1 stycznia 2013 do 31 grudnia 2013 dostanie nagrody książkowe. I tak sobie myślę, że gdybyś była czytelnikiem mojej biblioteki, to byś ten konkurs wygrała. Dlaczego? Bo jak tak piszesz w komentarzach, ile to książek Cię nie wciągnęło, a przypuszczam, że brałaś je z biblioteki, to zajęłabyś pierwsze miejsce w kategorii "ilość wypożyczeń". Gorzej byłoby, gdyby pytali potem z ich treści :D To taka moja dygresja do tego "niewciągania", bo jak przypuszczam książka poszła w odstawkę po kilku stronach, prawda?

      Usuń
    2. Czytałam wspomniane "Listy miłości" oraz "Panny i wdowy" potem przeniesione na ekran.
      Wspominasz o bardzo dziwacznym konkursie, bo przecież nie ilość wypożyczeń świadczy o oczytaniu. Pomnik głupoty.

      Usuń
    3. Nutto, ja tak sobie po swojemu kombinuję, że ten konkurs jest po to, żeby zwiększyć statystyki. Bo wiesz, przyjdzie jakaś poważna impreza z udziałem władz miasta i wtedy będą mogli się pochwalić jak wielu czytelników wypożycza książki. Podkreślam "wypożycza", bo z ich czytaniem to już inna sprawa. Przecież za jednym razem można sobie wypożyczyć z 10 książek za trzy, cztery dni pójść je oddać i wypożyczyć kolejne 10 i tak w kółko. I pierwsze miejsce gotowe. Też uważam, że to głupota. Ale cóż poradzić. A co do M. Nurowskiej, to dziękuję za te tytuły. Będę mieć na uwadze :-)

      Usuń
    4. Zapewne o te statystyki chodzi. Szkoda tylko, że szybko można czytać książki lekkie, łatwe i przyjemne. Ostatnio dowiedziałam się, że czwartej części "Północnej Drogi" biblioteka nie zakupi, bo cykl nie cieszy się popularnością u czytelników tej biblioteki. Zgroza! Chyba bibliotekarze powinni wyszkolić się temacie roli biblioteki jako placówki kulturalnej, a nie rozdzielczej. Ostatnio gdy weszłam do filii biblioteki, z której czasami korzystam, to ujrzałam znaki czystki wśród książek i zwiększenie półek na Harlekiny. Czy biblioteka ma tylko schlebiać gustom pań,które czytają na metry?

      Usuń
    5. Nutto, u mnie też tak jest, że kupuje się pod czytelnika, a niestety pań przepadających za romansami wręcz harlequinami jest sporo. Ale za to nie kupuje się w ogóle literatury wampirycznej dla młodzieży. Rodzice w moim mieście wystosowali pismo do władz biblioteki o zaprzestanie kupowania tego typu lektur i wypożyczania ich dzieciom. Dlatego jak ktoś poleca jakąś książkę do zakupu, to panie bibliotekarki pytają czy tam aby jest coś o wampirach, bo jak jest to odpada. Taka rzeczywistość niestety.

      Usuń
    6. Po raz pierwszy stykam się z takim życzeniem zaangażowanych rodziców. To dobrze, że nie chcą, by dzieci czytały jednorodną tematycznie literaturę, ale też to i źle, że nie mogą poznać w czym tkwi jej powierzchowność.

      Usuń
    7. Wiesz, rodzice chcą pewnie chronić dzieci przed złym wpływem takiej literatury. Mają prawo, a biblioteka się na to godzi.

      Usuń
  6. Poznałam pisarstwo tej Pani dzięki "Postscriptum" i obiecałam sobie, że kiedyś jeszcze do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie zamierzam poprzestać na tej jednej :-) A "Postscriptum" nie znam. O czym to?

      Usuń
    2. Krótko mówiąc to tematyka II WŚ. Jak najbardziej Twój gust, wierz mi. :) Niełatwa książka o poszukiwaniu własnej tożsamości, ale...które książki z tamtego okresu są łatwe??

      Usuń
    3. No pewnie, że to moja tematyka. Będę szukać na pewno :-) Dzięki :* A literatura wojenna nie jest łatwa, to fakt. Dlatego wiele osób się jej boi i od niej ucieka.

      Usuń
  7. Znam te nazwisko, jednak żadnej książki tej autorki jeszcze nie czytałam, musze to zmienić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też do tej pory tylko znałam Marię Nurowską ze słyszenia :-) Nie żałuję, że sięgnęłam po jej prozę i mam nadzieję, że Ty też nie będziesz żałować :-)

      Usuń
  8. Lubie twórczość Nurowskiej, choć dość dawno już do niej nie zaglądałam. Ale ta książka mnie bardzo zaciekawiła, wiec na pewno przeczytam w najbliższym czasie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja oprócz "Innego życia nie będzie" nie przeczytałam żadnej innej książki tej Autorki. Jakoś do tej pory się nie złożyło, a bardzo chciałabym po jakąś jej powieść jeszcze sięgnąć.

      Usuń