LITERAT WRZEŚNIA 2011
ROZMOWA Z MARIĄ ULATOWSKĄ
Czy jest najlepszy
czas na pisanie książek? Próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, postanowiłam
porozmawiać z autorką książki, która niedawno wpadła mi w ręce, książki pod tytułem
„Sosnowe dziedzictwo”. Sympatyczny tytuł i urokliwa okładka. Oto, co skłoniło
mnie do zakupu i przeczytania tej pozycji. Cóż, o autorce przecież nic nie
wiedziałam. Nic, poza tym, co wyczytałam na tylnej okładce: pisać zaczęła
dopiero na emeryturze. I szalenie mnie to zaintrygowało. Na emeryturze? Odważna
osoba. Koniecznie muszę ją poznać. A gdy już poznałam – poprosiłam o rozmowę.
Agnes Anne Rose: Czy jest najlepszy czas na pisanie książek?
Maria Ulatowska: Na realizację marzeń każdy czas jest dobry. Mój czas nadszedł na emeryturze.
Nic już nie muszę, wszystkie zobowiązania poza mną, więc czas, którego mam już
raczej mniej, niż więcej – wykorzystam dokładnie tak, jak chcę. Podkreślam, że
mówię to każdemu, kto dziwi się, że tak długo dałam na siebie czekać, jak określił
to wydawca Dużego Ka (wywiad ze mną ukazał się w specjalnym wydaniu papierowym,
przygotowanym na Warszawskie Targi Książki). Napisać książkę chciałam zawsze.
Od dziecka. Dziecka, które samodzielnie czytało od piątego roku życia i bez
książek w ogóle nie wyobrażało sobie świata. I tak mi już zostało. Do dziś. Ale
że apetyt wzrasta w miarę jedzenia, w pewnym momencie zaczęło mi się wydawać,
iż skoro tyle już książek przeczytałam, to może sama spróbuję jakąś napisać.
A.A.R.: Czy można, ot tak sobie, postanowić napiszę książkę? I na dodatek ją
napisać?
M.U.: Z początku śmiałam się sama z siebie. Ale ziarenko zakiełkowało. Nic więc
nikomu nie mówiąc, rozpoczęłam stukanie w klawiaturę. I jak już raz stuknęłam przepadłam.
Pisało mi się samo, naprawdę. Moi bohaterowie zaistnieli i rozpoczęli własne
życie. Lubili mnie, więc zgadzali się na to, że prowadzę ich za rękę. Ale
niejednokrotnie robili, co chcieli na co ja z kolei się godziłam, bo też ich
lubiłam. Nikt z rodziny nie wiedział, że powstaje „sosnowa historia”. Chciałam,
żeby nikt nie wiedział, bo bałam się po pierwsze, że nie ukończę tej książki,
bo skończą mi się pomysły, albo utracę zdolność pisania, a po drugie, że
napisać napiszę, ale książka zostanie w szufladzie. Bo przecież nikt jej nie
wyda. I w tej takiej konspiracji pisało mi się lepiej. Pomysł urodził się sam,
a w jego rozwijaniu brali już udział wszyscy bohaterowie powołani do życia przez
mój związek z klawiaturą. Większa część opowieści to fikcja literacka, lecz
wątki z Powstania Warszawskiego, które wplecione są w treść pierwszej części oparte
są na autentycznych przeżyciach mojej rodziny.
A.A.R.: Przede mną leżą dwie „sosnowe książki”. O czym one są? (mowa o „Sosnowym dziedzictwie”
i „Pensjonacie Sosnówka” przyp. red.)
M.U.: (Autorka śmieje się). Wolałabym, żeby czytelnicy przeczytali książki, a
nie ich streszczenie. Nie powiem więc, o czym są. Ale może uda mi się trochę
kogoś zaintrygować. Pod pewną doniczką z paprotką ukryte jest coś, co
diametralnie zmienia życie bohaterki obu książek. Można powiedzieć, że zmiana ta
rozpoczęła swoje życie na początku Powstania Warszawskiego, choć wówczas na
świat przyszła dopiero mama głównej bohaterki. Czytelnik dowiaduje się o
faktach raz z retrospekcji raz w czasie bieżącym. Gdy już wiadomo, co, skąd i
jak, zostajemy przeniesieni w głąb sosnowego lasu, nad urocze jezioro, gdzie –
no właśnie, gdzie co? Obie „sosnowe historie” to opowieść o dziewczynie, której
los dał szansę na drugie życie. To pierwsze, przeżyte w Warszawie, obfitujące w
zdarzenia zdecydowanie niemiłe i przykre poronienie, rozwód, tragiczna śmierć
rodziców – Anna pozostawia za sobą i decyduje się na coś zupełnie nowego.
Decyduje się na przeprowadzkę do małej dziurki, leżącej na Kujawach, wśród
lasów, nad jeziorem. Zaczyna prowadzić pensjonat, ale czy to łatwy kawałek
chleba? Czy tak łatwo jest zrezygnować z życia w stolicy? Anna rzuca się w wir
tego nowego życia. Zdobywa nowych przyjaciół, znajduje nową miłość i nowe
dziecko. Już kilkuletnie. Dziecko, o które trwa walka między jego ojcem a jego
matką. Po czyjej stronie opowie się Anna? Którego z rodziców wybierze mały
Florek? Jak skończy się ta walka i czy skończy się w ogóle? Co zrobić ze zmaterializowaną
raptem żoną w zasadzie byłą, niemniej bez rozwodu? Jak przyjąć sławę w wieku
lat sześćdziesięciu? A jak poradzić sobie w tym wieku z miłością? Takie i inne
dylematy są udziałem Anny i jej przyjaciół. Sosnówka, miejsce, o którym pomyślisz:
chcę tam być. A o książkach pomyślisz: chcę je przeczytać.
A.A.R.: Świetnie. Chyba wszyscy już są zaintrygowani. A trzecia książka, pani Mario?
Wiem z zapowiedzi, że ma się ukazać w październiku. Czy to dalsza część „sosnowych
historii”?
M.U.: Nie. „Sosnowych historii” na razie dosyć, choć nie mówię, iż bohaterowie z
Sosnówki już nigdy i nigdzie się nie pojawią. „Domek nad morzem” to opowieść o
trójce przyjaciół, których losy splatają się i wiążą ze sobą. Miłość, tragedie
osobiste, marzenia… Najkrócej, jak można, powieść obyczajowa. Dzieciństwo,
młodość, przyjaźnie takie na śmierć i życie. I dalej, życie właśnie. Poplątane...,
jak to w życiu. Czasem jest smutno, czasem wesoło; różnie. To opowieść o tym,
że mimo najróżniejszych przeciwności jednak czasami marzenia się
spełniają. Nawet, jak już przestaniesz w to wierzyć.
A.A.R.: Teraz jestem zaintrygowana tą książką. I bardzo na nią czekam. Serdecznie
dziękuję za rozmowę.
M.U.: A tu okładka „Domku nad morzem”. Prawda, że piękna?
Rozmowa i redakcja:
Agnes Anne Rose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz