Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice 2007
Tytuł oryginału:
White
Smoke
Przekład:
Marcin
Krygier
Czasami lubię sięgnąć po
książkę, która może budzić kontrowersje. Oczywiście jedne książki wywołują
spory wśród ogółu społeczeństwa, zaś inne jedynie w pewnych kręgach
społecznych. Bez wątpienia taką właśnie powieścią wydaje się być książka pod
tytułem Biały dym, która w znaczący
sposób uderza nie tyle w Kościół Katolicki i dogmaty przez niego głoszone, ile
w samych hierarchów Kościoła. Być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jej
autorem okazał się ktoś niezwiązany na co dzień z Kościołem Rzymskokatolickim.
I nie mam tutaj na myśli jakiegoś praktykującego katolika. Otóż, autorem
książki jest ksiądz katolicki, który pracuje w archidiecezji w Chicago.
Przyznam szczerze, że kiedy zaczynałam lekturę, wydawała mi się jakaś taka za bardzo atakująca osobę Jana Pawła II. Niemniej, nie zniechęciłam się i czytałam dalej. Dziś, kiedy jestem na świeżo po lekturze, mogę tylko pogratulować autorowi odwagi, ponieważ według mnie trzeba naprawdę wykazać się nieprzeciętną odwagą, aby wytknąć błędy środowisku, w którym trzeba na co dzień egzystować. Oczywiście książka nie podważa w żaden sposób dogmatów głoszonych przez Kościół Katolicki, lecz demaskuje obłudę i hipokryzję kościelnej administracji. Niemniej, z drugiej strony można pomyśleć, że autor jest jednym z tych zbuntowanych księży, którzy próbują za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę otoczenia.
Jak sam autor wielokrotnie zaznacza, wszystkie przedstawione przez niego postacie są fikcyjne i nie należy dopatrywać się w nich choćby najdrobniejszego podobieństwa do autentycznych osób. Dla mnie osobiście bohaterowie nie są tak do końca fikcyjni, gdyż w powieści mamy do czynienia z Janem Pawłem II oraz z kilkoma innymi Jego poprzednikami. Oczywiście cała reszta jest wyłącznie wytworem wyobraźni autora.
Akcja powieści rozpoczyna się momentem śmierci Jana Pawła II. W związku z tym, do Rzymu gromadnie nadciągają nie tylko żałobnicy, ale przede wszystkim kardynałowie, którzy za kilka dni będą brali udział w konklawe. To na ich barkach spoczywa wybór kolejnego papieża. Wraz z duchownymi i wiernymi do Watykanu przyjeżdża również tłum dziennikarzy. Jednym z nich jest reporter The New York Timesa, Dennis Michael Mulloy. Pozornie dziennikarz nie ma najmniejszej ochoty lecieć do Europy. Po pierwsze, doskonale wie, że będzie tam jego była żona, pracująca dla stacji CNN. Po drugie, w rozmowie ze swoim naczelnym, próbuje uzmysłowić mu, że najbliższe konklawe to tak naprawdę nic wyjątkowego. Porównuje je nawet z konwencją Partii Demokratycznej. Niemniej, ostatecznie Dinny decyduje się na wylot do Rzymu, gdzie natychmiast wpada w ręce młodziutkiej dziennikarki, pracującej w rzymskim biurze The New York Timesa, która od tej chwili ma być jego przewodniczką po Rzymie. Za niedługo sprawdza się też hipoteza Dennisa odnośnie do jego byłej żony. Niemalże natychmiast po przylocie, dziennikarz spotyka piękną Patty Anne McLaughlin. Jak gdyby tego było mało, Dinny odkrywa także, że jest śledzony przez tajemniczego mężczyznę.
Wydaje się, że większość zebranych w Watykanie hierarchów Kościoła uważa, że dobrym rozwiązaniem byłoby, aby instytucja ta została poddana pewnym zmianom. Po konserwatywnych rządach Jana Pawła II należałoby wprowadzić nieco więcej liberalizmu. Jedynym odpowiednim na to miejsce kandydatem jest hiszpański kardynał Luis Emilio Menendez y Garcia, arcybiskup Walencji. Dlaczego większość twierdzi, że jest on najbardziej właściwym kandydatem na Tron Piotrowy? Otóż z wielu powodów. Jednym z nich jest bardziej tolerancyjny stosunek do aborcji. Oprócz tego, istnieje szansa, że w momencie, gdy zostanie on papieżem, rozpocznie się dyskusja nad zniesieniem celibatu księży. Kwestia wprowadzenia kobiet do Kościoła również uległaby zmianie. Ponadto jest on bardziej tolerancyjny wobec homoseksualistów, nie potępia ich za swoją orientację seksualną.
Drugi biegun reprezentują radykalni konserwatyści Watykanu, na czele których stoi stowarzyszenie o nazwie Corpus Christi oraz organizacja Opus Dei. Obie nie przebierają w środkach, aby nie dopuścić do niekorzystnego, w ich mniemaniu, wyniku konklawe, a co za tym idzie utraty przez siebie władzy w Watykanie. Dodatkowo, już i tak zaognioną sytuację, podsycają informacje The New York Timesa, jakoby watykańskie fundusze zostały sprzeniewierzone. Swoją rolę w owym sprzeniewierzeniu odgrywa jeden z poważnych holenderskich banków. Wszyscy są tak bardzo skupieni na zbliżających się wyborach nowego papieża, że nikt nawet nie przypuszcza, iż gdzieś w tle czai się zabójca o imieniu Mark. Mężczyzna tylko czeka na pojawienie się białego dymu znad Kaplicy Sykstyńskiej. Planuje, że w momencie, gdy nowy papież pojawi się na balkonie, on odda śmiertelny strzał i tym samym uratuje świat przed dzieciobójcą.
Teraz już wiem, dlaczego książki Andrew M. Greeleya zyskują sobie tak dużą popularność. Pokazują prawdę, choć opierają się na fikcji. Wygląda na to, że konklawe to po prostu polityka. Bardzo podoba mi się to, że autor nie stara się niczego ukryć. Poprzez wymyśloną przez siebie fabułę, pokazuje jak pewne sprawy wyglądają naprawdę. Próbuje uświadomić czytelnikowi, że wiara w Boga nie kończy się na księdzu, a sięga znacznie dalej. W tej powieści dokładnie pokazane jest, że duchowny to też człowiek. Ma swoje słabości, popełnia grzechy, a do świętości jest mu bardzo daleko. Przedstawieni przez Greeleya biskupi i kardynałowie to mężczyźni niekiedy używający wulgarnych słów, mający na koncie romanse z kobietami, wplątujący się w afery korupcyjne, a także w pełni wyluzowani faceci, noszący na co dzień firmowe kurtki z logo Chicago Bulls.
Zauważyłam, że Andrew M. Greeley jako ksiądz, ogromną wagę przywiązuje do intymnej strony małżeństwa. Myślę, że wiele osób, szczególnie starszych, wychowanych w innych realiach, po przeczytaniu tej książki potępiłoby autora i uznałoby, że to nie ksiądz, skoro pisze w ten sposób. Już wyjaśniam o co mi chodzi. Otóż Greeley bardzo mocno rozbudował w powieści wątek miłosny. Jak wspomniałam na początku Dennis i Patty są rozwiedzeni, ale nadal mają ślub kościelny. Ich ponowne spotkanie w Rzymie owocuje tym, że zbliżają się do siebie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Sceny erotyczne Greeley przedstawił niezwykle dokładnie i są one obecne niebywale często. Podczas czytania sama zastanawiałam się, jak to możliwe, że ksiądz i zarazem mężczyzna, przynajmniej teoretycznie, żyjący w celibacie, może z taką dokładnością pisać o emocjach, jakie odczuwa mężczyzna pożądający kobiety, czy wręcz uprawiający z nią seks. Oczywiście wszystko tutaj sprowadza się do seksu małżeńskiego. Chociaż z drugiej strony, kiedy wczytamy się dokładniej w treść, możemy dostrzec, że zdaniem autora pozamałżeńska miłość fizyczna również nie jest czymś gorszącym i grzesznym. Przykładem tego jest związek rzymskiej przewodniczki Dennisa i jej partnera, który jest policjantem. Do takiego wniosku doszłam na podstawie jednego z dialogów.
Już na koniec muszę zwrócić uwagę na fakt, iż Greeley uśmiercił Jana Pawła II już w roku 1996, bo właśnie wtedy książka została wydana w Stanach Zjednoczonych. I to mi się stanowczo nie podoba! Uważam, że skoro autor tak mocno obstaje przy zastosowaniu fikcji literackiej, powinien być w tym konsekwentny. Przecież można było zmarłego papieża po prostu wymyślić. Właśnie to miałam na myśli, kiedy na początku wspomniałam, że na pierwszych stronach powieści widać wyraźnie negatywne uderzenie w osobę Jana Pawła II. W związku z tym wiele istotnych rzeczy związanych z polskim papieżem nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Nie chcę w tym miejscu snuć przypuszczeń, jakoby fakt ten miał jakikolwiek związek z osobistą antypatią Greeleya do Jana Pawła II. Niemniej, ten element znacznie zaważył na mojej ostatecznej ocenie książki, pomimo że jest ona napisana bardzo dobrze. Widać, że autor ma lekkie pióro i duże poczucie humoru. Jednakże, uważam, że w żadnym wypadku nie można uśmiercać osób, które jeszcze żyją. Moim zdaniem nie wolno tego robić, nawet zasłaniając się fikcją literacką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz