Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!
Wydawnictwo: OFICYNKA
Gdańsk 2011
Tytuł oryginału: Riziero e il Collegio Invisibile
Przekład: Barbara Czarniawska
Do tej pory sądziłam, że w powieściach z gatunku płaszcza i szpady specjalizują
się przede wszystkim pisarze francuscy. Chyba każdy z nas pamięta niezapomnianych
Trzech Muszkieterów Alexandra Dumas
(ojca). Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką, zachwycałam się tego typu
literaturą. Kilka dni temu dowiedziałam się, że nie tylko Francuzi piszą tego rodzaju powieści. Całkiem dobrze wychodzi to również Włochom, czego przykładem
jest niniejsza książka. Natomiast dzięki Wydawnictwu Oficynka miałam możliwość
przeniesienia się w czasie, a dokładnie do osiemnastowiecznej Italii.
Przyznam, że po raz pierwszy zdarza mi się pisać recenzję dotyczącą
literatury włoskiej. O ile sobie przypominam, to również nigdy wcześniej nie
miałam okazji przeczytać niczego, co wyszłoby spod pióra Włocha i prawdę
powiedziawszy nie wiem jak odnieść się to tej lektury. Nie mogę napisać, że mi
się nie podobała, bo tak nie było. Moje odczucia po jej przeczytaniu są jak
najbardziej pozytywne. Jak już kiedyś napisałam, uwielbiam przenosić się w
czasie wraz z bohaterami i razem z nimi przeżywać ich przygody. Ale tym razem
naprawdę mam trudny orzech do zgryzienia.
Niewidzialne Kolegium to książka kryminalno–przygodowa z gatunku płaszcza i szpady. Jednocześnie
jest to druga część cyklu pod tytułem Przygody
Kawalera Riziero. Dla zainteresowanych podaję, że część pierwsza nosi tytuł
Konklawe. Autor zabiera nas do osiemnastowiecznej
Italii, gdzie wraz z kawalerem Riziero i jego wiernym sługą, Hiszpankiem,
udajemy się na poszukiwanie zaginionego, w tajemniczych okolicznościach,
rękopisu papieża. Rękopis ten dotyczy kultu świętych, a został napisany przez
Benedykta XIV jeszcze w latach jego młodości. Dostanie się rękopisu w
niepowołane ręce może w znacznej mierze zaszkodzić panującemu papieżowi. Wygląda
na to, że za kradzież De cultu Sanctorum odpowiedzialni są członkowie tajnego
stowarzyszenia noszącego nazwę Niewidzialne Kolegium. Kawaler Riziero z
Pietracuty w żaden sposób nie zamierza ułatwiać owemu stowarzyszeniu uzyskania
w ten sposób wpływów w państwie. W momencie, gdy dowiaduje się o przestępstwie,
rozpoczyna własne śledztwo, pomimo że fakt ten poważnie krzyżuje jego plany
powrotu do domu, gdzie czeka na niego rodzina i narzeczona. Od tej chwili mamy
możliwość przeżywania wraz z głównym bohaterem jego licznych przygód. Wchodzimy
na włoskie salony i jesteśmy świadkami intryg markizy Rosaspiny.
Riziero, aby doprowadzić swoje śledztwo do końca i aby odnaleźć ów papieski
rękopis, poczyna sobie coraz śmielej. Jemu także nie obce są intrygi,
wspomnijmy chociażby asystowanie wybitnemu adwokatowi podczas jednego z
procesów, zważywszy że nasz Kawaler z prawem ma niewiele wspólnego. Nie brakuje
także scen humorystycznych, choćby zjazd windą, która na co dzień przeznaczona była
do transportu posiłków. Dla bardziej wymagających czytelników fabuła może
okazać się nieciekawa, może nawet trochę infantylna. Sama również poleciłabym
ją raczej tej młodszej grupie czytelników, gdyby nie dość precyzyjny opis
temperamentu głównego bohatera w kwestii damsko-męskiej. Autor zbyt dobitnie
opisuje sceny, w których Riziero za nic nie potrafi zapanować nad swoimi
reakcjami, widząc piękną kobietę. Tego typu opisy raczej nie nadają się do
czytania przez dzieci. Miałam nieodparte wrażenie, że nasz Szlachcic nie
odpuści żadnej, która stanie mu na drodze. Nawet, jeśli nie ma ku temu
odpowiednich warunków, to on i tak doskonale poradzi sobie z zaspokojeniem
swoich potrzeb jako mężczyzna. Robi to nawet nad martwym ciałem markizy
Rosaspiny. W tej kwestii nie ma dla niego żadnych ograniczeń. Nawet fakt, że
gdzieś tam żyje sobie jego narzeczona, nic dla Riziero nie znaczy. Być może ta
niepohamowana pożądliwość głównego bohatera w stosunku do kobiet miała posłużyć
podniesieniu walorów humorystycznych powieści.
To, co najbardziej mi się podobało, to po mistrzowsku opisane sceny
pojedynków. Jest to tak perfekcyjny opis, że aż można usłyszeć jak te szpady o
siebie uderzają. Kolejną rzeczą, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, jest
opis miejsc, po których nasz bohater się porusza. Wiemy, jak nazywa się dana
uliczka czy budynek. Na uwagę zasługuje również to, że Fabrizio Battistelli
wymienia postacie autentyczne, które niegdyś naprawdę chodziły po naszym
globie. Przykładem może być tutaj Pietro Aretino, czy też Gavin Hamilton.
Pierwszy z nich to włoski pisarz epoki renesansu, żyjący na przełomie XV i XVI
wieku, który uznawany był za kreatora literackiej pornografii. Z kolei Gavin
Hamilton to szkocki malarz neoklasyczny, żyjący w XVIII wieku. Malarz ten staje
na drodze Riziero w niezbyt sprzyjających okolicznościach.
Prócz powyższego, z książki czytelnik może także dowiedzieć się wielu
interesujących rzeczy, jak również zapoznać się z pojęciami niegdyś używanymi.
Zastanawiam się, czy wiecie jak w XVIII wieku nazywano chłopa (rolnika), który
gospodarował na połowie łanu? Jeśli nie znacie tego terminu, to podpowiem Wam,
że takiego chłopa nazywano „połownik”, czyli tak zwany „półrolnik”. Takich
perełek w powieści znajdziecie wiele. Ogólnie muszę przyznać, że pomimo moich
mieszanych uczuć, powieść znakomicie trafia w mój gust czytelniczy, który tak
naprawdę jest bardzo szeroki i może wiele pomieścić. Dla odprężenia na pewno z
przyjemnością sięgnę także po pierwszą część Przygód Kawalera Riziero.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz