Wydawnictwo: ALBATROS
Warszawa 2009
Tytuł oryginału:
Fear
Nothing
Przekład: Paweł
Korombel
Czy kiedykolwiek
zastanawialiście się nad możliwością egzystowania bez słońca? Albo w ogóle bez
światła? Czy wiecie, że są na świecie ludzie, dla których nawet minimalny
kontakt z promieniami ultrafioletowymi jest jednoznaczny z wyrokiem śmierci?
Ich środowiskiem życia jest ciemność. W społeczeństwie mogą egzystować jedynie
w nocy, natomiast wraz z nastaniem świtu chowają się w swoich domach,
zasłaniając okna i odcinając nawet nikły dostęp światła. Nie mogą oglądać
telewizji, nie mogą pracować przy komputerze, zaś jedynym bezpiecznym światłem
jest płomień świecy. Ta charakterystyka całkiem dobrze pasuje do wampirów,
prawda? Ale to nie o nich mowa. Ludzie, którzy żyją właśnie w ten sposób to osoby
cierpiące na tak zwaną Xeroderma
Pigmentosum (XP), czyli skórę pergaminową. W efekcie tej choroby
wysyłane przez światło promienie ultrafioletowe uszkadzają w sposób
nieodwracalny DNA w komórkach skóry, co w bardzo szybkim czasie doprowadza do
jej nowotworu i śmierci. Bardzo ważne jest również, aby chronić oczy, gdyż
promieniowanie uszkadza siatkówkę oka, co skutkuje w identyczny sposób jak w
przypadku skóry. Dlatego też osoby z XP stosują kremy z filtrem 50, noszą
okulary, których szkła nie przepuszczają promieni UV, zaś jeśli przeżyją lata
dzieciństwa, to wówczas uznaje się to za cud.
Na taką właśnie chorobę genetyczną cierpi główny bohater powieści Deana Koontza. Christopher Snow jest dwudziestoośmioletnim pisarzem, który pomimo swojego upośledzenia stara się żyć normalnie. Pisze bestsellery, ma kochającą dziewczynę, oddanego przyjaciela oraz wiernego psa. Kiedy poznajemy Chrisa, mężczyzna właśnie przygotowuje się do swojego drugiego w życiu wyjścia z domu. Pierwsze miało miejsce dziewięć lat wcześniej, kiedy musiał być operowany na wyrostek. Chris musi jechać do szpitala, gdzie na raka umiera jego ojciec. Matka nie żyje już od dwóch lat. Zginęła w wypadku samochodowym. Mężczyzna przed wyjściem musi dokonać niezbędnych czynności. Ponieważ jest marzec i zapada zmierzch, zadanie ma nieco ułatwione. O tej porze roku promienie UV na zewnątrz nie są tak bardzo dotkliwe. Ale mimo to nakłada na twarz krem, zakłada grubą kurtkę, okulary i czapkę z napisem Pociąg Tajemnica, którą kilka miesięcy wcześniej znalazł w wojskowym Forcie Wyvern. Dzwoni też do swojej dziewczyny, Saszy Goodall, aby ta przyjechała po niego samochodem. Już dawno Chris uznał, że jego nocny tryb życia oraz brak praktycznie jakiejkolwiek możliwości wychodzenia z domu za dnia, nie wymaga od niego posiadania prawa jazdy. W dodatku światło padające z reflektorów samochodowych również byłoby dla niego bardzo niebezpieczne. Tak otulony, niczym Człowiek-Słoń, dociera do szpitala. Tam czuwa przy łóżku umierającego ojca. Na kilka minut przed śmiercią ostatkiem sił Steven Snow wypowiada tajemnicze słowa, które brzmią: Zabij wszelki strach. Chris nie ma najmniejszego pojęcia, co ojciec miał na myśli. W tej chwili czuje jedynie ogromny smutek i żal po jego śmierci. Został sam. Oczywiście jest jeszcze Sasza, Bobby i Orson. Ale przecież to nie to samo, co rodzina.
Kiedy Chrisowi udaje się odzyskać jako taką równowagę psychiczną, postanawia zająć się ciałem ojca. Oddaje je pracownikom zakładu pogrzebowego, aby je skremowali. Jednak w momencie, gdy schodzi do kostnicy odkrywa, że zwłoki ukochanego taty zostały podmienione, a zamiast nich spaleniu ma być poddane ciało jakiegoś bliżej nieznanego autostopowicza, którego najprawdopodobniej ktoś w bestialski sposób zamordował dodatkowo wydłubując mu oczy. Od tej chwili Chis już wie, że w małym kalifornijskim miasteczku o nazwie Moonlight Bay, dzieje się coś niepokojącego. W swoich przekonaniach utwierdza się jeszcze mocniej, kiedy właściciel zakładu pogrzebowego odkrywa, że Chris zna prawdę o zwłokach. Po tym, jak Sandy Kirk zauważa Chrisa stojącego na zewnątrz krematorium i podglądającego proces spalania zwłok, organizuje na niego obławę. Szczęśliwym trafem Chrisowi udaje się uciec, a w ucieczce pomaga mu… kot.
W drodze do domu, mężczyzna otrzymuje telefon od pielęgniarki, Angeli Ferryman, która zajmuje się nim od dziecka. Kobieta prosi, aby Chris natychmiast się z nią spotkał, gdyż ma mu coś ważnego do przekazania. Przed spotkaniem Chris wstępuje do domu, gdzie czeka już na niego rewolwer, który w jakiś tajemniczy sposób znalazł się na łóżku w sypialni. Mężczyzna wie, że broń należała do jego ojca. Ale jeszcze wtedy nie ma pojęcia, że na łóżku znalazła się za sprawą jego psa, Orsona. Uzbrojony Christopher z wiernym psem u nogi udaje się do domu pielęgniarki. Tam słyszy jakąś niewiarygodną historię na temat małpy, która kilka lat wcześniej odwiedziła Angelę w Wigilię. Natomiast po jakimś czasie od tej wizyty mąż pielęgniarki popełnił samobójstwo, a ona została okaleczona na całe życie. Sama Angela sprawia wrażenie niezrównoważonej psychicznie, pomimo że jej opowieść wydaje się być logiczna. Dla potwierdzenia prawdziwości swoich słów kobieta udaje się do innego pokoju w celu przedstawienia Chrisowi dowodów na to, że mówi prawdę. Jednak już z tego pokoju nie wraca. Mężczyzna odnajduje ją w toalecie z rozszarpanym gardłem. Do tego w domu kobiety jakaś niewidzialna siła podkłada ogień. Praktycznie cudem udaje się Chrisowi uciec. W tym momencie decyduje się na poznanie prawdy, bo jest już pewien, że w to wszystko zamieszani byli również jego rodzice i być może także on sam.
I tak Chris trafia na trop tajemniczego i już nieczynnego Fortu Wyvern. Wie również, że nikomu nie można już ufać. Odkrywa też, że najprawdopodobniej w miasteczku zbliża się czas Apokalipsy. Miasto opanuje gromada małp, a w niebezpieczeństwie jest już nie tylko on sam, ale także jego bliscy, czyli Sasza i Bobby. Natomiast pies nie jest takim zwykłym psem. Ludzie stają się potworami, a zwierzęta przyjmują ludzkie cechy. Chris zaczyna zadawać sobie pytania: Jaka w tym wszystkim była rola jego matki? Czy przypadkiem jej usilne próby, jako naukowca, w kwestii odkrycia retrowirusów, które mogłyby przywrócić jej synowi zdrowie, nie spowodują zagłady świata? Czy po poznaniu prawdy będzie ją tak samo kochał jak kiedyś? Ile osób jest już zakażonych jakąś niezdefiniowaną chorobą?
W jakiejś recenzji wyczytałam, że jest to horror. Otóż moim zdaniem powieść z horrorem nie ma nic wspólnego. Nie wiem nawet czy można zaliczyć tę książkę do thrillerów. Owszem, są w niej momenty, kiedy można rzec, że trzyma w napięciu, ale nie do tego stopnia, żeby czytelnik miał się spocić ze strachu. Przyznam, że mnie ta książka bardziej rozśmieszała niż przerażała. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie i to główny bohater opowiada o swoich przeżyciach, które trwały raptem dwie noce, gdyż oddzielający je dzień Chris z przyczyn oczywistych musiał spędzić w domu Saszy. Wyraźnie widać, że Dean Koontz ma spore poczucie humoru. Christopher Snow wcale sobie nie folguje, jeśli chodzi o samokrytykę. Jeżeli uważa, że zachowuje się jak kretyn, to o tym mówi. Ogólnie czytelnik ma wrażenie, że z psychiką Chrisa nie jest najlepiej. Ale z drugiej strony jest on też niesamowicie inteligentny. Potrafi z wyprzedzeniem przewidzieć reakcje wroga i w odpowiedniej chwili na nie odpowiedzieć.
Dean Koontz porównywany jest do Stephena Kinga, a niekiedy do Harlana Cobena. W tej kwestii nie będę się wypowiadać, ponieważ jak do tej pory nie czytałam jeszcze żadnej powieści obu panów. Natomiast Oszukać strach jakoś niespecjalnie mnie zachwyciła. Po opisie z okładki spodziewałam się zgoła czegoś innego. Oczywiście, nie zrażę się przez to do Koontza i zamierzam w przyszłości sięgnąć po jego kolejne dzieło. A może w ten sposób autor zrehabilituje się w moich oczach? Może inne powieści są bardziej wciągające i trzymające w napięciu? Dla mnie to była bardziej komedia ze stadem małp w roli głównej niż thriller, albo psychologiczna powieść grozy.
Nie wiem też jak odnieść się do samych bohaterów, a ściślej rzecz ujmując do ich autentyczności lub jej braku. Otóż na końcu książki autor pisze tak:
Christopher Snow, Bobby Halloway Sasza Goodall i Orson są prawdziwi. Spędziłem z nimi wiele miesięcy. Lubię ich towarzystwo i zamierzam spędzić z nimi znacznie więcej czasu w następnych latach.
Przyjęłam dwie opcje. Jedna hipoteza to taka, że autor naprawdę oparł część powieści na faktach, a ci ludzie naprawdę gdzieś tam istnieją i Koontz ma z nimi kontakt. Natomiast drugą hipotezą jest zwyczajna sympatia do wymyślonych bohaterów. W końcu autor spędził nad książką kilka miesięcy i z pewnością zżył się z jej bohaterami. To się zdarza. Wiem to po sobie. Ponadto, w głowie pisarza może rodzić się pomysł stworzenia kolejnych powieści, gdzie swoje miejsce ponownie znajdą Chris, Bobby i Orson. I ku tej drugiej teorii skłaniałabym się znacznie bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz