Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki. Dziękuję!
Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice
2018
Bona Sforza d’Aragona (1494-1557) stanowi jedną z wielu
postaci historycznych budzących kontrowersje. Jedni przypisują jej ogromne
zasługi dla Polski, zaś inni szkalują i nazywają „trucicielką”. Prawdą jest, że
przez bardzo długi czas była nie doceniana. Bardzo źle wypowiadali się o niej
przeciwnicy polityczni oraz ci, którym Bona nadepnęła na odcisk, a potem byli
to kolejni dziejopisarze, którzy bezrefleksyjnie powtarzali słowa swoich
poprzedników. Bona Sforza d’Aragona przyszła na świat jako włoska księżniczka.
Była córką i zarazem przedostatnim dzieckiem Giana Galeazza Sforzy (1469-1494)
i Izabeli Aragońskiej (1470-1524). Notatka sporządzona własnoręcznie przez
królową w jej Modlitewniku wskazuje,
że było to dokładnie 2 lutego (sobota) 1494 roku o godzinie 13:30. W tamtym
czasie godziny urodzeń dzieci pochodzących z arystokratycznych rodzin były
bowiem skrupulatnie zapisywane ze względów astrologicznych, dlatego też notatka
ta wydaje się być jak najbardziej wiarygodna.
Izabela Aragońska, myśląc perspektywicznie, pragnęła
zapewnić swej córce jak najlepsze wykształcenie, co w przyszłości miało na celu
doprowadzić do zawarcia przez Bonę intratnego małżeństwa. Była ona bowiem jedyną
spadkobierczynią bogatego Księstwa Bari i Rosanno. W związku z tym Bona
dogłębnie poznała historię, matematykę, prawo, teologię, która wtedy była zastrzeżona
jedynie dla mężczyzn, a także nauczyła się gry na instrumentach, jazdy konnej,
opanowała sztukę polowania oraz przyswoiła sobie takie kobiece umiejętności,
jak taniec, śpiew, muzykę i oczywiście hafciarstwo. Ówcześni mężczyźni mogli
czuć się niekiedy wielce zawstydzeni w jej towarzystwie, ponieważ Bona
błyszczała wiedzą nie tylko na temat pism redagowanych przez wybitnych ojców
Kościoła, ale także antycznych twórców, jak Marek Tulliusz Cyceron (106-43
p.n.e.) czy Publiusz Wergiliusz Maro (70-19 p.n.e.). Biegle posługiwała się nie
tylko językiem włoskim, lecz również łacińskim, niemieckim, zaś po ślubie z
Zygmuntem I Starym (1467-1548) także polskim.
Królowa Bona Sforza d’Aragona (1521)
Drzeworyt pochodzi z dzieła
Justusa Ludwika Decjusza
(ok. 1485-1545).
|
Pomimo iż mówiono, że dwór w Bari jest siedliskiem
wszelkiego rodzaju cielesnych uciech i romansów, w których aktywnie miała
uczestniczyć także matka przyszłej królowej Polski, to jednak sama Bona była
raczej powściągliwa w tych sprawach i daleka od ulegania pokusom. Generalnie odrzucała
umizgi przystojnych młodych mężczyzn. Niemniej podejrzewano ją o płomienny
romans z Hektorem Pignatelim (?-1535), który był synem kochanka jej matki.
Chociaż była powściągliwa w używaniu życia, to jednak postrzegano ją jako osobę
niebezpieczną. Po Izabeli Aragońskiej miała bowiem odziedziczyć skłonność do
pozbywania się swych wrogów przy pomocy trucizn. Na taki wizerunek wpływ miał
zapewne fakt, iż wielką sympatią Bona darzyła największą trucicielkę swojej
epoki, czyli córkę papieża Aleksandra VI (1431-1503) – Lukrecję Borgię
(1480-1519), z którą przez pewien czas gorliwie wymieniała korespondencję.
Izabela Aragońska robiła wszystko, co tylko mogła, aby
korzystnie wydać Bonę za mąż. W ten sposób pragnęła bowiem, choćby jedynie
częściowo, odzyskać utracone wcześniej strefy wpływów. W żyłach Bony płynęła
przecież krew europejskich cesarzy, papieży i królów. Czasami Izabela Aragońska
mierzyła aż za wysoko, co tylko przysparzało jej rozczarowań. Kiedy 2
października 1515 roku władca największego państwa Europy Środkowej stracił
małżonkę, cesarz Maksymilian I Habsburg (1459-1519) podjął działania mające na
celu wprowadzić na tron Polski jedną ze swoich protegowanych. I tak oto przy
pomocy kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego (1467-1532) przedstawił owdowiałemu
Zygmuntowi I, pochodzącemu z dynastii Jagiellonów, trzy kandydatki, wśród których była także Bona Sforza d’Aragona.
Utrata ukochanej żony i żałoba sprawiły, że polski król odrzucił wszystkie
kandydatki, uznając, że ponowne małżeństwo będzie niestosowne w obliczu jego wielkiego
cierpienia, a także zbyt krótkiego czasu, jaki upłynął od śmierci żony. Kiedy
minął niespełna rok, propozycję ponowiono i przedstawiono Zygmuntowi już tylko dwie
kandydatki. I tak oto w 1517 roku do Wilna, w którym Zygmunt uwielbiał przebywać,
przywieziono portret księżniczki Bari. Polski król był nią oczarowany już od
pierwszego wejrzenia. Ukryto przed nim prawdziwy wiek Bony, ponieważ lada dzień
miała ona skończyć dwadzieścia cztery lata, co w tamtych czasach uznawano za wiek
staropanieński. Do podpisania umowy przedślubnej doszło 21 września 1517 roku,
zaś dokument ten gwarantował księżniczce prawo dziedziczenia Księstwa Bari i
Rossano, co miało stanowić zabezpieczenie dla przyszłej królowej Polski.
Po zakończeniu pertraktacji i podpisaniu wspomnianej umowy
przedślubnej przez pełnomocników Zygmunta i rodziny Sforzów, w dniu 6 grudnia
1517 roku odbyły się w Neapolu zaślubiny per
procura (z łac. w zastępstwie),
podczas których kaliski kasztelan Stanisław Ostroróg (?-ok. 1519) poślubił w
imieniu polskiego króla księżniczkę Bonę. Po tym wydarzeniu rozpoczęto
intensywne przygotowania do wyjazdu Bony do Polski. Z kolei dzień ślubu, który
miał odbyć się w Krakowie, wyznaczono na 18 kwietnia 1518 roku. Kiedy wreszcie
13 kwietnia po długiej podróży Bona przybyła do podkrakowskiej Morawicy,
została niezwykle uroczyście powitana przez królewskich wysłanników. Wygłoszono
okolicznościową mowę, nie szczędząc przy tym na wychwalaniu zalet włoskiej
księżniczki. Natomiast sam Zygmunt spotkał się z Boną dopiero następnego dnia,
a było to na polu niedaleko Łobzowa. Monarcha zjawił się tam w towarzystwie orszaku
złożonego z najważniejszych świeckich i duchownych dostojników. Na przybycie
Bony król oczekiwał w specjalnym namiocie, przed którym rozwinięto czerwone
sukno, po którym narzeczeni szli na swe pierwsze spotkanie. Zygmunt podał Bonie
prawą rękę, zaś ona głęboko skłoniła się przed nim, po czym obydwoje padli
sobie w ramiona. Potem ponownie wygłoszono okolicznościowe mowy, które wielu
zapadły w pamięć na bardzo długo.
Umowa przedślubna zawarta pomiędzy Zygmuntem I Starym a
Izabelą Aragońską
w dniu 21 września 1517 roku. Kontrakt został zaakceptowany
przez cesarza niemieckiego
Maksymiliana I Habsburga.
|
Kiedy już przemówienia dobiegły końca, zebrani usłyszeli
huk armatnich salw honorowych, po czym cały orszak królewski wyruszył w stronę
Krakowa. Nad porządkiem przemarszu pieczę trzymał nadworny marszałek Piotr
Kmita Sobieński (1477-1553). Była to naprawdę barwna procesja, gdyż
towarzyszące magnatom orszaki ubrane były zgonie z rozmaitymi światowymi trendami
ówczesnej mody (Niemcy, Włosi, Francuzi, Węgrzy, Turcy). Widok ten wzbudził
ogromny podziw wśród ludności oglądającej owe widowisko. Przed bramami Kleparza
na przyszłą królową czekał już tłum mieszczan. Bonę powitał Stanisław Biel z Nowego
Miasta (?), który był wówczas rektorem Akademii Krakowskiej. Tutaj również
rozległy się armatnie wystrzały, natomiast Zygmunt i Bona obejrzeli
zaaranżowany pojedynek dwóch rycerzy. Potem procesja ruszyła dalej, tworząc
szpaler z członków władz miejskich, cechów rzemieślniczych oraz gildii
kupieckich.
Trasa, którą przejeżdżali przyszli małżonkowie była pięknie
udekorowana. Chociaż nie można było jeszcze ujrzeć specjalnie wzniesionych z
tej okazji małych form architektury ulotnej, jak bramy czy łuki triumfalne
(moda ta jeszcze nie dotarła do Polski), lecz mimo to przystrojone kosztownymi
tkaninami i kwiatami kamienice i tak budziły zachwyt. Tak zwana „droga
królewska” obejmowała Kleparz, Bramę Floriańską, ulicę Floriańską, rynek oraz
ulicę Grodzką, aż do katedry wawelskiej, gdzie na Zygmunta i Bonę czekali już
biskupi. Uroczystości powitalne trwały do późnego wieczora. Po odśpiewaniu
hymnu Te Deum laudamus, Bona została
odprowadzona do swoich komnat na Wawelu. Trzy dni później, zgodnie z planem,
odbyły się uroczyste ceremonie ślubne i koronacyjne. Bona miała tylko dwa dni,
by odpocząć po trudach podróży i wjeździe do Krakowa. Musiała też rozlokować
się w nowym miejscu i poczynić przygotowania do kolejnych uroczystości. Trzeba
pamiętać, że ten pełen przepychu wjazd do Krakowa, który wówczas był stolicą
królestwa, stał się wzorem dla potomnych, według którego organizowano kolejne
ceremonie wjazdu i powitania przybywających z zagranicy przyszłych królewskich
małżonek.
Bona Sforza d’Aragona i Zygmunt I Stary wraz z
towarzyszącymi im dworzanami.
autor: Jan Matejko (1838-1893)
|
Najnowsza powieść Renaty Czarneckiej rozpoczyna się w
chwili, gdy Bona Sforza d’Aragona przybywa do Polski i zostaje korowana na
królową Polski. Jest to niezwykle ważne wydarzenie nie tylko w życiu Zygmunta i
Bony, lecz także zwykłych ludzi. Oto bowiem następuje połączenie dwóch wielkich
dynastii: Jagiellonów i Sforzów. Bona ma tylko dwadzieścia cztery lata, zaś jej
małżonek przekroczył już pięćdziesiątkę. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się,
że ta ogromna różnica wieku będzie stanowić przeszkodę nie tylko w kwestii
wzajemnego porozumiewania się, ale także jeśli chodzi o wypełnianie obowiązków
małżeńskich, to jednak prawda okazuje się zupełnie inna. Zygmunt jest
zauroczony młodą małżonką, zaś Bona robi wszystko, aby podstarzały król nie
poczuł się odtrącony. W miarę upływu czasu i w jej sercu zaczyna kiełkować
uczucie miłości do męża. Owocem nocy poślubnej jest bowiem ich najstarsza córka
Izabela (1519-1559), która dziedziczy imię po swej babce, Izabeli Aragońskiej.
W miarę upływu lat na świat przychodzą kolejne dzieci, w
tym upragniony syn, przyszły Zygmunt II August (1520-1572). Już od pierwszego
dnia życia jest on oczkiem w głowie matki. To przecież on ma odziedziczyć tron
po ojcu i przedłużyć dynastię Jagiellonów. I choć córki także nie są bez
znaczenia, bo wszak przy ich pomocy będzie można zaaranżować korzystne
małżeństwa i tym samym wzmocnić nie tylko pozycję dynastii, ale przede
wszystkim Polski, to jednak August jest tym, na którego Bona bezustannie chucha
i dmucha, dbając o to, by nie stała mu się żadna krzywda. Najlepiej byłoby, aby
na świat przyszedł kolejny zdrowy chłopiec. Niestety, los jakby się mścił. Z
każdym kolejnym porodem Bona jest coraz bardziej niezadowolona. Rodzi bowiem
córki, które chętnie oddałaby za choćby jeszcze jednego syna. W przeciwieństwie
do królowej, Zygmunt cieszy się z każdego nowego dziecka i wydaje się zupełnie
nie przejmować tym, że na Wawelu żyje tylko jeden następca tronu.
Jeśli ktoś myśli, że Bona stoi gdzieś z boku i biernie
przypatruje się temu, co dzieje się w polityce, to grubo się myli. Ona ją tworzy.
I choć to Zygmunt Stary nosi spodnie i oficjalnie rządzi krajem, to jednak
silniejszą stroną jest tutaj Bona. Doradza Zygmuntowi, a czasami wręcz otwarcie
się z nim spiera, jeśli widzi, że decyzje małżonka mogą mieć niekorzystny wpływ
nie tylko na kraj, ale także na Jagiellonów. Takim postępowaniem królowa bardzo
szybko przysparza sobie wrogów, dlatego też otacza się jedynie ludźmi
zaufanymi, głównie tymi, których przywiozła sobie ze słonecznej Italii. I tak
oto mijają lata, dzieci dorastają, Bona i Zygmunt się starzeją. Czas zatem
rozpocząć aranżowanie korzystnych małżeństw dla dzieci. Niestety, nie wszystko
idzie po myśli Bony. I znów dochodzi do sporów i rodzinnych konfliktów. Na tym
polu najwięcej problemów przysparza królowej ukochany syn.
Ja, królowa to
powieść, która stanowi kontynuację Księżnej Mediolanu i Madonn z Bari. I choć
fabuła książki od początku do końca skupia się na osobie Bony Sforzy i jej
panowaniu w Polsce, to jednak Autorka nie zapomina o postaciach znajdujących
się w otoczeniu królowej. Wraz z nimi czytelnik wędruje po wawelskich
komnatach, udaje się do Warszawy, podróżuje na Litwę, a nawet do dalekiej
Francji. Sama Bona jawi się tutaj jako niezwykle silna kobieta, która pragnie
za wszelką cenę osiągnąć zamierzony cel. I choć posiada niemało wrogów, to
jednak każdego dnia próbuje sobie z nimi radzić, pomimo że nie zawsze wygrywa.
Wydaje się, że jest bezwzględna w tym, co robi. Czytelnik wciąż zastanawia się,
czy te wszystkie plotki, które o niej rozpowszechniano były jedynie wymysłem
wyobraźni jej wrogów, czy faktycznie kryło się za tym coś więcej, a królowa
była zdolna do popełnienia zbrodni, byle tylko postawić na swoim. Z jednej
strony potrafi być naprawdę okrutna, zaś z drugiej kochająca, wyrozumiała, a
niekiedy po prostu bezsilna, szczególnie jeśli chodzi o rodzinę.
Na kartach powieści najbardziej kontrowersyjna władczyni
Polski na pewno nie jest przedstawiona jako postać czarno-biała, którą można
byłoby jednoznacznie ocenić. Autorka ukazuje nam ją na czterech płaszczyznach,
czyli jako królową, żonę, matkę i teściową. Niestety, te cztery obrazy nie
zawsze są ze sobą zgodne. Powieściowa Bona Sforza to połączenie tak wielu
sprzeczności, że naprawdę trudno jest stwierdzić, która z jej twarzy jest
prawdziwa. Jako królowej nie można zarzucić jej niczego złego, choć czasami
zdarza jej się przyznać, że nigdy nie darzyła Polski sympatią, lecz skoro już
los rzucił ją do kraju, w którym zimą okrutnie marznie, stara się działać na
jego korzyść, dlatego poprzez politykę, jaką uprawia próbuje nie tylko umacniać
własną dynastię, ale też Polskę na arenie międzynarodowej. Nie jest też złą
żoną. Widać, że jest bardzo przywiązana do Zygmunta i nawet jeśli nie darzy go
jakimś szczególnie płomiennym uczuciem, to małżonek jest jej bliski.
Zawieszenie dzwonu Zygmunta na wieży katedry w Krakowie w
1521 roku.
autor: Jan Matejko
|
Z kolei jako matce można jej wiele zarzucić. Współczesnego
czytelnika może zatem oburzać jej postępowanie wobec dzieci, ale trzeba
pamiętać, że w XVI wieku, a szczególnie w rodach panujących, dzieci nie rodziło
się po to, by je bezwarunkowo kochać i pragnąć ich dobra, lecz dlatego, aby w
przyszłości stały się częścią polityki. To dzięki nim zawierano korzystne sojusze,
łączono dynastie, a sami zainteresowani tak naprawdę nie mieli nic do
powiedzenia. Miłość zarówno ta małżeńska, jak i rodzicielska nie miała większego
znaczenia, jeśli w grę wchodziła polityka. W związku z tym kiedy Bona
dostrzega, że jej zabiegi na niewiele się zdały, w konsekwencji czego pod jej
dach wkracza ktoś, kto reprezentuje jej odwiecznych wrogów, natychmiast daje
temu wyraz. Królowa jest bardzo zaborcza jako matka. Ta zaborczość objawia się
przede wszystkim wobec Zygmunta Augusta. Czasami można odnieść wrażenie, że jej
miłość daleko wykracza poza tę stricte
macierzyńską. Gdyby nie fakt, iż August przyszedł na świat po to, by objąć tron
po ojcu i spłodzić następcę tronu, to Bona chętnie zatrzymałaby go przy sobie i
nie oddała żadnej innej kobiecie. Dlatego też wpada w furię, gdy jej jedyny syn
pragnie być samodzielny i podejmować własne decyzje.
Muszę przyznać, że nigdy nie darzyłam Bony jakąś szczególną
sympatią. Ta postać zawsze wydawała mi się okrutna, bezwzględna i po trupach
dążąca do celu. Możliwe, że dałam się zwieść opiniom tych kronikarzy, którzy przedstawiali
Bonę w złym świetle. Trudno jest mi powstrzymać się przed porównywaniem jej z
Katarzyną Medycejską (1519-1589). Moim zdaniem obydwie królowe łączyło nie
tylko pochodzenie, lecz przede wszystkim wizja dotycząca sprawowania rządów. Dla
mnie Bona Sforza d’Aragona jest postacią tragiczną, co oczywiście nie zmienia
faktu, że stanowi doskonały materiał na powieść czy film. Cieszy mnie ogromnie to,
iż Renata Czarnecka nie wybiela królowej. Pokazuje ją czytelnikowi taką, jaka
była naprawdę. Jak każdy człowiek miała wady i zalety. Żyła w bardzo ciekawych
czasach i wielokrotnie musiała stawiać czoła poważnym problemom. Autorka
zagłębia się w jej psychikę, ukazuje stan emocjonalny Bony i okoliczności,
które popychały ją do podejmowania takich czy innych decyzji. Nie da się zaprzeczyć,
że druga żona Zygmunta Starego odcisnęła trwałe piętno na historii Polski. Po
prawie pięciuset latach od jej śmierci wciąż o niej rozmawiamy, piszemy, a
nawet robimy filmy. Zapewne w chwili swojej tragicznej śmierci nawet przez myśl
jej nie przeszło, że ludzie z kraju, którego nie darzyła sympatią, zapamiętają
ją na wieki.
Ja, królowa to
powieść, po którą warto sięgnąć bez względu na to, czy postać Bony Sforzy budzi
sympatię czytelnika czy nie. Renata Czarnecka oddaje bowiem w nasze ręce
książkę, którą czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Ponadto podczas czytania
trudno jest powstrzymać się od własnej oceny Bony i towarzyszących jej osób. Autorka
nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie narzuca czytelnikowi własnego zdania,
lecz pozwala na swobodę interpretacji. Muszę przyznać, że dzięki książkom
Renaty Czarneckiej zaczęłam inaczej postrzegać królową Bonę. Za każdym razem, kiedy
czytam powieść Autorki mój stosunek do Jagiellonów nabiera innego wymiaru. Zachęcam
zatem do sięgnięcia po trzecią część opowieści o Bonie Sforzy i gwarantuję feerię
niezapomnianych czytelniczych doznań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz