Wydawnictwo: Bauer-Weltbild Media
Warszawa 2005
Tytuł oryginału: Savoir aimer intelligemment
Przekład: Joanna Józefowicz-Pacuła
Przyznam się, że nie lubię czytać poradników. Jakoś nie przemawia do mnie
fakt, żeby żyć książkowo. Według mnie życie rządzi się własnymi prawami,
natomiast wszystkie te poradniki proponują życie do schematu. Co z tego, że
będziemy podążać za jakąś radą wyczytaną w książce, skoro nasze życie i tak
napisze swój własny scenariusz i pokrzyżuje nam plany? Dlatego osobiście nie
bardzo ufam tym wszystkim poradnikom. Niemniej po Kochać mądrze sięgnęłam już jakiś czas temu. Zrobiłam to trochę
wbrew sobie, a trochę z konieczności. Kiedy kilka lat temu zamawiałam w Klubie dla Ciebie zestaw książek, jako
gratisowy dodatek do przesyłki otrzymałam właśnie ten poradnik. Na mojej półce
leżał on bardzo długo zanim wyciągnęłam po niego rękę.
Ponieważ z tą miłością i udanymi związkami damsko-męskimi różnie bywa
pomyślałam, że być może uda mi się zaczerpnąć kilka pomysłów jak stworzyć udany
związek z mężczyzną. Pomimo mojego sceptycznego nastawienia zaczęłam czytać.
Już na wstępie przeczytałam, że: miłość to sztuka, której można się nauczyć.
Czytając to zdanie pomyślałam, że gorszej głupoty jak dotąd ani nie słyszałam,
ani też nie przeczytałam. No bo, sami pomyślcie. Jak można nauczyć się kochać
drugiego człowieka? Przecież to jest instynkt. Z tym się człowiek rodzi, a nie
uczy. Nauczyć to można się wierszyka na pamiętać, a nie miłości. Ale nic, czytam
dalej.
Czytam i dowiaduję się, że w pierwszej części autorka obstaje przy tym, że
partnera można wybrać sobie w sposób świadomy, co oznacza, że sami o tym
decydujemy. A co z przeznaczeniem? Odkąd zaczęłam interesować się płcią
przeciwną, sądziłam, że o takich sprawach decyduje przeznaczenie. Owszem,
świadomie to można wybrać sobie na przykład kolegę jako osobę towarzyszącą
podczas wesela, ale nie męża czy żonę. Pomyślcie, podoba nam się
mężczyzna/kobieta i świadomie dążymy do tego, aby z nim/nią być. Jednak w
pewnym momencie uświadamiamy sobie, że nic z tego nie wyjdzie, ponieważ ta
druga strona od nas ucieka i nie ma najmniejszej ochoty wiązać się z nami. W
takim razie, co z tego, że nasz wybór był świadomy, skoro zawiódł?
Kolejną sprawą poruszoną przez Virginię Clarke jest pielęgnacja związku. W
tym miejscu mogę się z zgodzić z opinią autorki i z radami, jakie podaje w tej
kwestii, ponieważ bez względu na to, w jaki sposób wiążemy się z tą drugą osobą
(świadomie czy nie), związek pielęgnować należy. Za radami autorki można
również pójść w kwestii wyciszania konfliktów i przebaczania. W tym
miejscu Virginia podaje bardzo ciekawe ćwiczenie, które w efekcie ma nam pomóc
wybaczyć drugiej stronie jakąś doznaną od niej krzywdę. Ćwiczenie to ma być
pomocne również w przypadku osób z naszej przeszłości. Nie wiem, czy działa, bo
nie próbowałam. Autorka uważa, że tak. Na koniec Virginia Clarke porusza
kwestię wzajemnych zbliżeń, czyli co zrobić, żeby nie znudzić się sobą w łóżku.
Tego tematu nie będę analizować, bo możliwe, że czytają mój blog dzieci. Zainteresowanych
odsyłam do książki.
Podsumowując, mogę stwierdzić, że niektóre z rad zaproponowanych przez
autorkę naprawdę mogą pomóc człowiekowi w relacjach damsko-męskich. Zauważyłam,
że Virginia bardzo często odwołuje się do religii. Na przykład twierdzi, że
partnera naszych marzeń można wyprosić sobie poprzez modlitwę do Boga.
Oczywiście, nie opiera się jedynie na religii katolickiej. Podaje przykłady
także z innych wierzeń. Niemniej najbardziej zaskoczyło mnie, że według
autorki jednym z najważniejszych elementów stworzenia szczęśliwego związku jest
pielęgnowanie miłości własnej. Dla mnie coś takiego zawsze kojarzyło się z
narcyzmem. No bo, jak inaczej nazwać sytuację, w której wciąż powtarzamy sobie,
że jesteśmy najwspanialsi, najmądrzejsi, najpiękniejsi i w ogóle tacy „naj?
Moim zdaniem to tak, jakbyśmy nie mieli pokory, tylko funkcjonowali jako ludzie
naładowani pychą. A według mnie pycha jest cechą skrajnie negatywną. Nie wiem,
jakie jest Wasze zdanie. Może się mylę.
Zdaniem Virginii Clarke bardzo ważne jest również zapomnienie o
przeszłości. Trzeba pamiętać, aby partnera nie faszerować na co dzień
szczegółami z naszych przeszłych związków, które z reguły były nieudane, skoro
nie przetrwały. Oczywiście, nie wolno też nastawiać się negatywnie już na
starcie, kiedy kogoś dopiero poznajemy. Czasami jest tak, że ludzie po złych
doświadczeniach już na początku nowej znajomości zakładają, że i tak nic z tego
nie będzie i żyją w ciągłym strachu i oczekiwaniu na rychły koniec znajomości.
Takich rad mogłabym przytaczać Wam wiele, ale wtedy już nie sięgnęlibyście
po poradnik. Myślę, że nawet osoby, które nie wierzą, że można z tego typu
publikacji wynieść coś wartościowego, powinny książkę przeczytać. Może nie od
razu całość, ale fragmentami. Można podzielić ją sobie na kilka części,
ponieważ oprawa graficzna na to pozwala, i czytać etapami wtedy, gdy mamy na to
czas. Przyznam, że ja tak właśnie czytałam i mam po lekturze jak najbardziej
pozytywne odczucia, pomimo że podeszłam do niej z niechęcią. Dlatego, skoro
taki sceptyk w kwestii poradników, jak ja dojrzał w książce coś wartościowego,
to może jednak warto po nią sięgnąć? A może komuś naprawdę pomoże w naprawieniu
swojego małżeństwa, czy związku partnerskiego? Albo po prostu pozwoli spojrzeć
inaczej na kolejną nową znajomość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz