niedziela, 19 maja 2013

Eben Alexander – „Dowód”





Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył Niebo





Wydawnictwo: ZNAK LITERANOVA
Kraków 2013
Tytuł oryginału: Proof of Heaven. A neurosurgeon’s journey into the afterlife
Przekład: Rafał Śmietana




Przeczytałam książkę. Trudną książkę, której do tej pory nie umiem zrozumieć. Choć upłynęło już trochę czasu odkąd skończyłam lekturę, nadal nie potrafię wyciągnąć z tej publikacji jednoznacznych wniosków. Obawiam się, że chyba nigdy mi się to nie uda, podobnie jak nie będą w stanie zrobić tego inni czytelnicy. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. 

Zapewne większość z nas słyszała już o amerykańskim neurochirurgu, który pewnego dnia zamiast – jak co dzień – udać się do pracy i zająć się przywracaniem zdrowia swoim pacjentom, sam wylądował na oddziale intensywnej terapii – albo jak kto woli – na oddziale ratunkowym szpitala ogólnego w Lynchburgu w stanie Wirginia. Mówią, że lekarze nie lubią chorować. Znacznie bardziej wolą leczyć innych niż sami stać się pacjentami. Ale chyba nie tylko lekarze tak uważają. Każdy z nas nie chce znaleźć się w sytuacji, kiedy będzie zmuszony spędzić jakiś czas w szpitalu. Autorowi tej książki również nie uśmiechała się ta zamiana ról. Jednak nie miał większego wyboru. Ktoś lub coś zadecydowało za niego.

Eben Alexander do końca życia będzie pamiętał datę 10 listopada 2008 roku. To właśnie wtedy potworny ból głowy i pleców sprawił, że na niecały tydzień czasu lekarz został przykuty do szpitalnego łóżka. Zanim zapadł w śpiączkę, jego koledzy po fachu zaobserwowali u niego objawy padaczki. Potem wypowiedział już tylko jedno zdanie: „Boże, pomóż mi!”, i przeniósł się do Krainy Widzianej z Perspektywy Dżdżownicy. Takim właśnie mianem neurochirurg po jakimś czasie określił pierwszy etap swojej podróży w zaświaty.

Przy łóżku chorego przez cały czas czuwała rodzina: żona, synowie, siostry. Lekarze, którzy opiekowali się Ebenem Alexandrem, znali go od lat i wiedzieli, jakie są jego poglądy na temat cudownych uzdrowień, czy też świata, do którego rzekomo każdy z nas trafi po śmierci. Oni wiedzieli, że Eben Alexander jest jednym z tych, którzy wierzą tylko w to, co widzą, a wszystko tłumaczą nauką. Jeśli badacze czegoś nie udowodnili, to znaczy, że tego nie ma! Tak przynajmniej twierdził neurochirurg do dnia swojej choroby. Kiedy jego pacjenci próbowali opowiadać mu, że podczas skomplikowanych operacji neurochirurgicznych doświadczali rzeczy, których nauka nie potrafi wytłumaczyć, on jedynie się uśmiechał i udawał, że im wierzy, aby tylko nie sprawiać tym ludziom przykrości.

Teoretycznie Ebena Alexandra można było uznać za ateistę, choć z drugiej strony gdzieś w podświadomości chyba jednak tliła mu się jakaś iskierka wiary, ponieważ ze spotkań z Bogiem tak do końca nie zrezygnował. Sam przyznaje, że:

[…] Do kościoła chodziliśmy od wielkiego dzwonu – niewiele częściej niż na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Chociaż przypominałem synom o odmawianiu wieczornych modlitw, zdecydowanie nie zasługiwałem w naszym domu na miano duchowego przewodnika. Nigdy tak naprawdę nie pozbyłem się wątpliwości co do istnienia świata duchowego. Mimo iż dorastałem, pragnąc wierzyć w Boga, w Niebo i życie pozagrobowe, podczas kilkudziesięciu lat spędzonych w rygorystycznym świecie akademickiej neurochirurgii zwątpiłem w istnienie czegoś, co moglibyśmy nazwać duchowym wymiarem naszej egzystencji […]*

Tak więc można dojść do wniosku, że to właśnie nauka pozbawiła lekarza wiary. Wszelkie niewytłumaczalne zjawiska zawsze popierał badaniami naukowymi, a jeśli zdarzyło się coś, czego nie potrafił wyjaśnić, wówczas przestawał zaprzątać sobie tym głowę. Dopiero kiedy jego mózg zalała ropa, wyłączając go na prawie siedem dni – zupełnie tak, jak gdyby ktoś wyjął wtyczkę z kontaktu – Eben doszedł do wniosku, że jego poprzednie teorie były kłamliwe. Lekarz twierdzi, że odwiedził Niebo. Dotarł do miejsca, które najprawdopodobniej przeznaczone jest dla każdego z nas. Tak przynajmniej podaje wiara katolicka, a jej wyznawcy w to wierzą. Według słów neurochirurga kraina, w której przyszło mu egzystować wypełniona jest po brzegi miłością, zaś ci, którzy znajdują się w niej nie są już w stanie uczynić niczego złego. Kiedy przyszło mu wracać z powrotem do świata żywych, doznał przeogromnej straty. Oto bramy Nieba zamknęły się przed nim, a on był pewien, że prawdziwe życie znajduje się właśnie po tej drugiej stronie. To, co przeżywamy tutaj jest jedynie snem. Zdaniem neurochirurga, to nie w tym miejscu powinniśmy być.


[...] Nadal jestem naukowcem i lekarzem, na którym ciążą dwa zasadnicze obowiązki: oddać sprawiedliwość prawdzie i nieść pomoc innym [...] - dr Eben Alexander



Po Dowód Ebena Alexandra w bibliotekach i księgarniach ustawiają się długie kolejki. Dlaczego ludzie tak bardzo chcą czytać o doświadczeniach lekarza? Dla sensacji? Dla poznania prawdy o tym, co nas czeka po śmierci? Dla ukojenia strachu przed tym, co nieznane? Być może w każdej z tych odpowiedzi tkwi ziarenko prawdy. Człowieka od zawsze fascynowało to, co wzbudza powszechne zainteresowanie i wywołuje sensację. Poznanie prawdy również nęci, bo de facto nie wiemy, jak będzie wyglądać nasze życie, kiedy umrze ciało. Czy w ogóle to będzie jakieś życie? A może wszystko skończy się na grobie? Z kolei strach zawsze towarzyszył ludzkości. Od zarania dziejów boimy się tego, co nieznane. W dodatku obawiamy się momentu śmierci, choć nasza podświadomość odsuwa ją gdzieś na dalszy plan. Tak dla lepszego komfortu psychicznego. W związku z tym nie dziwi fakt, że czytelnicy tak licznie chcą zaopatrywać się w tę publikację. Zawsze dobrze jest poznać relację kogoś, kto już przekroczył granicę pomiędzy jednym a drugim światem. Dzięki temu można wykreować sobie choć minimalny obraz tego, co jest po drugiej stronie.

Oprócz opisów zaświatów, znajdziemy w tej książce szereg terminów medycznych. Eben Alexander próbuje w ten sposób uświadomić czytelnika w kwestii autentyczności swoich doznań. Tak jak niegdyś udowadniał wyższość nauki nad rzeczywistością duchową, tak teraz pokazuje, że nie wszystko da się wytłumaczyć wiedzą medyczną. To właśnie z medycznego punktu widzenia ten człowiek powinien umrzeć już w pierwszej dobie przebywania w szpitalu, a w najlepszym wypadku po kilku dniach. Owszem, medycyna zna nieliczne przypadki, kiedy po bakteryjnym zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych pacjent wracał do życia, ale jakież to było życie! To była wegetacja! Jeśli chodzi o Ebena Alexandra wszystko skończyło się dobrze. Po wybudzeniu się lekarz stopniowo wracał do pełni sił, a przy tym nie zaobserwowano u niego żadnych negatywnych następstw choroby. Tego żadna nauka wyjaśnić nie potrafi.

Jaka zatem jest moja opinia na temat książki? Nie wiem. Uwierzcie mi, że naprawdę nie wiem, jak powinnam odnieść się do tej publikacji. Tak, jestem osobą wierzącą i nie wstydzę się do tego przyznać. Wierzę, że gdzieś tam jest inny świat, do którego ludzie trafiają po śmierci. Jeżeli myślę o Bogu, to nie widzę duchownych, którzy wielokrotnie prawdziwy obraz Boga zniekształcają przez swoje negatywne postępowanie. Dla mnie jest to coś więcej niż tylko to, co mogę zobaczyć. Dlatego z jednej strony daję wiarę historii Ebena Alexandra, lecz z drugiej targają mną wątpliwości, zważywszy że sam Autor nie potrafi w swojej relacji wyrazić się w sposób jednoznaczny. I tak naprawdę nie wiadomo do końca jak ten świat po drugiej stronie wygląda. Jak sam przyznaje, czasami brak mu słów, żeby opisać to, co go spotkało. Natomiast wielokrotnie powtarza, że tamta rzeczywistość wypełniona jest po brzegi miłością, czyli można to rozumieć w ten sposób, że Miłość równa się Bóg. Tak właśnie podaje religia katolicka, więc wielkiego odkrycia nie dokonał. Może gdyby mniej skupiał się na terminach medycznych, teoretycznym opisywaniu swojego schorzenia, analizie własnego życia, a także zachowaniu rodziny, która przy nim czuwała, to wówczas byłby w stanie bardziej przystępnie opowiedzieć o swoich doświadczeniach. A tak, są momenty, kiedy czytelnik tak naprawdę zastanawia się nad tym, co Autor miał na myśli.

Moim zdaniem tę książkę znacznie lepiej zrozumieliby lekarze, dla których zawarte w niej informacje z dziedziny medycyny nie stanowią takiej zagadki, jak dla przeciętnego czytelnika. W swojej książce Eben Alexander bynajmniej nie próbuje nikogo nawracać. On nawet nie upublicznia zbyt wyraźnie swoich obecnych poglądów, pomimo że przeszedł tak gwałtowną przemianę duchową. Być może kierował się tym, iż kwestia wiary dla każdego człowieka jest sprawą indywidualną i nie można nikomu niczego narzucać na siłę. Ta publikacja jest typowym sprawozdaniem z przebiegu „podróży w zaświaty”, pomimo że tej podróży poświęca zbyt mało miejsca. Dlatego też myślę, że każdy czytelnik, który sięgnie po tę książkę, będzie zdany tylko i wyłącznie na siebie samego i tylko i wyłącznie od niego będzie zależeć w jaki sposób spojrzy na osobę Ebena Alexandra i jego doświadczenia. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam zamiaru tej książki ani nachalnie polecać, ani też do niej zniechęcać. Niech każdy podejmie swoją własną decyzję w tej sprawie.

Gdyby jednak kogoś zainteresowała ta publikacja oraz osoba Ebena Alexandra, to więcej może dowiedzieć się na stronie internetowej, którą lekarz założył wraz z przyjacielem. Owa strona dotyczy wskazówek, które mogą pomóc w duchowym przebudzeniu, jak również można tam podzielić się własnymi doświadczeniami dotyczącymi swojej przemiany duchowej, jeśli takowa miała miejsce (klik). 




* E. Alexander, Dowód, Wyd. Znak Literanova, Kraków 2013, s. 55.