wtorek, 23 maja 2017

Nie należę do osób, które ulegają trendom modowym...








ROZMOWA Z EDYTĄ ŚWIĘTEK




Edyta Świętek to autorka powieści obyczajowych adresowanych głównie do kobiet, choć zapewne wśród czytelników jej prozy nie brak również mężczyzn. Urodziła się i wychowała w Krakowie. Z wykształcenia jest ekonomistką, natomiast powieści pisze z zamiłowania. Jej największym marzeniem jest kreowanie takich historii, które sama czytałaby z przyjemnością. Uwielbia aktywny wypoczynek, czyli długie rodzinne spacery oraz bieganie. Oprócz literatury, jej pasją są dobra muzyka i zwierzęta. W 2010 roku zadebiutowała powieścią zatytułowaną „Zerwane więzi”. W tym samym roku na rynku wydawniczym ukazała się druga jej książka nosząca tytuł „Alter ego”. Od tamtej pory Autorka publikuje regularnie. Większość jej powieści opublikowało Wydawnictwo Replika. Wśród nich znajdują się między innymi takie tytuły, jak: „Cienie przeszłości” (2014), „Tam, gdzie rodzi się miłość” (2015), „Tam, gdzie rodzi się zazdrość” (2015), „Noc Perseidów” (2016), „Wszystkie kształty uczuć” (2016) czy „Miód na serce” (2016). W bieżącym roku do rąk czytelników trafiła niezwykła saga rodzinna z Nową Hutą w tle. Cykl nosi tytuł „Spacer Aleją Róż”, a premiera drugiej części – „Łąki kwitnące purpurą” – ma miejsce właśnie dzisiaj. Całość to pięciotomowa historia rodziny Szymczaków pochodzących z podkrakowskiej wsi. Obecnie Edyta Świętek pracuje nad kolejnymi częściami sagi.  




Agnes A. Rose: Dziękuję Ci serdecznie, że zgodziłaś się przyjąć moje zaproszenie do rozmowy. Dziś jest premiera drugiego tomu Twojej rodzinnej sagi zatytułowanej „Spacer Aleją Róż”. Akcja tej historii rozpoczyna się tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, kiedy Polska z jednej strony musi zmagać się z trudnościami odbudowy kraju po jego dewastacji przez nazistów, a z drugiej trzeba stawić czoło komunistom. Skąd pomysł na tego rodzaju opowieść? Dlaczego akurat teraz pomyślałaś o napisaniu sagi rodzinnej, skoro Twoje poprzednie powieści to raczej książki autonomiczne z akcją umiejscowioną we współczesnych realiach?

Edyta Świętek: Dziękuję uprzejmie za zaproszenie do rozmowy, bardzo mi miło.
Pomysł na sagę „Spacer Aleją Róż” ma bezpośredni związek z miejscem, w którym urodziłam się i wychowałam. W uzupełnieniu do powyższego biogramu chciałabym powiedzieć, że ponad dwadzieścia lat przeżyłam w Nowej Hucie, najmłodszej dzielnicy Krakowa. Jest to miejsce niezwykle specyficzne, o interesującej architekturze. Mimo że ma stosunkowo krótką historię, obfituje ona w wiele niezwykłych i dramatycznych wydarzeń. Według mnie śmiało można stwierdzić, że nowohuccy robotnicy w dużej mierze przyczynili się do walki z systemem totalitarnym. A ponieważ w ostatnich latach opublikowałam kilka powieści obyczajowych, które spotkały się z wielką przychylnością czytelników, postanowiłam tym razem zaserwować im coś obszerniejszego i mocniejszego w odbiorze.





AAR: Głównymi bohaterami sagi są Szymczakowie, którym nie wiedzie się za dobrze. Każdego dnia muszą bowiem zmagać się z coraz to nowymi problemami. Czy rodzina Szymczaków to stricte fikcyjni bohaterowie, czy może są oni wzorowani na kimś, kogo znasz bądź znałaś?

EŚ: Szymczakowie są rodziną na wskroś fikcyjną, od początku do końca stanowią wytwór mojej wyobraźni. Absolutnie żadna z postaci nie ma swojego realnego pierwowzoru.

AAR: Czy możesz zdradzić nam, jak wygląda proces tworzenia sagi od strony merytorycznej?

EŚ: Bez wątpienia jest to ogromne wyzwanie. Do napisania tego cyklu przymierzałam się już od kilku lat. Pomysł dojrzewał stopniowo, a w mojej głowie z wolna powstawał zarys fabuły. Zależało mi na tym, aby fikcyjna rodzina Szymczaków wzięła udział w prawdziwych wydarzeniach historycznych i spotkała na swojej drodze realne postaci z epoki. W związku z tym musiałam zgromadzić sporo materiałów związanych z tłem społecznym, historycznym i obyczajowym. Są to publikacje książkowe, artykuły prasowe oraz internetowe. Bogatym źródłem informacji, choć traktowanym przeze mnie z przymrużeniem oka, są zapisy Polskiej Kroniki Filmowej. Cenię je głównie z uwagi na chęć oddania przeze mnie w tekście realizmu języka czy nawet mody obowiązującej w minionych dekadach.

AAR: O Nowej Hucie mówi się, że to najmłodsza dzielnica Krakowa. To właśnie tam umieściłaś akcję „Spaceru Aleją Róż”. Wiem, że jesteś emocjonalnie związana z tym miejscem. Czy to tylko ten jeden fakt sprawił, że zdecydowałaś się na taki krok, czy może kryje się za tym coś więcej?

EŚ: Prócz sentymentu, jakim darzę miejsce pochodzenia, miałam na uwadze jeszcze jeden istotny czynnik. Otóż większości ludzi Nowa Huta kojarzy się przede wszystkim z dymiącymi kominami kombinatu metalurgicznego oraz nieciekawą reputacją mieszkańców. Zależało mi na tym, aby niejako odczarować to miejsce i pokazać, że to nie tylko ciężki przemysł i żądni przygód awanturnicy, ale również piękne, tonące w zieleni osiedla, interesująca architektura, przestrzeń oraz niepowtarzalny klimat starych zabudowań, a przede wszystkim ludzie z krwi i kości, którzy stworzyli to miejsce i kochają je tak mocno jak ja.

AAR: Czy kiedy zaczynałaś pisać „Cień burzowych chmur”, wiedziałaś już, że na jednym tomie się nie skończy? Czy od samego początku miałaś tę historię zaplanowaną na kilka książek?

EŚ: Już od pierwszej chwili, gdy zasiadłam przed komputerem, aby zacząć pracę, wiedziałam, że nie skończy się na jednym tomie. W pierwotnej wersji zaplanowałam trzy części i taki nakreśliłam plan. W trakcie pisania pierwszego tomu już wiedziałam, że będę musiała zmodyfikować wcześniejsze założenia, gdyż zaplanowana przeze mnie powieść ma dużo większy potencjał. Obecnie staram się trzymać założenia, że cykl powinien zamknąć się w pięciu tomach. Mogę jednak stwierdzić [śmiech], że nie wiem, czy uda mi się zrealizować projekt w takiej postaci. Aktualnie nanoszę ostatnie kosmetyczne poprawki w trzecim tomie. Jego akcja kończy się w 1967 roku, a więc przede mną jeszcze całe lata historii, którą chciałabym wykorzystać. Ponadto chęć skrupulatnego opisania rozrastającej się rodziny Szymczaków sprawia, że każdy następny tom jest obszerniejszy od poprzedniego. Potencjał tak licznej rodziny jest naprawdę gigantyczny. A w powieści jak w życiu – wszystko zdarzyć się może.

AAR: Jak wspomniałam wyżej, z wykształcenia jesteś ekonomistką, czyli jesteś umysłem ścisłym. Skąd zatem pomysł, aby zacząć pisać książki?

EŚ: Wbrew pozorom jedno służy drugiemu. Mawia się, że matematycy są świetnymi muzykami. Ja uważam, że podobnie ma się rzecz z literaturą. Królowa nauk ścisłych bywa przydatna choćby podczas kompozycji tekstu. Jest rzeczą oczywistą, że harmonijne rozłożenie napięcia w fabule pozwala na przyjemniejszy odbiór całości. Podobnie ma się rzecz z dialogami oraz opisami, które powinny być w miarę równomiernie wyważone. Osobiście nie lubię powieści, które są przeładowane dialogiem, a o pewnych faktach czy charakterystykach ludzi i miejsc czytelnik dowiaduje się wyłącznie z rozmów, jakie prowadzą postaci. Lubię plastyczne opisy, dające wyobrażenie rozgrywających się wydarzeń. Powieść musi zawierać elementy, które sprawią, że czytelnik zobaczy barwy i kształty, poczuje panujące warunki atmosferyczne i zapachy. Uważam, że opowiadana przez autora historia nie może być odbierana jedynie zmysłem wzroku, trzeba ją poczuć znacznie intensywniej. Umysł ścisły bardzo w tym wszystkim pomaga: skłania ku wprowadzeniu w świat humanistyczny pewnego uporządkowania i zapanowania nad chaosem. Ponadto wydaje mi się (to mój wyjątkowo subiektywny pogląd), że osoby o takim umyśle są bardziej zdyscyplinowane podczas pracy. Ustalają konkretne cele i po prostu je realizują – bez bujania w obłokach.




AAR: Literatura kobieca jest dziś niezwykle popularna. Na rynku pojawiają się lepsze i gorsze powieści reprezentujące ten gatunek. Jak myślisz, co wyróżnia tę literaturę na tle innych? Dlaczego tego rodzaju powieści są obecnie tak popularne?

EŚ: Zacznę może od tego, że nasze codzienne życie obfituje w stres, poczucie chaosu i nieustanną pogoń – właściwie nie wiadomo za czym. Jesteśmy w nieustannym biegu: zmęczeni, wiecznie zaaferowani ważnymi sprawami. Powieści kategoryzowane jako literatura kobieca mają za zadanie oderwać nas od szarej rzeczywistości. Przenoszą w świat marzeń, w którym czasami chciałybyśmy się znaleźć, aby choć na chwilę uwolnić się od prozy życia. Nawet, jeśli te historie bywają smutne i pozbawione happy endu, często czytamy je z wypiekami na policzkach. Dają bowiem chwile przyjemności, zapomnienia. Jeśli zawierają duży dramatyzm – często skłaniają ku rewizji własnych nieszczęść i docenieniu tego, co podarował nam los.

AAR: Zauważyłam, że często mówisz o „Nocy Perseidów”, iż jest to książka, która wiele dla Ciebie znaczy i jest Ci bardzo bliska. Dlaczego?

EŚ: Powieść „Noc Perseidów” jest dla mnie o tyle istotna, że wyjątkowo mocno zżyłam się z występującymi w niej postaciami. Szczególnie chodzi tu o Tomka, który na oczach czytelnika przechodzi gruntowną metamorfozę i radykalnie zmienia swój punkt widzenia. Istotne było pokazanie czytelnikom tego, jak bardzo dziecięce marzenia mogą determinować naszą przyszłość. Mam nadzieję, że skłoniłam czytelników również do tego, aby zastanowili się, czy warto realizować pragnienia za wszelką cenę, nie licząc się z niczym i prąc po trupach do celu.

Jest to także wyznacznik pewnego kierunku, w którym pragnę podążać. Osobiście nie lubię przesłodzonych, sielankowych historii, w których występują lukrowani i nieskazitelni bohaterowie. W „Nocy Perseidów” ukazałam życie takim jakie ono jest – ze wszystkimi elementami, których nie akceptujemy. Brak tu wyidealizowania którejkolwiek postaci. Bohaterowie pozytywni posiadają wady i popełniają karygodne błędy. Ulegają egoizmowi, popadają w obojętność czy zwątpienie. Postaci negatywne nie są przesiąknięte złem do szpiku kości. Starałam się nakreślić je w taki sposób, aby czytelnik dostrzegł motywy ich postępowania, bądź czynniki, które ukształtowały ich charaktery.

AAR: Jesteś dość płodną pisarką, która w dodatku pracuje zawodowo. Jak zatem godzisz pisanie książek z pracą zawodową?

EŚ: Przyznaję, że jest to dość trudne zadanie. Pracuję w biurze i mam sztywno ustalony czas pracy. W drodze do domu myślę o tym, o czym chciałabym napisać wieczorem. Po powrocie z biura zajmuję się domem i staram się spędzić trochę czasu z rodziną. Przed komputerem zasiadam wieczorem. Zwykle mam już starannie zaplanowane sceny, nad którymi będę pracowała. Pomimo wielu obowiązków nie rezygnuję z aktywności fizycznej, uważam, że sport jest równie ważny dla ciała co rozrywki intelektualne dla umysłu. Mój dzień jest więc bardzo wypełniony i cierpię na niemalże chroniczny brak czasu. Z tego też względu nie lubię ludzi, którzy są spóźnialscy, nie wywiązują się terminowo z obietnic i nie szanują mojego czasu.

AAR: Pisanie której powieści stanowiło dla Ciebie największe wyzwanie? Jeśli pojawiły się jakieś trudności, to w jaki sposób sobie z nimi poradziłaś?

EŚ: Z całą pewnością największym wyzwaniem jest napisanie pięciotomowej sagi, której akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Dość trudne jest dostosowanie języka dialogów do zmieniającej się mowy potocznej. Nasz sposób wysławiania się nieustannie ewoluuje, co szczególnie mocno widać w ostatnich dekadach. Do tego jeszcze dochodzi podłoże historyczne i społeczne, które musi być oddane w wiarygodny sposób – bez przekłamań. Nie jest łatwo wpleść postaci fikcyjne w prawdziwe wydarzenia, ale zależało mi na tym, aby rodzina Szymczaków nie pozostawała wyłącznie biernymi obserwatorami zachodzących przemian.

AAR: O „Spacerze Aleją Róż” można powiedzieć, że poniekąd jest to opowieść z historią w tle, choć niektórzy uważają, że aby traktować jakąś powieść w kategorii beletrystyki historycznej, jej akcja musi rozgrywać się co najmniej sto lat temu. Są też tacy, którzy twierdzą, że to nie tło powieści stanowi o tym, czy jest to powieść historyczna, czy nie, lecz jej bohaterowie, czyli postacie autentyczne znane z historii, jak na przykład monarchowie. Zapytam zatem czy zamierzasz w przyszłości sięgnąć po tematykę stricte historyczną? Ostatnio dość modne są opowieści z akcją w XIX wieku.

EŚ: Nie należę do osób, które ulegają trendom modowym. Czytelnicy przeżywali już falę ekscytacji powieściami o wampirach, tekstami erotycznymi, teraz chętnie sięgają po powieści w stylu retro. Ja piszę przede wszystkim o tym, co mi w duszy gra – niezależnie od tendencji rynku wydawniczego. Jeżeli jednak przyjdzie mi do głowy interesujący pomysł na powieść osadzoną w jakichś ciekawych historycznie czasach, to oczywiście podejmę się takiego wyzwania.

AAR: Czego nauczyło Cię pisanie?

EŚ: Z całą pewnością mogę powiedzieć, że pisanie powieści wyzwala w człowieku ogromną kreatywność i pobudza wyobraźnię. Nam, pisarzom, wystarcza jakiś drobiazg: piórko unoszone podmuchami wiatru, czyjaś wyrazista twarz lub usłyszane mimochodem zdanie, i potrafimy dorobić sobie do tego gigantyczną historię, której korzenie sięgają trzy pokolenia wstecz. Pisanie nauczyło mnie uważniejszej obserwacji świata. Autor, prócz tego, że powinien pięknie operować słowem i mieć do opowiedzenia coś interesującego, musi też umieć słuchać. Skupiać się na drobiazgach. Wykazywać się ogromną empatią.

AAR: Jak bardzo zmieniło się Twoje życie od czasu, kiedy wydałaś swoją pierwszą powieść?

EŚ: Mogę stwierdzić, że od tamtej pory zaszedł w moim życiu cały szereg zmian. Nie było rewolucji i wywracania wszystkiego do góry nogami – ten proces następował sukcesywnie, i myślę, że nadal trwa. Przede wszystkim nauczyłam się inaczej zarządzać moim czasem. Ponieważ wciąż pracuję zawodowo i świetnie udaje mi się godzić wypełnianie obowiązków wynikających z etatu z działalnością literacką, mój dzień jest niebywale wypełniony. Dbam o to, aby być pisarką od poniedziałku do piątku w godzinach popołudniowych i wieczornych. Można rzec, że traktuję to jak pracę na dodatkowym etacie. Moja rodzina w pełni to akceptuje i bardzo wspiera mnie na każdym kroku. Nie ukrywam, że większość spraw domowych kręci się niejako wokół mojej działalności literackiej i w pewien sposób jest jej podporządkowana. Stąd też dbam o to, aby weekendy spędzać z bliskimi osobami. Zazwyczaj w soboty, niedziele oraz święta nie włączam komputera – o ile nie mam naprawdę pilnej pracy. Uważam, że ten czas należy się mężowi i synowi. Dlatego poza wyjazdami na imprezy takie jak targi książki, które jak wiadomo odbywają się sporadycznie, nie angażuję się w żadne akcje: przeglądy, festiwale i spotkania branżowe. Zresztą nawet wyjazdy na targi traktujemy jako okazje do wspólnego spędzenia czasu i wycieczkę, w czasie której robię sobie dwugodzinne wagary od rodziny. To tyle jeśli chodzi o sferę prywatną. Prócz niej jest jeszcze szereg przyjemnych emocji, jakich dostarczają mi moi wspaniali czytelnicy. Nim zaczęłam moją przygodę z literaturą były to doznania zupełnie obce.




AAR: Ostatnie badania dotyczące czytelnictwa w Polsce nie napawają optymizmem. Mówi się nawet, że dziś znacznie więcej ludzi pisze, niż czyta. Czy uważasz, że w takiej sytuacji pisanie książek ma sens? Czy w dobie dynamicznie rozwijającej się techniki pisanie książek ma jakąkolwiek przyszłość, skoro większość ludzi woli spędzać czas, oddając się zupełnie innym rozrywkom?

EŚ: Często słyszę podobne stwierdzenia i rzeczywiście zauważam, że osób piszących jest nieprawdopodobnie dużo. Myślę jednak, że nie byłoby nas, pisarzy, tak dużo, gdyby nie istnieli czytelnicy. Oczywiście są ludzie, którzy nie sięgają po żadne lektury i wolą mniej skomplikowane rozrywki. Na szczęście jest też ogrom osób czytających, co widać szczególnie przy okazji takich imprez jak przywoływane przeze mnie wcześniej targi książki.

AAR: Obecnie pracujesz nad kolejnymi tomami „Spaceru Aleją Róż”. Mam nadzieję, że okażesz się łaskawa dla Bronka Szymczaka i pozwolisz mu wreszcie zaznać choć trochę szczęścia [śmiech]. Czy wiesz już co potem? Masz pomysł na następną powieść?

EŚ: Mam już pewien pomysł, ale przyznam szczerze, że nie lubię uprzedzać faktów i opowiadać o moich planach. Wynika to trochę z mojej przezorności, gdyż jak powiedział niegdyś Woody Allen: Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość. Z pomysłami na powieści jest tak, że przychodzą do głowy w najmniej spodziewanym momencie. Zazwyczaj też najbardziej atrakcyjne do zrealizowania są te najświeższe. Saga „Spacer Aleją Róż” pochłonie jeszcze cały rok mojej uwagi. Trudno więc powiedzieć, jakie historie zdążę wymyślić w tym czasie.

AAR: Edyto, dziękuję Ci serdecznie za rozmowę i życzę powodzenia w tworzeniu nowych opowieści. Czy jest coś, co chciałabyś dodać na koniec?

EŚ: Ja również dziękuję za przyjemną rozmowę. Na koniec chciałabym serdecznie pozdrowić moich czytelników – obecnych oraz przyszłych. Życzę Wam udanego spaceru aleją Róż.

Chciałabym także pogratulować Ci, Agnieszko, doskonale prowadzonego bloga – lubię czytać Twoje recenzje, ponieważ prócz odniesień do literatury znajduję tam również dużą wartość dodaną w postaci ciekawych faktów historycznych. Życzę Ci wielu sukcesów w tej dziedzinie.

AAR: Bardzo dziękuję za miłe słowa.



Rozmowa i redakcja
Agnes A. Rose








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz