poniedziałek, 27 maja 2013

Philippa Gregory – „Władczyni rzek”







Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice 2012
Tytuł oryginału: The Lady of the Rivers
Przekład: Urszula Gardner





Nie sądzicie, że takie ciągłe pisanie o książkach tego samego autora w samych superlatywach staje się powoli nudne? Byłoby znacznie ciekawiej, gdyby choć raz zaliczył wpadkę, prawda? Wtedy moglibyśmy się nad nim porozwodzić, podyskutować, może nawet dokonać porównań pomiędzy jego książkami. A tak czeka nas kolejna monotonna analiza ukazująca zalety jego pisarstwa, a właściwie jej, bo jak widać znów będę opowiadać o powieści niezrównanej Philippy Gregory.

Ta angielska pisarka otrzymała od losu naprawdę nieprzeciętny dar tworzenia prozy historycznej. Nie wiem, czy wśród obcych autorów znajduje się ktoś, kto może jej dorównać kunsztem pisarskim. Oczywiście cały czas mam na myśli powieści historyczne, ponieważ w odniesieniu do innych gatunków literatury ta kwestia może się nie sprawdzać. I najprawdopodobniej tak właśnie jest, że gdzieś tam w świecie żyją sobie pisarze lepsi od Philippy Gregory, ale tworzący inny rodzaj literatury.

Wróćmy jednak do Władczyni rzek, która stanowi trzecią część słynnej na całym świecie trylogii o Wojnie Kuzynów lub Wojnie Dwóch Róż. Prawdę powiedziawszy, gdyby ktoś z Was zapytał mnie w jaki sposób powinien czytać poszczególne części, wówczas poleciłabym mu odstąpienie od tego, co podaje wydawca. Powszechnie wiadomo, że zaczynamy od Białej królowej, potem jest Czerwona królowa, a na końcu Władczyni rzek. Jednak takie uszeregowanie jest zgodne jedynie z kolejnością powstawania poszczególnych tomów, natomiast poważnie rozmija się z chronologią wydarzeń zawartych w trylogii. Moim zdaniem, aby nie pogubić się w ciągłości zdarzeń, lekturę należy rozpocząć od Władczyni rzek, a potem przeczytać Białą królową i Czerwoną królową.  Ta ostatnia jest wstępem do cyklu tudorowskiego.

Czego zatem dotyczy Władczyni rzek, a może o kim opowiada? Musicie wiedzieć, że Philippa Gregory generalnie bardzo dużą uwagę skupia na średniowiecznych i renesansowych kobietach i ich życiu. Nie sądźcie jednak, że brak w jej twórczości męskich charakterów. O, nie! Mężczyźni są bardzo aktywni. Pamiętajmy, że w tamtym okresie to właśnie panowie dzierżyli władzę, a kobiety istniały tylko po to, aby rodzić następców tronu lub spadkobierców majątku. Kiedy na świat przychodziło dziecko płci żeńskiej, bardzo często mówiono: „Ech, to tylko dziewczynka”. Lecz z drugiej strony, kiedy czyta się powieści Philippy Gregory, to odnosi się nieodparte wrażenie, że mężczyźni są takimi marionetkami w rękach kobiet i tak naprawdę to one są silne i władcze, a to sprawia, że potrafią świetnie kierować nawet królestwem. Przyjrzyjmy się Małgorzacie Andegaweńskiej, która w Władczyni rzek jest jedną z tych kobiet, które wysuwają się na pierwszy plan.

Małgorzata Andegaweńska (1429-1482)
Małgorzata Andegaweńska była córką René I Andegaweńskiego, de Bar, hrabiego Prowansji i tytułowanego króla Neapolu oraz Izabeli Lotaryńskiej. W dniu 23 kwietnia 1445 roku w Titchfield w hrabstwie Hampshire poślubiła Henryka VI wywodzącego się z Domu Lancasterów. W polityce kraju odegrała ogromną rolę, szczególnie podczas wspomnianej wyżej Wojnie Dwóch Róż. Ponieważ Henryk VI został królem już w wieku kilku miesięcy, jego działania od samego początku nadzorowane były przez wyznaczonych do tego regentów. Co istotne, król cierpiał z powodu choroby psychicznej, którą najprawdopodobniej odziedziczył po swoim dziadku, Karolu VI Szalonym. Małgorzata i Henryk doczekali się jedynego potomka, którym był Edward Westminster. Jak wiadomo, syn monarchów nigdy nie został królem. Gdyby nie Wojna Kuzynów sprawy zapewne potoczyłyby się inaczej. Na dworze królewskim bardzo często szeptano, że Edward nie jest potomkiem Henryka VI, gdyż ten najprawdopodobniej był bezpłodny. Natomiast Małgorzata Andegaweńska miała kochanka, którym był Edmund Beaufort 2. książę Somerset. Niektórzy to właśnie jemu przypisywali ojcostwo.

Będąc w niepełni władz umysłowych, Henryk VI zgodził się bez problemu na odsunięcie od władzy Edwarda, a swoim następcą wyznaczył Ryszarda – księcia Yorku. To działanie stało się zabójcze dla kraju. Wówczas Małgorzata zebrała armię i ruszyła do walki z Yorkistami, którzy w swoim herbie mieli białą różę, zaś Lancasterowie czerwoną, stąd nazwa konfliktu. Królowa wraz ze swoim synem uciekła do Szkocji i Walii, a ostatecznie do Francji. Zawarła też sojusz z Ryszardem Neville’em – hrabią Warwick, zaś książę Edward został zaręczony z córką Warwicka – Anną Neville, która potem została żoną króla Ryszarda III Yorka.

Po chwilowej utracie tronu przez Henryka VI, hrabia Warwick sprawił, że król znów na niego powrócił. Małgorzata wróciła do Anglii, a wówczas zupełnie nieoczekiwanie Warwick został pokonany w bitwie pod Barnet i królem ponownie ogłoszono Edwarda IV Yorka, który, jak pamiętamy, został mężem Elżbiety Woodville znanej z Białej królowej.

Henryk VI Lancaster (1421-1471)
Tak mniej więcej przedstawia się tło historyczne Władczyni rzek. Jednak to nie Małgorzata Andegaweńska jest tutaj najważniejsza. Najistotniejszą postacią tej części trylogii jest Jakobina Luksemburska – matka Elżbiety Woodville – która opowiada nam tę historię. Jako bardzo młoda dziewczyna, Jakobina wychowywała się na francuskim dworze, gdzie została przekazana pod opiekę swojej przecioty – Joanny Luksemburskiej. Zamek, na którym Jakobina przebywa tak naprawdę należy do Jana Luksemburskiego i jego żony Joanny de Béthune. Przeciota uczy swoją podopieczną magii, lecz przestrzega ją, aby używała jej umiejętnie, bo inaczej może sprowadzić poważne kłopoty. Już wtedy Jakobina dowiaduje się o niejakiej Meluzynie, której najprawdopodobniej jest potomkinią. Postać tej wodnej bogini będzie jej towarzyszyć do końca życia, podobnie jak jej najstarszej córce – Elżbiecie.

Na zamku Beaurevior niedaleko Arrasu we Francji młodziutka Jakobina spotyka Joannę d’Arc, a potem jest świadkiem jej tragicznej śmierci, do której przyczynia się pierwszy mąż Jakobiny – Jan książę Bedfordu. Bardzo szybko Jakobina dostrzega u siebie dar przepowiadania przyszłości. Jej życiu towarzyszą wizje, które skrzętnie ukrywa, aby nie zostać posądzoną o czary. Nawet wróżenie z kart może okazać się zgubne i sprawić, że ten, kto się nim trudni może trafić na stos.

Pierwsze małżeństwo Jakobiny nie należy do szczęśliwych. Jan jest od niej sporo starszy, a do tego jest impotentem, co tłumaczy tym, że nie może jej posiąść, ponieważ jest mu potrzebna jako dziewica. Prawdę powiedziawszy Jakobina ma spełniać bardziej funkcję wyroczni, aniżeli żony i matki. W tym samym czasie dziewczyna zwraca uwagę na oddanego giermka swojego męża – Ryszarda Woodville’a. Dopóki żyje Jan ich uczucie przez obydwojga jest tłumione, ale natychmiast po jego śmierci wybucha tak gwałtownie, że Jakobina jako wysoko urodzona, zniża się do niższej warstwy społecznej i bierze ślub z wybrankiem swojego serca. Następnie państwo Woodville wyjeżdżają do Anglii, gdzie służą na dworze Małgorzaty Andegaweńskiej i Henryka VI. Zarządzają też swoją posiadłością w Grafton w hrabstwie Northamptonshire. Niemalże co roku na świat przychodzi ich kolejne dziecko i tak dochowują się całkiem pokaźnej gromadki pociech. Wydawać by się mogło, że ich życie to jedna wielka sielanka. Otóż nic podobnego. Jakobina wciąż żyje w strachu. Nie bez znaczenia jest też jej udział w Wojnie Kuzynów, a jako oddana przyjaciółka Małgorzaty Andegaweńskiej wciąż wystawiana jest na ogromne niebezpieczeństwo.

Philippa Gregory po raz dziewiąty sprawiła, że przeniosłam się w czasie. Tak, tak. To już dziewiąta powieść tej autorki, którą przeczytałam i nie mam dosyć. Chcę więcej i mam nadzieję, że tak się stanie, zwłaszcza że już czekają na mnie Dwie królowe z cyklu tudorowskiego. Chciałabym też poznać Philippę Gregory w wersji dla młodzieży i przeczytać pierwszy tom serii fantasy pod tytułem Odmieniec. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek znudziła mi się twórczość tej pisarki. Nie ma takiej możliwości. Przynajmniej na chwilę obecną jestem o tym przekonana. Wiem, że się powtarzam, ale cóż poradzić, kiedy Philippa Gregory jest swoistym fenomenem w tworzeniu literatury historycznej. Jestem pod tak ogromnym wrażeniem jej prozy, że nawet napisałam artykuł traktujący o kobietach, które pojawiają się w jej powieściach. Ten tekst powstał na potrzeby magazynu Obsesje i nosi tytuł Kobiety Philippy Gregory. Można go przeczytać tutaj. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, a tych, którzy są sceptycznie nastawieni do tego rodzaju literatury, zachęci do sięgnięcia po którąś z powieści autorki.

Na końcu książki Philippa Gregory zamieściła takie oto zdanie: „[…] Kolejna moja książka będzie traktowała o córkach Ryszarda Neville’a, hrabi Warwick. Już nie mogę się doczekać, aż zagłębię się w źródłach i przystąpię do pracy nad tą opowieścią.” A ja, pani Philippo, już nie mogę się doczekać, kiedy zasiądę wygodnie do tej lektury i znów pozwolę się Pani przenieść do czasów angielskiego średniowiecza, o czym Pani doskonale wie!


Recenzje poprzednich części serii tu i tu




20 komentarzy:

  1. A ja właśnie pożyczyłam Ziemskie radosci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej książki jeszcze nie doszłam, ale powolutku i ją przeczytam. Obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie książki Philippy Gregory. Jak mi się nie uda przeczytać polskich wydań, to będę próbowała zdobyć wersję oryginalną :-)

      Usuń
  2. Świetny tekst. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie zapoznałam się z żadną powieścią tej autorki. Myślę, że jesteś odpowiednią osobą, by polecić mi tytuł od którego powinnam zacząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneczko, jestem przekonana, że Ci się spodoba. Bez względu na to którą książkę wybierzesz, powinnaś być zadowolona, bo ta autorka nie zalicza wpadek ;-)

      Usuń
  3. A mnie strasznie głupio że do Philippy jeszcze nie sięgnąłem ale jak tylko w mojej bibliotece się pojawi, od razu wypożyczam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo słusznie :-) Ciekawa jestem Twojej opinii jako historyka :-)

      Usuń
  4. Widzę, że jesteś wielką miłośniczką twórczości Philippa Gregory. Cieszę się, że spełnia ona twoje czytelnicze wymagania. Ja również mam kilku sprawdzonych autorów, których cenię ponad wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, komentarz wpadł do spamu :-( A co do książki i autorki, to faktycznie Philippa Gregory znajduje się u mnie w czołówce i raczej to się nie zmieni :-)

      Usuń
  5. tak zachwalasz, że trzeba się będzie kiedyś upomnieć u mnie:) coś by może dokupili;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej bibliotece wciąż dokupują. Ta autorka jest u mnie rozchwytywana i dlatego stale pojawiają się nowe publikacje, bo moje panie bibliotekarki kupują książki pod gust czytelnika, a nie pod swój własny ;-)

      Usuń
  6. Ja gdy tylko dojrzałam jej nazwisko w bibliotece od razu pomyślałam o Tobie i pochwałach jakie zawarłaś w wielu recenzjach na temat tejże autorki - póki co z chęcią przyznaję Ci rację, pani Gregory doskonale wie co robi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja już biorę w ciemno książki Philippy. Tak jak napisałam w recenzji: ona jest swoistym fenomenem i nie umiem przejść obojętnie obok jej książek :-)

      Usuń
    2. Ja na razie uczę się ją czytać i przyznam Ci szczerze, że podczas lektury "Czarownicy" czułam się, jak... zaczarowana;) Główna bohaterka Alys, choć wręcz budziła moją odrazę potrafiła na tyle przyciągnąć uwagę, e nie mogłam do rana oderwać się od książki;)Jak widać pani Gregory uzależnia;)

      Usuń
    3. Oj, tak. Pani Gregory bardzo uzależnia. Myślę, że stworzenie takiej odpychającej bohaterki, a jednocześnie przyciągającej to wielka sztuka. Skoro twierdzisz, że jej się to udało, to jestem pełna podziwu, choć mnie do Gregory przekonywać nie trzeba :-) Już nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam "Czarownicę" :-)

      Usuń
  7. Cóż ja mam powiedzieć? ;) Chyba tylko tyle, że jestem coraz bliżej lektur tej pani. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam za słowo i wyczekuję Twojej opinii :-)

      Usuń
  8. Sprawdź mój komentarz w spamie. bardzo często tam trafia, bo dużo blogów odwiedzam i komentuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tę książkę przeglądałam dzisiaj w bibliotece. Ale jej gabaryty na razie kazały mi ją odłożyć, bo potrzebne było coś do pociągu, żeby za dużo nie dźwigać. Dzięki za kolejny wpis do wyzwania, zamieszczę jutro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie książki Gregory to wielkie tomiska i trochę czasu zajmuje ich przeczytanie, ale naprawdę warto. Mam nadzieję, że kiedyś coś przeczytasz tej Autorki. Natomiast co do wyzwania, to mam jeszcze kilka pozycji w zapasie z okresu średniowiecza ;-)

      Usuń